Rozdział 2

17.5K 684 42
                                    

Dwóch mężczyzn ciągnęło za ręce Steve'a. Moją pierwszą myślą było coś w stylu: " Co się kurna dzieje?! Niech mu ktoś pomoże!" Wtedy rozejrzałam się dookoła. Oprócz tych dwóch, Steve'a i nas w promieniu 2 km nie było nikogo widać. Pokazałam Amy co się dzieje od razu zasłoniła ręką buzię żeby nie krzyknąć a ja wstałam i zaczęłam za nimi iść oczywiście w bezpiecznej odległości.  Po krótkiej chwili Am dołączyła do mnie. Nie wiem co siedziało nam wtedy w głowach ale po jakimś czasie byłyśmy w pobliżu zamkniętej fabryki w lesie. Wyszło z niej kilka osób (chyba 5) i zaciągnęli tego głupka do budynku. Dwóch zostało na dworze jakieś 10 minut sprawdzając czy nie ma nikogo w pobliżu. W mojej głowie przewijały się wszystkie najgorsze myśli. Może i ze mną zerwał ale kochałam go i po prostu nie mogłam zostawić. Kiedy mężczyźni zaczęli się zbliżać do naszej kryjówki byłyśmy zmuszone do wycofania się na jakiś czas. Po niecałych 5 minutach usłyszałyśmy śmiech i głośne trzaśnięcie drzwiami. Kiedy na zewnątrz było juz bezpiecznie postanowiłam zajrzeć do środka i pomóc jakoś temu imbecylowi. Amy w między czasie zmieniła kryjówkę na bardziej dyskretną. Kiedy stałam obok drzwi słyszałam dochodzący zza nich głośny śmiech. Na początku wydawało mi się że Steve też się śmieje ale po chwilowym zastanowieniu się doszłam do wniosku, że w takiej sytuacji na pewno by sie nie śmiał. Kiedy uchyliłam lekko drzwi strach wypełnił mnie całą. Nie mogłam się ruszyć. Po chwili jednak odzyskałam trzeźwość umysły i ze zwinnością lisa weszłam niepostrzeżenie do środka. Schowałam się za stojącymi pomiędzy drzwiami a Steve'm kartonami. Słup do którego przywiązany był Stev ciągnął się aż do sufitu i był dosyć szeroki. Cieszyłam sie bo spokojnie mogłam się za nim schować. Podbiegłam do słupa natychmiast się o niego oparłam i osunęłam na podłogę. Po chwili zaczęłam rozwiązywać ten przeklęty sznurek. Zdziwiło mnie to, że Stev mógł bez problemu go rozwiązać a mimo to cały czas tam siedział. Nie patrząc w stronę porywaczy ruszyłam w stronę mojej marnej kryjówki. Pokazałam mu żeby przybiegł do mnie ale on przecząco pokręcił głową. Po chwili za swoimi plecami usłyszałam czyjś głos.

-No proszę- mężczyzna klasnął w ręce- Któż to się u nas zjawił, jednak nie będziemy musieli sie za tobą tak bardzo uganiać. 

W tamtej chwili adrenalina chyba naprawdę na mnie zadziałała bo nie wiem jakim cudem znalazłam się na zewnątrz uciekając przed dwoma mężczyznami. W głowie cały czas miałam jego słowa: "jednak nie będziemy musieli się za tobą tak bardzo uganiać". Nie rozumiałam o co mu chodziło. Porwali Steve'a a mimo to mieliby się uganiać za mną...? To było trochę bez sensu. Nawet trochę bardzo. Z zamyślenia wyrwało mnie silne szarpnięcire za ramię. Chudy mężczyzna wyglądający jak jakiś lekkoatleta z łatwością mnie dogonił a przez jego szarpnięcie prawie wylądowałam na ziemi. Drugi facet kiedy już do nas dobiegł złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.

-Nigdy więcej mi nie uciekaj gówniaro!- krzyczał a w jego oczach widziałam wściekłość- zrozumiano?!

Nie wiedząc co powinnam zrobić delikatnie pokiwałam głową zgadzając sie na to. Oczywiście droga powrotna nie poszła im tak jak pewnie oczekiwali, cały czas krzyczałam, szarpałam się z nimi i próbowałam wyrwać. Mężczyzna z mięśniami prawie wielkości mojej głowy nie wytrzymał, złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramie. Nie ukrywam, że się popłakałam. Ta bezsilność i strach brały górę. Nie chciałam pokazać im, że się poddaję ale również nie wiedziałam co robić... W przeciągu 20 minut siedziałam już przywiązana do słupa w fabryce. Nie trwało to długo bo po krótkim telefonie do jednego z porywaczy zaczęli nas odwiązywać a pod drzwi podjechał czarny samochód terenowy. Zostaliśmy do niego dosłownie wepchnięci. Raczej nie zależało im na naszym bezpieczeństwie ale nic na to poradzić niestety nie mogłam...

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz