Rozdział II

408 41 10
                                    

🎧  Harry Styles – Sign of the Times

Kiedy od dwudziestu minut stali w korku, a tematy do rozmowy chwilowo się wyczerpały, James mógł zamknąć oczy i pogrążyć się w swoich myślach oraz stworzyć coś na kształt snu albo alternatywnej rzeczywistości.
Przez lata nauczył się wyłączać kiedy tylko chciał i odcinał się od wszystkiego, jednocześnie pozostając całkowicie świadomym tego, co działo się dookoła.

Po raz kolejny przed jego oczami pojawiła się ona. Ubrana w tą samą sukienkę, którą miała na sobie wtedy w teatrze.
Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła przed siebie rękę, ale kiedy chciał jej dotknąć, wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Z jej ust pociekła krew, a oddech stał się płytki.
Upadła na plecy, a tumany kurzu i piasku wzbiły się w powietrze, sprawiając, że brunet nie mógł nic zobaczyć.
—  James... James, pomóż mi... – mówiła głosem, przez który na wskroś przechodził ból.
— Charlotte! – krzyknął Moriarty i zaczął machać rękami, by chociaż trochę rozrzedzić zasłonę dymną. — Gdzie jesteś?!
Nie odpowiedziała mu. Mężczyzna słyszał tylko jak z trudem próbuje łapać powietrze, ale nie mógł jej nigdzie zlokalizować, chociaż przecież przed chwilą była tak blisko...

Sekundę potem Jim uniósł powieki.
W pierwszej chwili brunet miał wrażenie, że promienie słoneczne wypalają mu oczy, ale już po kilku sekundach się do tego przyzwyczaił.
Poprawił się na siedzeniu, a potem zerknął na Sebastiana, który akurat wychylał się przez okno i pokazywał komuś środkowy palec.

— Boże, co za idioci... – mruknął Moran, po czym wrócił na swoje miejsce, przyłożył rękę do czoła i wypuścił głośno powietrze z płuc. — Co ty tam jeszcze mruczysz?! – warknął, uprzednio spoglądając w lusterko, na kierowcę Toyoty.

Dziesięć minut później skręcili z głównej drogi i po przejechaniu kilku kolejnych metrów byli już na miejscu.

~*~

Moriarty wywrócił oczami, a potem westchnął ciężko.
Naprawdę miał dość ludzi i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że powinien zamieszkać tam, gdzie nie będzie istot rozumnych, albo przynajmniej będzie ich niewiele.

Patrzył na sekretarkę Holmesa z przechyloną na bok głową tak długo, aż w końcu zaczęła się jąkać i wprowadziła go do sali konferencyjnej, w której akurat odbywało się jakieś spotkanie dotyczące bezpieczeństwa kraju.

Wszyscy zgromadzeni przy stole w jednej chwili odwrócili głowy w stronę drzwi.

— P-przepraszam panie Holmes, ale pan Moriarty... – zaczęła blondynka, nerwowo gestykulując i spoglądając to na Jamesa, to na niego.

Mycroft zamilkł w pół słowa i zawiesił spojrzenie na brunecie, podobnie jak reszta zgromadzonych.

— Dokończymy to jutro. Przepraszam i do widzenia państwu – powiedział, po czym ruszył w stronę wyjścia, pociągając za sobą Moriarty'ego.
Jim otworzył szerzej oczy i mruknął coś o pójściu na całość, ale Holmes zbytnio skupiał się na tym, by nie zabić go na oczach niemal całego brytyjskiego rządu.

~*~

Moriarty zaczął chodzić po gabinecie i dotykał wszystkiego co zainteresowało go chociaż trochę, jednocześnie sprawiając, że Mycroft chciał zabić go w jakiś bardzo bolesny sposób.

— Może darujemy sobie te uprzejmości i powiesz mi dlaczego zatruwasz moją przestrzeń? Nie zabrałeś mi już wystarczająco dużo? – zapytał Holmes, zakładając nogę na nogę i posłał brunetowi pogardliwy uśmiech.
Nie miał zamiaru udawać, że wszystko co się stało przeminęło z wiatrem i nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Nie chciał, czy raczej nawet nie umiał, kłamać w tej sprawie. Charlotte była zbyt dużą częścią jego życia, nawet jeśli nie chciał tego przyznać na głos.

Devil's Company |Moriarty&Moran|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz