Rozdział 19

148 17 22
                                    

Tobias

Tym razem się nie waham.

Tuż obok mnie leży długi prawie na dwa metry, ostro zakończony kij, który - przynajmniej takie mam wrażenie - nie znalazł się tu przypadkiem.

Mocno zaciskam na nim obie ręce i rzucam się do ataku, skupiając całą uwagę na przeciwniku. Muszę chronić Tris, a nie zrobię tego, leżąc jak długi z boku ulicy.

Staram się ignorować nieruchome ciało Mai, kiedy je mijam. Podnoszę leżący na ziemi kamień i ciskam nim w głowę stwora, ten jednak nie zwraca na mnie uwagi. Zapędził blondynkę w kozi róg i przez jedną, straszną sekundę boję się, że zaraz ją zabije, tak samo, jak wcześniej Maię.

Ale zamiast tego stwór się odwraca i ucieka, jakby usłyszał albo zobaczył coś, czego my nie potrafimy dostrzec.

Nie zastanawiam się jednak nad tym. Rzucam kij na ziemię i biegnę w stronę Tris, która, kiedy tylko bestia się oddaliła, skuliła się na ziemi tam, gdzie stała.

- Tris! - klękam obok niej i przyciskam ją do swojej piersi. Cała drży. - Już dobrze. Jesteś cała?

Dziewczyna kiwa głową, na co wzdycham z ulgą.

- Przez chwilę się bałam, że ty... - mówi, a ja poznaję po jej głosie, że płacze.

- Jestem tu - głaszczę ją po włosach. Ale czy to dobrze? Czy nie lepiej by było, gdyby to coś mnie zabiło?

Igrzyska muszą mieć zwycięzcę.

Jednego zwycięzcę, dla ścisłości.

- Przepraszam - Tris odsuwa się ode mnie i ociera łzy z policzków.

- Za co? - pytam, odciągając jej ręce od jej twarzy i całując w oba policzki. Ona jednak tylko kręci głową, jakby to nie miało żadnego znaczenia. I może rzeczywiście już nie ma.

Zapada cisza. Rozglądam się dookoła. Na arenie nie pozostał już nikt poza nami, więc nie mamy nawet co liczyć na jakieś dochodzące z daleka głosy. Jesteśmy sami.

Przełykam ślinę i spoglądam na Tris, która też przenosi na mnie wzrok. Wiem, że każda kolejna sekunda tylko odwleka to, co nieuniknione, ale chcę zatrzymać tą chwilę, by nie musieć się nigdy żegnać.

- Wiesz, co teraz będzie, prawda? - mówię cicho, ale nie oczekuję odpowiedzi. - Obiecaj mi, że będziesz silna. Że nie załamiesz się tak, jak inni, którzy kogoś stracili.

Spotkałem w życiu kilka takich osób. Małe dzieci, których starsze rodzeństwo odeszło, dorosłych, którzy stracili swoje dzieci i innych, młodszych, którzy utracili swoje miłości. Wszyscy, mimo uśmiechów na twarzach i życzliwych słów, wydawali się być już tylko szarymi cieniami, duchami, stojącymi na miejscu ludzi, którymi kiedyś byli.

Nie chcę, żeby to spotkało też Tris.

- Nie, Tobias - dziewczyna zaprzecza zdecydowanym tonem. - Wiem, co chcesz zrobić, ale nie pozwolę ci na to.

- Tris...

- Tobias - blondynka przekrzywia głowę. - Nie.

Zaciskam na sekundę powieki. Wiedziałem, że tak będzie.

- Więc co zamierzasz? - pytam, chociaż dobrze znam odpowiedź. Tris jest gotowa umrzeć za mnie, tak samo, jak ja za nią. Ale to moim zadaniem jest chronić ją, nie na odwrót. Poza tym... Jak mógłbym żyć, skoro jej już by nie było? Ona jest wszystkim, co mam, moje życie nie miałoby sensu.

Oczywiście, moglibyśmy umrzeć razem. Byłoby to heroiczne, romantycze, byłoby otwartym buntem przeciwko absurdowi, jakim są eksperymenty DRESZCZU.

Departament Rozwoju Eksperymentów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz