Rozdział IX

210 18 7
                                    

🎧  Adam Jensen – The Hunter

Stało się tak, że Moriarty poczuł się całkowicie wybity z rytmu.
Bycie przestępcą-konsultantem odeszło ma dalszy plan, a jego miejsce zastąpiło bycie zranionym kochankiem.
Ból serca oraz duszy pochłonęły go niemal całkowicie, a tęsknota pochwyciła w swoje szpony.
Ludzie, którzy wcześniej byli źródłem jego zarobków, wydawali się jeszcze bardziej zwykli i nieznośni.
Ich priorytety były po prostu śmieszne i ciężko było trafić na kogoś, kto chociaż w minimalnym stopniu miałby jakąś interesującą wizję świata. Albo chociaż pomysł. Jeden mały pomysł, który ustawiłby go z powrotem na właściwym torze.

Ale pijąc whiskey w towarzystwie Sebastiana Morana, Jim uświadomił sobie, że tylko on sam jest w stanie pokierować tym wszystkim tak, by znów miało jakiś sens.
Tym razem nie pozwoli sobie już na nowe słabości.
Tym razem nie da się zawładnąć czemuś nowemu.
Będzie trzymał się tego, co ma i co zna.

Gorzki smak alkoholu sprawił, że skrzywił się nieco i wydmuchał głośno powietrze.

Potrzebował nowego planu, w którym nie będzie miejsca na sentymenty.
Wszystko musi być zaplanowane tysiąc razy lepiej niż ostatnio.
Musi działać w odpowiednich momentach, przez odpowiednich ludzi i w odpowiedni sposób.
Oczywiście, gdyby tylko chciał, mógłby dokonać tego w pojedynkę, ale nawet on potrzebował kogoś, z kim mógłby dzielić ten sukces.
Zwycięstwo smakuje zupełnie inaczej, kiedy ma się kogoś u swego boku.

Brunet zamieszał płynem w szklance, a kostki lodu zadźwięczały głośno, przykuwając jednocześnie uwagę Sebastiana.
Moriarty uśmiechnął się w duchu.
Moran jak zwykle był czujny.

Czasami sam James zastanawiał się dlaczego Sebastian postanowił z nim zostać po tym wszystkim.
Dlaczego nie opuścił go, kiedy ich życie wisiało na włosku i to nie raz czy dwa?
Ryzykowali cały czas – więzieniem, bankructwem, a czasem nawet stratą życia... lub siebie nawzajem.

Ale on nadal tutaj był.
Dosłownie.
Siedział obok, patrzył w kominek i pił whiskey.

James westchnął ciężko.
Było kilka logicznych wyjaśnień na takie zachowanie, ale alkohol nie pozwalał mu już na to, żeby wszystko rozważyć.

Przechylił szklankę i wypił resztę jej zawartości.
Podobnie było z czterema następnymi.

~*~

Żaden z nich nie wiedział dokładnie kiedy to się stało, ale żaden też nie czuł potrzeby, by się nad tym zastanawiać.
W ich żyłach płynęło tyle alkoholu, iż nie było opcji, by któryś z nich zagłębiał się w znaczenie czy konsekwencje tego, co robią.

James chwiejnym krokiem podszedł do Sebastiana, usiadł na nim okrakiem i zaczął całować.
Na początku było to niemrawe i trudne, ale kiedy tylko Moran zaczął odwzajemniać gest, znaleźli wspólny rytm.
W ich pocałunkach nie było nic, co możnaby nazwać namiętnością, ale wcale nie sprawiało to, że były bez znaczenia.
Może to ich stan, a może po prostu fakt, że żaden nie uświadomił sobie co czuje do tego drugiego.

Ale czy na dobrą sprawę musieli coś do siebie czuć, żeby to robić? Oczywiście, że nie.

Słyszeli jedynie szum w uszach.
Czuli ciepło, które biło od tego drugiego.
Skupiali się na tym, by być jak najbliżej siebie.
Potrzebowali być blisko siebie.
To wszystko.

Całowali się przez blisko godzinę, z przerwami na głębsze oddechy.
W pewnej chwili Sebastian poczuł na swojej twarzy łzy.
Odsunął się nieco od Jamesa i otowrzył oczy.
Włosy bruneta były rozczochrane, a z jego oczu zaczęły wypływać kolejne łzy.
— James... – powiedział cicho Moran, wpatrując się w mężczyznę, który nadal na nim siedział i przygryzały wargę.
Wyglądał tak... bezsilnie?
Sebastian nie mógł znaleźć nawet słów, by opisać stan Moriarty'ego.

Blondyn wyciągnął dłoń w stronę twarzy mężczyzny, by wytrzeć jego policzki, ale ten w jednej chwili zszedł z niego, trzęsącą się ręka złapał butelkę z whiskey stojącą nieopodal, a potem ruszył w stronę wyjścia.

Nie zatrzymał się; nie obejrzał.

Zniknął w ciemności korytarza.
Chwilę potem po całym domu rozniosło się echo zatrzaskiwanych drzwi do sypialni.

Sebastian Moran poprawił się na siedzeniu. Przeczesał palcami włosy i wydmuchał głośno powietrze.
Poczuł, że wytrzeźwiał niemal całkowicie.
Nadal czuł smak ust Moriarty'ego na swoich i to wprawiało go w dziwny stan, którego bardzo dawno nie czuł.
Prąd przeszedł po jego ciele, kiedy ośmielił się palcami dotknąć swoich warg.

Cisza otaczająca mężczyznę stała się nie do zniesienia.
Zerknął na zdjeice Charlotte, które stało nad kominkiem, a potem złapał swoją skórzaną kurtkę i wyszedł z mieszkania Jamesa, zatrzaskując za sobą drzwi.

Co tutaj się właśnie stało?

**************************

Cześć!
Jeśli nadal tutaj jesteście to zostawcie po sobie jakiś ślad :>

+

KONIECZNIE POSŁUCHAJCIE PIOSENKI DO ROZDZIAŁU, ROBACZKI!

All the love,
K.

Devil's Company |Moriarty&Moran|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz