Peter
Biegnę pustą ulicą, dopóki nie zaczynają mnie boleć nogi, co nie następuje zbyt szybko, przez chorobę. To absurdalne - coś co dodaje mi sił, już wkrótce mnie zabije.
Cały czas czuję na szyi zimny metal noża. Nie wierzę, że Tobiasowi zabrakło jaj, żeby mnie wykończyć.
To dziwne, nigdy wcześniej nie sądziłem, że będę miał takie myśli - że będę chciał umrzeć. Że poproszę o to kogoś, a tym bardziej nie myślałem, że tym kimś będzie Tobias Eaton. Ale teraz... Najważniejsze, że nie będę już w stanie skrzywdzić jego ani Tris. Przede wszystkim Tris.
Kiedy dochodzę do wniosku, że jestem już dostatecznie daleko, by przy kolejnym szale nie dopaść żadnego ze swoich sojuszników, siadam na ziemi i opieram się plecami o ścianę budynku. W międzyczasie zdążyło już wzejść słońce - tak oto zaczyna się mój ostatni dzień. Od morderstwa.
Niewiele pamiętam z dzisiejszej nocy, ale i tak przeprszam po cichu Marlene, która nigdy nie zrobiła mi nic złego. Była dla mnie życzliwa, mimo tego, że wszyscy jej przyjaciele mnie nie znosili. A ja ją zabiłem.
Boże, myślę. Obym nie dożył jutra.Nagle słyszę czyjś krzyk i zrywam się na równe nogi.
* * *
Jace
Ja, Clary i Maia ustawiamy się w półkolu wokół rudej dziewczyny, stojącej pod ścianą. America Singer ściska w lewej ręce długi nóż, ponieważ prawą ma już mocno pochrataną, ale i tak niewiele może jej to dać. Wystarczy na nią spojrzeć, by wiedzieć, że nie ma pojęcia o walce.
- Jakieś ostatnie życzenie? - cedzi Clary przez zęby, unosząc wyżej własną broń.
- Nie zapytałaś o to Maxona, zanim uciekłaś mu głowę! - woła America, głos jej się łamie, ale wciąż wpatruje się w nas ze złością, bez strachu.
- Ani ty Izzy, zanim ją zabiłaś! - wołam, zanim zdążę się powstrzymać.
W głębi duszy wiem, że tak naprawdę śmierć Isabell to nie jej wina. To przez Igrzyska, wszyscy stajemy się kimś innym, jesteśmy zmuszani do zabijania.
Ale moja złość i ból są większe niż współczucie.
Pierwsza do ataku wyrywa się Maia, ale zanim pokona chociażby połowę dystansu, spomiędzy budynków wyłania się ciemny kształt.
Nie potrzebuję dużo czasu, żeby ustalić, że trybut został zarażony Pożogą - siatka żył jest widoczna nawet z daleka.
- Siema, Jace - odzywa się zaskakująco przytomnym głosem. - Jak się bawisz?
Zaciskam zęby. Peter Hayes zawsze działał mi na nerwy, obrał to sobie jako hobby już pierwszego dnia treningu.
- Wydaje mi się, że o wiele lepiej od ciebie - odpowiadam. Stojąca tuż obok mnie Clary napina się jak struna.
- Zauważyłem - Peter się uśmiecha. - Troje na jedną, dostaniesz medal.
Wiem, że chce mnie sprowokować, jednak nie jestem głupi. Nie odpowiadam, ani nie ruszam się z miejsca. Cały czas się mu przyglądam.
- A ty co, obrońca uciśnionych? - warczy America, podnosząc swój nóż na wysokość twarzy.
- Prędzej samobójca! - woła Maia. Zaskakuje mnie jej pewność siebie, ale z całą pewnością ma trochę racji - Ami nie będzie dla Petera zbytnią pomocą, właściwie jest sam na naszą trójkę.
- Obyś miała rację - odpowiada chłopak, po czym, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, rzuca się na dziewczynę, unosząc nad głowę tomahawk.
Maia błyskawicznie podnosi do góry miecz, jednak nie dość szybko, na szczęście cios Petera zostaje zablokowany przez Clary, która, nie wiedzieć kiedy, znalazła się między walczącymi.
Dwoma długimi krokami podbiegam do nich, podczas gdy moja dziewczyna unosi do góry obie ręce, a potem kopie przeciwnika w sam środek klatki piersiowej. Odnotowyuję w pamięci, żeby potem jej tego pogratulować.
Peter cofa się kilka kroków, a wtedy wymierzam mu mocne uderzenie w prawe ramię - ciemna krew skapuje na chodnik. Na moment wszystko zamiera - cała nasza piątka wpatruje się w coraz większą liczbę kropel.
A potem Peter podnosi na mnie wzrok - jego oczy są całkowicie czarne. Zanim jestem w stanie zareagować rzuca się na mnie, ale nie tak, jak przed chwilą na Maię; teraz porusza się bardziej jak zwierzę.
Przygotowuję się do odparcia ataku, ale Poparzeniec zachowuje się w najmniej oczywisty sposób. Zamiast uderzyć od przodu pochyla się i chwyta mnie za rękę, wykręcając ją tak mocno, że upuszczam broń. Staram się uderzyć go lewą ręką, ale w tej samej chwili słyszę trzask łamanej kości i zaczynam wyć z bólu.
- Jace! - krzyczy Clary, a ja stram się ją wypatrzeć, ale nigdzie jej nie ma.
Nagle błyszczące, srebrne ostrze przebija pierś Petera, omal nie raniąc również mnie. Chłopak wydaje z siebie dziwny, zwierzęcy skowyt, a potem osuwa się na ziemię. Przez chwilę krztusi się własną krwią patrząc na stojącą nad nim Clary, wciąż ściskającą zakrwawiony miecz.
- Dzię... Dziękuję - mówi Peter, a potem jego oczy zachodzą mgłą.
Z ulgą spoglądam na Clary. Dalej wpatruje się w nieruchome ciało, zdeorientowana, ale potem przenosi wzrok na mnie i uśmiecha się lekko.
A potem jej twarz wykrzywia przerażenie, kiedy kolejny nóż przebija moje płuco.
* * *
America
Peter osuwa się na ziemię, ale ja nie czuję nic, poza strachem. Jest mi go trochę żal, w końcu zginął pomagając mi, ale nie znałam go, nie prosiłam o pomoc.
Ale dzięki niemu dostałam szansę. Udało mi się uciec Mai i ukryć za rzędem budynków, a potem przedostać się niepostrzeżenie na drugą stronę ulicy, chociaż długie rozcięcie na brzuchu płonie żywym ogniem.
Jace stoi plecami do mnie, a ostrze ściskane w prawej dłoni wydaje mi się być nagle dziwnie ciężkie. Przed nim stoi dziewczyna, która zabiła Maxona, ale nie jestem w stanie jej dosięgnąć. Jeśli mam jeszcze cokolwiek zrobić, teraz mam okazję.
Wyskakuję z ukrycia i zanim padnie armatni wystrzał, obwieszczający śmierć Petera, wbijam nóż w plecy blondyna.
- Jace! - krzyczy zrozpaczona Clary, ale jej ból wydaje mi się być dziwnie odległy, chociaż kilka dni temu czułam się tak samo - zagubiona, przerażona, z bólem wyrywającym wielką dziurę w klatce piersiowej.
Tak naprawdę wciąż się tak czuję.
Wyrywam ostrze, z lekkim trudem, bo wbiło się aż po rękojeść, a kiedy Jace upada rozlegają się trzy armatnie wystarzały.
Pozwalam sobie na ułamek sekundy konsternacji. Trzy? Peter, Jace... i?
Podnoszę wzrok na rudą dziewczynę, która patrzy na mnie, jakby nie potrafiła zrozumieć, skąd się tu wzięłam. Wtedy dociera do mnie, że tak naprawdę sama tego nie wiem. Kiedy stałam się mordercą? Kiedy cudzy ból przestał mnie obchodzić?
- Przepraszam - staram się powiedzieć, ale wychodzi szept.
Nie mam jednak okazji, żeby powtórzyć to głośniej.
I tak oto zostało nas pięciu.
![](https://img.wattpad.com/cover/135638162-288-k414595.jpg)
CZYTASZ
Departament Rozwoju Eksperymentów ✔
FanficLudzkość potrzebowała leku... więc DRESZCZ postanowił go znaleźć. W tym celu powstały eksperymenty: w Nowym Jorku, Chicago, Waszyngtonie, Portland, Orlando, Los Angeles i Londynie Co roku DRESZCZ wybierał kilka osób z każdego miasta, by wytypować n...