Stałem przed tymi dziwnymi typami gotów na odparcie ewentualnego ataku. Nie widziałem ich twarzy. Mieli je zakryte pod białymi kapturami. Wyglądali jak jacyś mnisi. Jednak bardzo dziwiła mnie ich postawa. Stali zwyczajnie. Bez broni. Bez żadnych oznak złych zamiarów. Było to trochę podejrzane i dziwne zarazem. W końcu przed chwil kazali mi się zatrzymać! Skoro nie chcą walczyć to po jakiego grzyba mnie zatrzymali!? Nagle jak na komendę zdjęli kaptury. Było to dwóch chłopaków i jedna kobieta.
Pierwszy najstarszy stojący po środku, zapewne przywódca, miał na oko 30 lat. Jego włosy były całe szare, oczy miały bardzo intensywny odcień błękitu i generalnie był bardzo dobrze zbudowany i co za tym idzie... wysoki. Irytujące kiedy ktoś przewyższa cię o trzy głowy jak nie więcej. Przez lewe oko na jego twarzy przechodziła potężna szrama zapewne po ciosie bronią białą. Aż dziw że nie stracił oka. Emanowała od niego potężna powaga przez co czułem się nieswojo a jego wzrok zdawał się przeszywać duszę na wylot.
Drugi chłopak był już znacznie młodszy i w przeciwieństwie do pierwszego uśmiechał się. Wróć... on promieniował wręcz tym uśmiechem który mógłby zarażać! Był niższy od siwowłosego ale dalej przewyższał mnie o głowę co było wielkim minusem. Jest Szatynem a jego oczy mają kolor zielony, co sprawiało że dziwnie wyglądał. Miał kilka piegów na policzkach. Był raczej chudy ale dobrze zbudowany. Jego aura była uosobieniem szczęścia.
Trzecia, kobieta, była raczej poważnym typem kobiety. Blondynka o długich włosach, sięgających do kolan i niebieskich oczach. Była mojego wzrostu. Ujdzie. I.......um..... to.... w sumie tyle na jej temat. A! nie chwila! Najważniejsze! Nie ma piersi! No... teraz już wszystko. Hehe
- Ease, man! - Powiedział luzacko szatyn
- Kim jesteście!? - Spytałem bez ceregieli!
- Spokojnie młody - Powiedział siwowłosy - Nie jesteśmy twoimi wrogami ani nikim takim innym - WTF!
- Co?! - Nie zrozumiałem
- Eh - Dziewczyna westchnęła - Co za debil - Powiedziała cicho i DO KOGO TO BYŁO! - Mówi po prostu że jesteśmy po twojej stronie, DOTARŁO!? - Poczułem się jakby mnie matka opieprzyła co jest dziwne bo matki nie znałem
- Że co?! - Zdwoiłem moją uwagą bo w końcu to może być podstęp
- Eh, mówiłem że nie uwierzy - Stwierdził z przekąsem Szatyn posyłając do dziewczyny kpiący wredny uśmiech który ją podminował ale ta powstrzymała się od komentarza i strzeliła focha
- EJ! LUDZIE! - Krzykną zbulwersowany siwowłosy - NIE CZAS TERAZ NA WASZE PRZEKOMARZANIA! - Spojrzał na mnie na co drgnąłem - Wracając, przybyliśmy tu na rozkaz naszego przywódcy z rozkazem by cię chronić za wszelką cenę - Powiedział to z wielką powagą
- Co? Jakiego przywódcy!? Chronić mnie? W co wy gracie?! - Jestem kompletnie zdezorientowany - Z jakiego Zakonu jesteście?! A może pracujecie dla demonów? A! A może sami nimi jesteście! - Patrzyli na mnie skołowani, prócz dziewczyny, a ja miałem wściekłość wymalowaną na twarzy
- Nie jesteśmy z żadnego z tych brudnych, pfu, zakonów a tym bardziej nie jesteśmy demonami - Odpowiedział siwek
- Czemu miałbym wam uwierzyć? - Spytałem choć już mniej agresywnie zwarzywszy na to iż jego opanowanie zrobiło na mnie pewne wrażenie
- Jak to dlaczego... - Teraz siwek się lekko zaciął - Widzisz symbol na naszych szatach? - Spytał wskazując na sporawy czarny symbol na swojej szacie
- Hm, gdzieś.... gdzieś chyba już go widziałem... tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie - Byłem skołowany ale naprawdę kojarzyłem ten symbol
CZYTASZ
Że kim jestem?!
FanfictionRin po ujawnieniu swojego największego sekretu jest zmuszony uciekać przed Zakonem i swoimi dawnymi przyjaciółmi, w tym bratem. Gdzie jednak będzie bezpieczny? Jakie działania podejmie? Kto mu pomoże?