Rozdział osiemnasty

38.6K 1.3K 325
                                    

3/5

Rachel

- Cześć, Cole - mruknął Blaise, dzięki czemu wszyscy odwrócili się w jego kierunku. Ja w reszcie wyswobodziłam się z uścisku brata, a Colin w szale radości skoczył swojemu ojcu na plecy.

- Tata - pisnął Colin, wtulajac się w niego.

- Co tu ty robisz?! Nie zapraszałem cię! Rachel, wyjaśnij to! - krzyczał Cole, przez co mała Mery wpadła w histerię. Zaczęła płakać, więc Lottie szybko ją zabrała wraz z Colin'em, posyłając przy okazji nam pokrzepiające uśmiechy.

- Cole, to Blaise, ojciec Colin'a. On go bardzo lubi, Cole - stwierdziłam, patrząc na niego niewinnie. Musiał po prostu mi uwierzyć. Blaise się nie zmienił, ale to właśnie takiego go pokochałam. Ten nie myślący przystojniak był zanadto opiekuńczy, zaborczy jak i troskliwy. Potrafił rozśmieszyć mnie do łez jak i wprawić mnie w nastrój rozjuszonego byka. Był po prostu cudowny. Ale głupim, nierozsądnym i nie patrzącym na konsekwencje mężczyzną z wielkim sercem.

- Wiem, ko to jest, Rachel! To idiota, który cię zdradził z moją narzeczoną! - darł się, jakby co najmniej ktoś go obdzierał ze skóry. Przewróciłam zirytowana oczami na jego słowa. Jak dla mnie, znacznie przesadzał.

- Posłuchaj, mnie ty, no! Tobie nic się nie stało! Fakt, wtedy to była tragedia, ale Meghan w takim razie prędzej czy później i tak by cię zdradziła z pierwszym, lepszym. A i tak odbudowałeś sobie życie z dużo lepszą Charlotte, która dała ci cudowne dziecko, więc z łaski swojej nie narzekaj na swoje cudne życie, dobra?! Najbardziej to ja na tym ucierpiałam, nikt inny! A skoro ja mówię, że jest okey i, że jako tako wybaczyłam mu, to powinieneś to uszanować i nie mieć problemu, tylko rozmawiać z nim normalnie! - krzyknęłam, mierząc ich obojgu wzrokiem i wychodząc z pokoju.

***

- Ciociu Polly! Jak ja dawno cię nie widziałam! Ile to już minęło? Pięć lat? - przywitałam się z ciotką, wstając od stołu aby ją uściskać. Przy stole jak na razie siedzieliśmy tylko my. Nikt nie widział Colin'a, a przez zły okres w czasie ciąży, nikomu o tym nie mówiłam, przez co nikt z mojej rodziny nie wiedział co się działo w ciągu tych czterech lat. A to dało mi świetny pomysł, aby nie wyjść na jakąś puszczalską. - To jest mój narzeczony Blaise, a to nasz synek Colin - powiedziałam, pokazując na mężczyznę z dzieckiem na kolanach.

Błekitnooki zdziwimy na mnie spojrzał, a gdy posłałam mu znaczące spojrzenie, ten ze zrozumieniem pokiwał głową, uśmiechając się miło do starszej pani.

- Dzień dobry, pani. Rachel dużo o cioci wspominała - oznajmił, popisując się.

Westchnęłam, przewidując to, że będzie tak cały wieczór.

- Rachel?! Pomogłabyś mi?! - Usłyszałam krzyk Lottie z kuchni, więc szybko do niej podeszłam.

- Co przynieś? - zapytałam, pojawiając się obok niej i biorąc do ręki miskę z sałatką Gyros.

- Zaczekaj - powiedziała, gdy chciałam pójść odnieść jedzenie. Odwróciłam się w jej kierunku, posyłając pytające spojrzenie i odkładając na blat miseczkę.

- Czujesz coś nadal do Blaise'a? - zapytała, na co przegryzłam dolną wargę w skupieniu.

- Dlaczego o to pytasz, Lottie? To nie ma znaczenia, zdradził mnie, Charlotte - mruknęłam, przytulając się do niej. - To tak boli - dodałam po chwili, czując jak jedna, malutką łza wydostała się z oka.

- Cii, wiem, skarbie. Wiem - Starała się mnie pocieszyć, tuląc mnie do swojej piersi. - Ale Blaise się naprawdę stara. Rozmawiałam z nim i... Daj mu szansę, Rachel

***

Daj mu szansę – prychnełam w myślach na to.

Łatwo mówić! Niby jakaś nadzieja się w moim sercu wtedy zrodziła, ale jezu... To było irytujące. Ten dupek, zdradził mnie z mojej przyjaciółką! Nakryłam go!

- Rachel? Wszystko w porządku? - Usłyszałam troskliwy głos Blaise'a, który położył swoją rękę na moim udzie. Spojrzałam na nią, a następnie na jego właściciela unosząc brew ku górze w kpiącym geście.

Ma pięć sekund, inaczej za siebie nie ręczę.

- Weź tą rękę - wysyczałam, mrożąc go wzrokiem. Mężczyzna spojrzał na mnie z czymś takim... Ze zrezygnowaniem? Ze smutkiem? Przegryzł wargę, opuszczając w dół rękę.

- Po prostu... Martwię się o ciebie - mruknął, zerkając na mnie kątem oka.

Prychnełam, wlewając w siebie całą lampkę wina.

- Ty? Martwisz się? O mnie? Dobre - przychnełam , po raz kolejny, śmiejąc się cichutko.

Blaise spojrzał na mnie z uniesioną ku górze brwią i przybliżył się ku mojego ucha.

- Nie dobre, a prawdziwe, kochanie - szepnął, na co zadrżałam. Spojrzałam na niego z przegryzioną wargę, delikatnie muskając palcami jego gładki policzek.

---

Także ten...

Wcześniej opublikował się przez przypadek, przez co przepraszam.

Taki troszeczkę krótszy, ale przez następny rozdział mam nadzieje że mi wybaczycie.

Gwiazdkujcie, komentujcie!

Wasza
Princess_of_asshole

Mom, do you love daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz