Rozdział 6

12.5K 522 63
                                    

Obudzili nas strasznie wcześnie. Kiedy ruszaliśmy na dworze było jeszcze zupełnie ciemno co świadczyło o tym, że jesteśmy daleko od Londynu. Prowadzili nas do dużego garażu. Zdziwiło mnie to, że zamiast do czarnego terenowego samochodu którym jechaliśmy wcześniej, wsiedliśmy do jakiegoś vana... Po kilku minutach jazdy zasnęłam co mnie oczywiście nie zdziwiło bo ja zawsze zasypiam kiedy jadę samochodem. Zostałam obudzona dosłownie 10 minut przed dotarciem pod dom Amy... 

-Słuchaj młoda masz do niej po prostu zadzwonić i powiedzieć, że czekasz przed domem i musi szybko wyjść.- powiedział to i spojrzał na mnie.

-Po pierwsze nie jestem młoda a po drugie nie zrobię tego!- spodziewałam się, że dostanę zaraz w twarz i tak też się stało.

- Po pierwsze będę cię nazywał jak będę chciał a po drugie zrobisz co ci kurwa karze!- w jego oczach dało się zobaczyć tylko złość.

-Nie nazywaj mnie tak więcej! Nie zadzwonię do niej! Nie ma szans! Naj....- nie zdążyłam dokończyć kiedy ten wyciągnął pistolet i przyłożył mi go do głowy.

-A może jednak do niej zadzwonisz?- podał mi telefon a ja zaczęłam wybierać numer do mojej przyjaciółki. Byłam przerażona- grzeczna dziewczynka.

Odebrała po trzecim sygnale.

-Halo? Kto mówi?- płakała... 

-Zgaduj...

-Boże Kat nic ci nie jest?! Gdzie jesteś?! Co oni ci zrobili?! Od kogo dzwonisz?!

-Wolniej się nie da zadawać tych pytań? Wyjdź przed dom...- Powiedziałam drżącym głosem

-Jasne. Kiedy? Dlaczego masz taki głos?!

-Możesz teraz? Nic nic...

-Do jasnej cholery Kat mów co się dzieję!

-Po prostu wyjdź...- Powiedziałam a po moim policzku spłynęły łzy

-Ok... Daj mi 5 minut.

-Dobra- spojrzałam na Bartka a ten z triumfalnym uśmiechem spojrzał na Dominika dając mu znak, że może już wysiadać. 

-Ale opowiesz mi wszystko?!

-Tak...- zawahałam się i powiedziałam cicho- Nie wy... - Bartek zabrał mi telefon i się rozłączył. 


Pistolet dalej był przy mojej skroni a łzy nie przestawały lecieć. 

-Zabijesz mnie?- Zapytałam drżącym głosem.

-Nie.

Spojrzał na Steve'a i uderzył go w głowę a ten bezwładnie opadł na siedzenia i po chwili na podłogę. Cicho jęknęłam. To nie tak, że znienawidziłam go do takiego stopnia żeby takie coś mną nie poruszyło ale jednak w duchu cieszyłam się. Niestety długo to nie trwało bo pistolet znowu powędrował do mojej skroni... Siedzieliśmy tak dobre 5 minut. Jak zwykle Amy nie wyrabiała się w czasie który sama podała. Żadna nowość. Bartek się denerwował a ja tylko siedziałam przerażona bo mojej głowy dotykał pistolet. Usłyszałam pisk a po chwili odpalony silnik. Kilka sekund później Amy wraz z Dominikiem byli już w vanie. Ja zaczęłam płakać jeszcze bardziej mówiąc cały czas po cichu "przepraszam". Dominik z Bartkiem mieli tak triumfalne uśmiechy jakich jeszcze nigdy nie widziałam. Kiedy Amy mnie zobaczyła z tym czymś przyłożonym do skroni otworzyła tylko buzie. 

-Dobra zamknij się bo jak jeszcze raz usłyszę przepraszam to dostaniesz.

Spojrzałam na przyjaciółkę i bezgłośnie powiedziałam przepraszam. Ona tylko spojrzała na mnie tak jak by chciała mnie za to zabić. Chwilę później dostała po twarzy a Am zaczła krzyczeć.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz