8.

2.7K 169 8
                                    

Następnego dnia

Nancy nie zgodziła się wczoraj wyskoczyć ze mną na kawę, więc wybrałem się prosto pod jej szkołę aby ponowić propozycję. Ku mojemu niezadowoleniu dziewczyna wychodziła z budynku w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Nie była to oczywiście żadna tragedia, a jedynie malutka przeszkoda, którą trzeba będzie wyminąć na czas nieokreślony. Poczekałem chwilę, aż chłopak odszedł w inną stronę i podszedłem od tyłu do Nancy. Stwierdziłem, że nie mam nic do stracenia więc zasłoniłem jej oczy dłońmi ale to niewątpliwie był wielki błąd. Dostałem soczystego kopniaka prosto w klejnoty. Mogłem to przewidzieć.

-Uważaj w co kopiesz!- syknąłem, bo naprawdę zabolało. Dziewczyna wyprostowała się z przyjętej przed chwilą postawy bojowej i po chwili zaczęła się głośno śmiać.

-Oboje wiemy, że ci się należało za całokształt- stwierdziła wzruszając ramionami i skierowała się do wyjścia z terenu szkoły.

-Czekaj- krzyknąłem i pobiegłem za nią, żeby w ciągu dalszym uprzykrzać jej życie. To ona powinna biegać za mną a nie odwrotnie ale skoro to pierwszy taki przypadek w moim życiu, to może czas się poświęcić.

-Czego chcesz?- spytała, choć wiem, że wie czego od niej oczekuję.

-Pogadać?- rzuciłem nieco bardziej jak pytanie niż odpowiedź ale na szczęście Nancy nie zwróciła na to uwagi.

-Watpię w to, że mamy jakieś wspólne tematy do rozmowy- stwierdziła i objechała mnie pogardliwym spojrzeniem od stóp do głów. Nie spodobało mi się to. Postanowiłem zmienić temat i zignorować jej wredne uwagi, bo moim celem nie było dać się sprowokować.

-Czemu nie szałaś dzisiaj z przyjaciółkami?- spytałem. Dziewczyna przystanęła, więc ja także się zatrzymałem i obejrzałem za siebie.

-Jeszcze się pytasz?- warknęła- Są wkurwione jak nigdy. A twoja siostra najbardziej. Pokłóciły się o te twoje chore akcje, a Lucy ani razu od tamtego czasu nie pojawiła się w szkole- powiedziała z przejęciem, gestykulując rękami.

-Kto to Lucy?- zmarszczyłem brwi, a dziewczyna chyba zabiłaby mnie wzrokiem gdyby miała taką możliwość.

-Dziewczyna, której zabrałeś dziewictwo ty przeklęta męska...- wiedziałem co chce powiedzieć, więc podbiegłem do niej i zatkałem jej usta dłonią.

-Nie radzę- zacmokałem z dezaprobatą i pogroziłem dziewczynie palcem jak to robili moi rodzice, gdy byłem jeszcze małym chłopcem.

-Bo co?- rzuciła, zdejmując sobie moją rękę z twarzy- Boisz się prawdy?- prychnęła i wyminęła mnie na chodniku, przechodząc na drugą stronę ulicy. Najwyraźniej znudziło jej się moje towarzystwo. Szczerze mówiąc ja też miałem jej dość. Nie tak wyobrażałem sobie tą rozmowę, ale jak zwykle nic nie idzie po mojej myśli. Muszę się napić.

***
-... no i ona do mnie wtedy, że jestem męską dziwką ogarniasz?!- uniosłem się.

-Przecież nią jesteś- powiedział Aaron i spojrzał na mnie jak na debila.

-Nie pomagasz- rzuciłem tylko i upiłem łyk tego napoju, który obecnie dzierżyłem w dłoniach. Nie wiem nawet co to za alkohol, ale smakuje znośnie więc nie narzekam.

-Ale o co tobie się w ogóle rozchodzi bo nie rozumiem?- rzucił chłopak i posłał mi zirytowane spojrzenie.

-Chodzi mi o to, że- zrobiłem dramatyczną pauzę- nie mam pojęcia co się ze mną dzieje ostatnio- nie do końca to chciałem powiedzieć, niemniej jednak była to szczera prawda.

-Możesz rozwinąć?- zachęcił mnie do zwierzeń Aaron choć doskonale wiedział, że nie jestem tym typem człowieka. Tym razem jednak się poddałem, bo musiałem się komuś wygadać.

-Sam do końca nie wiem- powiedziałem szczerze- Choć sam nie wierzę w to co teraz powiem, to nudzi mnie moje życie- chłopak aż wypluł wódkę na trawnik. Zignorowałem jego głupie zachowanie i kontynuowałem swoją wypowiedź- Fajnie było dostawać pieniądze za seks, a potem wydawać je na narkotyki, alkohol i inne przyjemności, ale niedawno zrozumiałem, że żyję tym trybem o wiele za długo i nudzi mnie to. Kiedyś było fajnie, bo wymykałem się z domu, wydawałem nie swoje pieniądze i robiłem to wszystko na przekór innym, a teraz robię co chcę, nikt nie ma pretensji i...- zrozumiałem, że to co mówię to głupota- Nie ważne. Zapomnij- mruknąłem i chwyciłem piwo stojące obok mnie.

-Może to wcale nie takie głupie- Aaron w zamyśleniu podrapał się po głowie.

-Co ty nie powiesz?- prychnąłem.

-A może to kryzys wieku średniego?- powiedział ze śmiechem, a ja chwyciłem pustą puszkę po piwie i rzuciłem mu nią w twarz.

-Jak masz gadać bzdety to lepiej zamknij japę- westchnąłem, a chłopak zrobił obrażoną minę w stylu ,,Chciałem tylko pomóc ale jak nie to spierdalaj." Chciałbym się czasem poradzić kogoś mądrzejszego ale nie mam zbyt wielkiego pola do popisu.
Chyba że...
Może mama się ucieszy z moich kolejnych niezapowiedzianych odwiedzin?

***
Pół godziny później byłem już pod swoim rodzinnym domem i z przerażeniem odkryłem, że stoi pod nim pogotowie ratunkowe. Ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonałem sprintem i wpadłem do salonu jak huragan. Moja mama i Lily stały obok kanapy tuląc się do siebie w mocnym uścisku. Z daleka można było usłyszeć, że płaczą. Podbiegłem do nich i objąłem mamę ramieniem na co podskoczyła zaskoczona.

-Aiden?- spytała tak jakby widziała mnie po raz pierwszy od wieków.

-Co tu się stało?- zarządzałem natychmiastowych wyjaśnień.

-Jean...- zaczęła cicho- Znaczy twój ojciec...- poprawiła się- Miał zawał- dodała i rozpłakała się już na dobre. Wpadła w moje ramiona, a ja nadal stałem jak skała, wpatrując się przed siebie. Co jeśli to się powtórzy? Co jeśli ojciec nie da rady już dłużej pracować? Co się stanie z domem i moją rodziną? W ogóle co się teraz z nim dzieje?

***
Byłem przed chwilą w szpitalu, gdzie została mama. Ta okropna sytuacja ma jednen malutki plus. Lily całą drogę powrotną milczała i nie rzucała żadnych głupich uwag w moją stronę. Pomimo tego, że mój ojciec zawsze mnie strofował i narzekał na to jaki jestem, martwiłem się o niego. Ten dzień mógł się dla niego skończyć o wiele gorzej. Cieszę się, że żyję ale nie mogę powiedzieć, że nic mu nie jest, bo graniczyłoby to z przesadnym optymizmem.

-Myślisz o tym samym co ja?- spytała Lily, gdy zbliżaliśmy się już do domu. Mama uprała się, że zostanie w szpitalu, a ja obiecałem, że odbiorę ją jutro po południu, gdy już wytrzeźwieję. Miałem zamiar za chwilę porządnie się schlać ale o tym już moja siostra nie musiała wiedzieć. Wracaliśmy do domu komunikacją miejską z oczywistych powodów.

-Prawdopodobnie- westchnąłem. Zdziwiło mnie, że nadal nie próbuje jeszcze bardziej mnie dobić w dniu dzisiejszym. Otworzyłem jej drzwi, bo miałem zapasowy klucz do domu, a dziewczyna nie wzięła swojego. Normalnie zostawił bym ją na wycieraczce ale dziś sobie odpuszczę. Miałem już odejść, gdy nagle poczułem uścisk na ramieniu.

-Zostaniesz ze mną póki nie zasnę?- spytala niepewnie i widać było, że te słowa wiele ją kosztują. Rozumiałem ją poniekąd, bo ja także w takiej sytuacji nie umiałbym zasnąć sam w tym domu. Przytaknąłem zatem, bo miałem dziś dzień dobroci dla zwierząt i wszedłem za Lily do mojego starego domu. Teraz, gdy patrzyłem na kanapę w salonie widziałem koło niej zapłakaną twarz mamy. Przez to wszytko rozbolała mnie głowa. Lily chyba także miała już dość dzisiejszego dnia, bo nie pofatygowała się nawet do łazienki, tylko od razu padła na kanapę w salonie. Im szybciej zaśnie tym prędzej stąd wyjdę, więc mam nadzieję, że jest bardzo zmęczona.

My Sister's FriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz