Tobias
Chwytan Petera za ramiona i odrzucam go do tyłu - chłopak potyka się o własne nogi i upada na brudną podłogę.
Zanim wstaje, zerkam na Tris - stoi pezy krawędzi i wpatruje się szklistym wzrokiem w przepaść. Krzyk Marlene ucichł niemal tak szybko jak rozbrzmiał, zastąpiony na kolejną sekundę przez huk armatniego wystrzału.
Być może też powinienem tam teraz stać, Marlene była przecież też moją przyjaciółką i jej śmierć jest dla mnie bolesna, ale nie widzę w tym sensu - wiem, jak wygląda martwy człowiek. Poza tym mam teraz ważniejsze rzeczy do roboty.
Przyjmuję pozycję obronną i czekam, aż Peter się podniesie, on jednak wciąż leży na ziemi. Znów spoglądam na Tris, która ociera płynące po jej policzkach łzy, po czym staje obok mnie; ręce zaciska wokół drewnianego kija tak mocno, że bieleją jej kłykcie. Rzucam jej pytające spojrzenie, ale ona tylko kręci głową.
- Peter? - odzywam się w końcu, kiedy chłopak dalej się nie rusza. Mógłbym teraz do niego podejść i go wykończyć. Ale nie potrafię.
W końcu Peter wstaje - powoli, niepewnie, podpierając się na trzęsących się rękach. Potem odwraca się do nas, ostrożnie, jakby bał się, co zobaczy.
Na jego twarzy wciąż widoczna jest siatka żył, ale teraz jest o wiele mniej wyraźna. Przygotowuję się na atak, który jednak nie następuje - Peter wpatruje się w nas niewidzącymi oczami.
- Co... - głos mu drży - Co ja zrobiłem?
Chcę go zabić. Myślę o słodkiej, zawsze uśmiechniętej, kochanej Marlene i chcę skręcić kark stojącemu przede mną chłopakowi.
Ale w jego oczach nie ma już obłędu. Jest za to strach, którego nie da się opisać słowami. To strach przed samym sobą.
- Co ja zrobiłem? - powtarza.
Tris ostrożnie robi krok w jego stronę, ale zatrzymuję ją, ściskając jej nadgarstek.
- Peter? - przyglądam mu się uważnie.
- To... To ja - potwierdza. - W tej chwili.
Po tych słowach klęka na ziemi i obejmuje rękami kolana.
- Zabiłem ją - mówi. Potem podnosi na nas wzrok. - Prawda?
Ponuro kiwamy głowami.
- Tak. To prawda.
- Nie chciałem - Jego głos brzmi tak żałośnie, że jestem niemal pewien, że za moment chłopak wybuchnie płaczem. - Naprawdę. Nie wiedziałem, co robię... Nie chciałem.
Chcę spojrzeć Tris w oczy, ona jednak wciąż przygląda się Peterowi.
- Wierzymy ci - zapewnia go nagle, na co chłopak zamiera.
- Serio?
- Tak - Blondynka odwraca się do mnie na kilka sekund. - Wszycy wiemy, co Pożoga robi z ludźmi. Widzieliśmy... Peetę - Przed wymówieniem jego imienia bierze głęboki wdech, jakby nie chciało jej przejść przez gardło.
Podchodzę do niej bliżej i obejmuję ją ramieniem. Jeszcze kilka dni, a może godzin i Tris sama skończy jako Poparzeniec.
Chyba że wcześniej zginie albo, co bardzo mało prawdopodobne, Igrzyska się skończą, a ona wróci do DRESZCZU, gdzie może uda im się utrzymać ją przy zdrowych zmysłach.
Przynajmniej przez jakiś czas.
- Dlaczego tak szybko się zmieniłem? Powinienem mieć więcej czasu - Peter zaczyna się kołysać do przodu i do tyłu, jak dziecko.
- Myślę, że na arenie pojawił się zmodyfikowany rodzaj wirusa - mówię, ściskając trochę mocniej rękę Tris. - Taki, po którym szybciej przechodzisz granicę. Inaczej żaden trybut by tego nie zrobił przed zakończeniem Igrzysk.
Przez chwilę panuje cisza. Kompletnie nie wiem, co mamy robić, potrafię tylko patrzeć na klęczącego na ziemi chłopaka.
- Możecie przestać się tak na mnie gapić?! - wybucha na chwilę, a jego oczy, tak szybko, że nie jestem pewien, czy naprawdę to widziałem, ciemnieją i stają się niemal całkowicie czarne. Potem jednak znów są zielone, a twarz Petera przybiera łagodniejszy wyraz. - Przecież wiem, co wam chodzi po głowie. Też to wiem. Musimy...
- Co? - pyta Tris. Najwyraźniej nie tylko ja nie wiem, co nam chodzi po głowie. - Co musimy?
- Zabić mnie - mówi to lekkim tonem, jakby go to zupełnie nie obchodziło.
- Nie! - protestuje dziewczyna, a ja spoglądam na nią zaskoczony.
- Nie? - Peter też jest w szoku. - Myślałem, że będziesz zachwycona.
- Jesteś jednym z nas! - mówi Tris z dziwną mocą w głosie. - Członkiem drużyny!
- Marlene też była członkiem drużyny! - krzyczy chłopak. - I jakoś nie przeszkodziło mi to w zabiciu jej!
- On ma rację - mówię, chociaż nie jestem do końca przekonany co do jego pomysłu. Tris też mówi prawdę - Peter jest członkiem sojuszu.
- Widzisz? - chłopak unosi brwi, a potem powoli sięga za siebie. Wyciąga zza paska nóż, a potem posyła go po podłodze w moją stronę. - Tobias - patrzy mi w oczy - Proszę.
Przełykam ślinę i podnoszę nóż.
- Tobias! - woła Tris. - Nie rób tego!
Nie słucham jej. To, co się teraz stanie, nie ma nic wspólnego z nią. To nie jej wybór.
Podchodzę powoli do Petera. Nie rusza się, kiedy podnoszę nóż, ani kiedy przykładam ostrze do jego szyi. Na sekundę zaciska powieki, oddycha szybko i płytko, ale wciąż jest opanowany.
- Peter... - Dziewczyna wciąż nie daje za wygraną.
- Oh, zamknij się - przewraca oczami.
Zaciskam zęby i wzmacniam uścisk na rękojeści. Teraz, kiedy stoję tak blisko niego uświadamiam sobie, że jest jeszcze jeden problem - jeśli go zabiję, stworzę precedens, na podstawie którego będę musiał zabić Tris, kiedy i ona oszaleje.
- Tobias - Peter wciąż się we mnie wpatruje.
Nie mogę tego zrobić, myślę.
Ale on tego chce. Prosi mnie o to.Zaciskam palce jeszcze mocniej, aż bieleją mi kłykcie. Peter zamyka oczy, gotowy na śmierć.
A wtedy opuszczam nóż.
- Nie mogę - mówię. - Przepraszam.
Odsuwam się kilka kroków od chłopaka, a on wzdycha i wstaje z ziemi.
- To może ty? - spogląda na Tris, jakby proponował jej łyk piwa.
Dziewczyna zaciska usta, wygląda jakby zaraz znów miała się rozglądać, a potem kręci głową.
- No dobra. To co teraz?
Spuszczam wzrok na trzymany przeze mnie nóż, a potem podaje go Peterowi.
- Idź - mówię do niego. - I... - wymachuję przez chwilę wolną ręką, jakby to miało mi pomóc w znalezieniu odpowiednich słów.
Nie pomaga.
Chłopak spogląda na broń.
- Zatrzymaj - nakazuje. - Wam bardziej się przyda.
Patrzy jeszcze przez chwilę na Tris, kiwa jej głową na pożegnanie. Potem odwraca się i rusza ku schodom, prowadzącym na niższe piętra.
Przez chwilę przychodzi mi do głowy, że mógłbym rzucić w niego nożem. Umarłby, zanim zorientowałby się, co się dzieje. Ale na to również nie potrafię się zdobyć.
- Peter! - wołam jeszcze, zanim zniknie nam z oczu. Odwraca się do nas z pytającym spojrzeniem. - Powodzenia.
Spuszcza wzrok i jeszcze raz kiwa głową. Potem odchodzi.
![](https://img.wattpad.com/cover/135638162-288-k414595.jpg)
CZYTASZ
Departament Rozwoju Eksperymentów ✔
Fiksi PenggemarLudzkość potrzebowała leku... więc DRESZCZ postanowił go znaleźć. W tym celu powstały eksperymenty: w Nowym Jorku, Chicago, Waszyngtonie, Portland, Orlando, Los Angeles i Londynie Co roku DRESZCZ wybierał kilka osób z każdego miasta, by wytypować n...