🎧 The Neighbourhood – Everybody's Watching Me
Nikt inny nie mógł wykonać tego zadania lepiej niż ona.
Niezwykła, tajemnicza, pełna wdzięku, a przy tym profesjonalna do granic możliwości.
Spędziła z Sherlockiem i Johnem tyle czasu, że już chyba nic nie wydawało jej się dziwne.
Morderstwa były na porządku dziennym i potrzeba było czegoś więcej żeby ją przestraszyć. Nawet więcej, niż taki gnojek, jakim był Charles Augustus Magnussen.Wielu myślało, że odeszła i już nigdy nie wróci.
Mogli tęsknić, wylewać łzy, przeklinać świat, zapijać smutki i wątpić.
Ale ona nadal była obecna. Czekała jedynie na odpowiedni moment, który właśnie nadszedł.
Musiała wyjść z ukrycia, bo sprawy zaszły zdecydowanie za daleko.
Czy tęskniła? Oczywiście.
A czy tęsknili za nią? Cholera, i to jeszcze jak!Zdjęła okulary przeciwsłoneczne, westchnęła cicho i spojrzała na napis na nagrobku.
Nie spodziewała się niczego więcej, bo co można było jeszcze tam dodać? Poza tym wiedziała doskonale, że ludzie w takich momentach jak przeżywanie żałoby nie myślą do końca trzeźwo. Sama przez to przeszła i to nie tak dawno...
Założyła nogę na nogę, rozejrzała się dookoła, ale zaraz po tym wstała i przeszła kilka kroków.
Nie miała pojęcia jak długo miała czekać.
Moriarty był nieprzewidywalny, ale była pewna, że się pojawi. Musiał się pojawić.Po dziesięciu minutach naszło ją na wspomnienia tych wszystkich chwil, które wywołały uśmiech na jej twarzy.
Łzy mimowolnie wezbrały się w jej oczach, ale zamrugała szybko żeby się nie rozkleić.
Nie teraz. Jeszcze nie teraz. Na to przyjdzie czas, kiedy będzie po wszystkim.Wzięła głęboki oddech. Musiała zacisnąć mocniej palce wokół paska od torby żeby opanować drżenie rąk.
Mimo wszystko nieco się stresowała, ale z drugiej strony musiała zrobić to, co do niej należało.~*~
Sebastian zerknął na Moriarty'ego znad gazety.
— Nowy Westwood? – zapytał, unosząc brew.
— Nie, wyprany w Perwollu – odparł brunet i wywrócił oczami. — Oczywiście, że nowy, Moran! Ktoś z tej dwójki musi wyglądać.
— Hej! – obruszył się blodnyn, odłożył gazetę, wstał i pokazał na swoje ubranie. — Ta kurtka to klasyk, okej? Nie ma już takiej skóry! Widziałeś ten szajs w sklepach, James?! To jest po prostu...
— Już się tak nie podniecaj, Moran. Weź płaszczyk i jedziemy – przerwał Moriarty, ostentacyjnie włożył pistolet do wewnętrznej kieszeni marynarki, po czym ruszył w stronę garażu.
— Jak Boga kocham, uduszę go kiedyś... – wymamrotał Sebastian, zgarnął kluczyki z blatu i ruszył w ślady bruneta.Pół godziny później Moran zatrzymał auto na niemal pustym parkingu i wyłączył silnik.
Zerknął na Moriarty'ego, który miał utkwiony wzrok gdzieś w punkcie nad bramą cmentarza, a potem przygryzł wargi.
Blondyn toczył ze sobą wewnętrzną walkę, czy powinien jakoś odezwać się i skomentować poczynania, bądź co bądź, swojego przyjaciela i szefa w jednym, czy jednak ocalić życie i nie mówić nic.
Posłał bruentowi jeszcze jedno szybkie spojrzenie.
Mężczyzna zaciskał palce tak mocno, że jego kostki stały się niemal białe, a oddech znacząco przyspieszył.
Nie często Moran był świadkiem takich reakcji ze strony Moriarty'ego, ale od tamtych wypadków zdarzało się to znacznie częściej.
Nie winił go.
James zawsze był silny i radził sobie z najróżniejszymi problemami czy sytuacjami, więc Moran miał pewność, że poradzi sobie i z tym.
Wyjątkiem był jednak czas.
Z innymi sprawami trwało to bardzo krótko. Czasami tylko tyle, że Sebastian ledwo zdążył cokolwiek zauważyć.
A teraz ciągnęło się to miesiącami i liczyło w litrach bursztynowego alkoholu.
Ale niczemu się nie dziwił.
Moriarty pozwolił sobie na słabość jeden jedyny raz i teraz ponosił tego konsekwencje.Z zadumy wyrwał go odgłos zamykanych drzwi.
James pewnym krokiem zbliżał się do bramy cmentarza, po drodze zapinajac marynarkę.
Owinął palce wokół prętów ogrodzenia i z rozmachem otworzył ją, a potem pociągnął za sobą, zamykając z trzaskiem.
Nieprzyjemny odgłos rozniósł się po najbliższej okolicy i zaświdrował w uszach Morana.
Mężczyzna wypuścił głośno powietrze i położył dłoń na kierownicy.
Teraz naszły go wątpliwości czy Moriarty w ogóle będzie kiedyś w stanie całkowicie się po tym pozbierać...Brunet przeczesał palcami włosy, skręcił w odpowiednią alejkę i ruszył dalej na północ.
Drogę do jej grobu znał na pamięć i trafiłby tam nawet z zawiązanymi oczami.
W większości, to przecież on wydeptał ścieżkę, która do niej prowadziła.Będąc już prawie na miejscu, wiedziony jakimś dziwnym przeczuciem/mistyczną tajemną siłą, podniósł wzrok, i kiedy dotarło do niego, to, co zobaczył, zatrzymał się gwałtownie.
Kobieta stała tuż przy grobie, z małą torebką w dłoni i patrzyła w jego stronę.
Jego serce na moment przestało bić, a potem przyspieszyło rytm o jakieś trzy razy.
Na kilka sekund stracił możliwość ruchu i racjonalnego myślenia.
Zaczęło szumieć mu w uszach, a kolana zmiękły i chyba jedynie cud powstrzymał go przed upadkiem.Chwilę późnej rozejrzał się dookoła, i nadal z walącym jak młot sercem, ruszył w stronę kobiety.
Kiedy do niej podszedł poczuł, jak cały jego świat rozpada się na nowo.Wbrew sobie poczuł nadzieję.
Wbrew sobie, w jego zamarzniętym sercu zapaliła się iskra, która dotyczyła niemożliwego.
Wbrew sobie, poczuł na nowo coś, co tylko ona potrafiła z niego wykrzesać.— Czekałam na ciebie – powiedziała wreszcie, kiedy on wpatrywal się prosto w jej oczy.
— Nie spodziewałem się... – powiedział, ale jego ton zabrzmiał tak żałośnie, że sam miał ochotę dać sobie w twarz i krzyknąć, żeby wziął się wreszcie w garść.
Odkaszlnął sztucznie, zamrugał szybko, schował ręce do kieszeni, po czym przybrał swój typowy wyraz twarzy rasowego przestępcy-konsultanta.
— O co chodzi, pani Hudson? – zapytał.Wyraz twarzy kobiety także się zmienił.
Z dobrodusznego i nostalgicznego, na pełny gniewu oraz innych, stłumionych emocji, które musiały buzować w niej od bardzo długiego czasu.
— Nie mieliśmy ostatnio okazji do rozmowy – zaczęła, po czym odwróciła się, zrobiła kilka kroków i usiadła na ławce.
Spojrzała na nagrobek Charlie, westchnęła cicho, a potem wróciła spojrzeniem do Moriarty'ego.
— Często tu przychodzisz? – zapytała, a wyraz jej twarzy znów uległ zmianie.
— Prawie codziennie od pewnego czasu – odpowiedział. — Niech mi pani powie o co tu chodzi? To jest ten genialny pomysł Sherlocka? Pani? Ma pani mnie znowu pobić czy może tym razem namówić do współpracy? Bo zapewniam, że żadna z tych rzeczy się nie uda.Kobieta uśmiechnęła się słabo i poklepała miejsce na ławce obok siebie.
Moriarty mimo złości, rozgoryczenia i żalu, który się w nim pojawił, usiadł obok niej.
Przez dłuższy moment panowała między nimi cisza, którą pani Hudson wreszcie przerwała.
— Wiem, że ją kochałeś. Na swój chory sposób, którego nikt nigdy, poza nią, nie będzie w stanie pojąć, ale wiem, że tak było... Nigdy nie wybaczymy ci jej śmierci. Dla mnie, Johna i Mycrofta to zawsze będzie twoja wina, ale teraz nic już nikomu nie pomoże.
— Mogłaby pani przejść do sed...
— Nie przerywaj mi! – krzyknęła, a brunet mimowolnie się spiął i zamknął usta. — Jedyne co teraz możesz zrobić to się zemścić. Sherlock ma plan, ale potrzebuje żeby pan zajął się czymś innym, co odciągnie uwagę Magnussena od tej sprawy i...
— Nie – przerwał Moriarty, a lodowaty ton jego głosu sprawił, że po plecach pani Hudson przeszedł zimny dreszcz. — Proszę przekazać Sherlockowi i doktorowi Watsonowi, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Magnussen jest na mojej prywatnej liście i nie będzie żadnej współpracy. Jedyne, na co możecie liczyć, to jego głowa w pudełku na wycieraczce. A teraz, jeśli pani wybaczy, żegnam – powiedział i nie czekając na reakcję, oddalił się, pozostawiając kobietę samą.Kilka chwil potem, wpadł do samochodu, wyrywając tym samym Sebastiana z drzemki.
— Jedź – syknął, wlepiając wzrok w punkt za przednią szybą.
— Ale...
— Jedź do kurwy nędzy, Moran! – wrzasnął, z zaszklonymi oczami i na nowo złamanym sercem.Jak mógł pomyśleć, chociaż przez chwilę, że ona nadal żyje...?
CZYTASZ
Devil's Company |Moriarty&Moran|
FanficKontynuacja fanfiction "Black Wings". - Moriarty & Moran Spółka Zło, w czym możemy pomóc?