Rozdział XII

138 15 3
                                    

🎧 Royal Deluxe – I'm a Wanted Man

— Kurwa!
Moran otarł krew ściekającą z wargi, po czym przyjrzał się rozdartemu rękawowi swojej skórzanej kurtki.

Teraz naprawdę się zdenerwował.

Pocisk minął jego skórę zaledwie o milimetry i cudem nie rozerwał mu łokcia.
Kiedy stał się tak niezdarny i nieuważny?
Zacząłby się nad tym zastanawiać, gdyby tylko miał czas i kolejny pocisk nie świsnął mu obok ucha.
— Moran, do cholery! Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął Moriarty, chowający się za filarem, zmieniając magazynek w pistolecie.
— Wybacz, szefie!
Rozdzierający ryk alarmu sprawiał, że blondyn był niewyobrażalnie zirytowany.
Nienawidził tego małego złomu od zawsze.
Wziął głęboki oddech, po czym wychylił się i szybko strzelił w głośnik.
Trzask, a potem głuche uderzenie i krzyk mężczyzny, na którego spadło urządzenie sprawiło, że na twarzy mężczyzny pojawił się lekki uśmiech.
Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Dobrze.
Bardzo dobrze.
Rzucając Jamesowi szybkie spojrzenie, dostrzegł, że on także się uśmiechnął.
Ale teraz nie było czasu na chwalenie się swoimi wybornymi strzeleckimi umiejętnościami.
Musieli działać tak szybko, jak tylko się dało.
Pozbyli się co prawda wszystkich ochroniarzy, ale niewykluczone, że komuś i tak udało się wezwać posiłki.

Moriarty przeładował broń, poprawił płynnym gestem włosy, po czym wyszedł ze swojej kryjówki i zaczął strzelać do każdego, kto akurat się nawinął.
Cała ta scena wyglądała bardzo dramatycznie i Sebastian wywrócił w myślach oczami chyba z tysiąc razy.

Po kilku minutach wreszcie dotarli na miejsce.
Moran ostrożnie zajrzał do gabinetu, po czym wkroczył do środka.
W pierwszej chwili pomyślał, że pomieszczenie jest puste, ale gdy bardziej wytężył zmysły, usłyszał płytki, chrapliwy oddech. Dźwięk dochodził z okolic dębowego biurka, które od frontu było zasłonięte grubą, wypolerowaną deską oraz fotelami dla interesantów.
Blondyn uniósł brew i zerknął na Jamesa, który gestem głowy dał mu znać, by ten się pospieszył. Sebastian westchnął cicho, przeładował broń i bezszelestnie podszedł do biurka.

~*~

— Naprawdę mam wpakować go do bagażnika? – zapytał Sebastian, zerkając to na ich zakładnika, to na Moriarty'ego.
Mężczyzna schował zakrwawione dłonie do kieszeni zniszczonej w walce marynarki i odkaszlnął.
— A gdzie indziej? – mruknął brunet. — Z przodu z nami nie pojedzie.
Moran westchnął ciężko i otworzył klapę bagażnika, po czym zdjął podwójne dno.
— Powinien się zmieścić – dodał Jim, obrzucając zakrwawionego, nieprzytomnego, związanego mężczyznę szybkim spojrzeniem. — Szybko.

Blondyn ze stęknięciem podniósł bezwładne ciało i ułożył je w bagażniku.
Po tym szybko zatrzasnął klapę i gdy już chciał wskoczyć za kierownicę, kiedy uświadomił sobie, że to miejsce zajął James.
Zamrugał zaskoczony i zmarszczył brwi.
Nigdy nie widział jak Moriarty prowadzi auto.
Odkąd się znali to on zawsze był kierowcą.
— Na co czekasz?! Z drugiej strony, Moran! – wrzasnął brunet, wyrywając Sebastiana z zawieszenia.
Sekundę potem auto ruszyło z piskiem opon, a za nim pojawił się sznur innych samochodów.
Moran rzucił im szybkie spojrzenie we wstecznym lusterku i przełknął ślinę.
— Magnussen... – mruknął, kładąc dłoń na kokpicie.
— Długo mu to zajęło – odpowiedział James z najczystszym zawodem w głosie.
Blondyn znów na niego zerknął, ale starał się nie gapić.
Wiedział, że Moriarty zdaje sobie sprawę z zaintrygowania oraz zmieszania, które mu towarzyszyło.

Wskazówka licznika cały czas zmierzała w prawo, mimo iż jechali w terenie zabudowanym i musieli wyprzedzać każde auto przed nimi.
Moriarty wykonywał niebezpieczne manewry; skręcał w ostatniej chwili, jeździł slalomem i hamował w niespodziewanym momencie, by zgubić ich ogon.
Sebastian nawet nie wiedział, w którym momencie zacisnął dłoń na wzmocnieniu przy drzwiach, ale robił to tak mocno, że aż poczuł ból w palcach.
Inaczej zachowywał się, kiedy sam prowadził, a inaczej, kiedy stawał się świadomy tego, że przez takie wyczyny mogli zginąć w przeciągu sekundy.

James widząc jego minę uśmiechnął się krzywo.

— Nie bój się, Sebastian. Jeszcze nie nadszedł nasz czas. Obydwoje mamy coś ważnego do zrobienia – powiedział, obrzucając blondyna długim spojrzeniem, podczas którego na dobrą sprawę mogli zginąć.
Ciało Morana przeszedł dziwny dreszcz z gatunku tych, których się w życiu nie zapomina.
Chciał się poruszyć, zmienić pozycję, w jakiej siedział, a najlepiej znaleźć się już w miejscu, gdzie nie będą mieli nieproszonego towarzystwa.
Chwilę potem inne auto uderzyło w ich bok, a kierowca otworzył szybę i wyciągnął rękę z pistoletem.

— Ty gnoju – warknął James, a potem nacisnął na hamulec i rozległ się rozrywający pisk.
Pocisk przeleciał tuż przed maską, cudem nie zdzierając lakieru.
Sekundę potem znów mknęli zatłoczoną drogą, kierując się ku wyjazdowi z miasta.

Sebastian, który odzyskał panowanie nad sobą, sięgnął do przerobionego schowka i wyciągnął z niego jedną ze swoich ulubionych zabawek.
Pistolet, którego używał po raz ostatni w dniu, kiedy Charlie...
— Z twojej prawej, Moran! – wrzasnął brunet, odchylając się maksymalnie do tyłu, by mężczyzna miał czystą linię strzału.
Pół minuty później wrogie, czarne Audi skręciło gwałtownie i uderzyło w ciężarówkę.
Wiatr wpadający do środka samochodu przez otwartą szybę miotał włosami Jamesa, jednocześnie chłodząc ich rozgrzane, zarumienione twarze.
Na moment zapanowała głucha cisza, ale zaraz potem z ust Sebastiana wyrwał się dziki ryk zwycięstwa.
Moriarty zasunął szybę, po czym zmienił bieg i znów wcisnął pedał gazu w podłogę.
Mieli za sobą jeszcze trzy auta, a za nimi kolejne utrudnienie w postaci radiowozów.

~*~

Bramy prowadzące do Upadłego Nieba zaskrzypiały złowrogo, kiedy Sebastian pchnął je wytężając siły.
Nie byli tutaj od czasu, kiedy zabrali ze sobą Charlotte.

Blondyn przeszedł po żwirze na bok, ustępując miejsca na przejazd auta, czując jak wszystkie jego wnętrzności się ściskają.
Kiedy zerknął na Moriarty'ego, który moment potem wysiadł z czarnego Jaguara, stwierdził, że on musi czuć się jeszcze gorzej.
Blask w jego oczach zniknął, a jego wargi były zaciśnięte w cienką linię.

Zamknął drzwi z trzaskiem, po czym skierował się do bagażnika i otworzył klapę.
Moran zdążył już zapomnieć o ich gościu, który towarzyszył im podczas podróży.
Nadal był nieprzytomny, ale oddychał i nie wydawał się być jakoś poważnie uszkodzony.
Cóż, nie bardziej niż wcześniej.

Żwir znów zatrzeszczał, kiedy Sebastian zbliżył się do auta.
Blondyn dokładnie przyjrzał się mężczyźnie w bagażniku i zmarszczył brwi.
— To naprawdę jego brat? – zapytał Jamesa, rzucając mu podejrzliwe spojrzenie.
— Nie. Kochanek jego brata – odparł brunet, włożył dłonie do kieszeni i ruszył ku wejściu do Upadłego Nieba.
Moran gwizdną cicho, a potem wyciągnął zakładnika z bagażnika i przewiesił go sobie przez ramię, po czym udał się w ślad za Moriartym, pod nosem mrucząc coś o byciu tragarzem.

Devil's Company |Moriarty&Moran|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz