Pojednanie

738 43 0
                                    

-No więc sprawa nie wygląda za dobrze moja droga panno.-Ojciec stał oparty o blat i uważnie śledząc ruchy córki.-Wytłumaczysz mi to?-Uśmiechnął się z kpiną machając materiałem przed jej twarzą.

-No więc to są rajtuzy.Ogólnie zakładają je kobity..-Uderzył nimi w stół.

-Dlatego znalazłem je u ciebie?

-Daj już  jej spokój .-Do salonu wpadła pani Smith widocznie podirytowana zachowaniem męża.-Ma już dziewiętnaście lat może zakładać co chce oczywiście w granicach rozsądku.

-Nikt się mnie tu nie słucha, a ty.-Zmierzył wzrokiem  żonę.-Policzymy się później.-Zniknął, a kobieta wzięła do ręki czarne, koronkowe rajtuzy.

-Wiesz, że powinnaś takie rzeczy lepiej chować?Nie chodzi mi o to,że ci zezwalam na to, ale wiesz jaki jest ojciec.-Rose jedynie kiwnęła głową lekko zażenowana.Gdy odpuścili wyszła z domu narzucając na siebie rozpinaną bluzę.Gdy tylko zamknęła drzwi została pochwycona w czyjeś ramiona.Uśmiechnęła się odwracając głowę do bruneta.Dotknęła jego posiniaczonego policzka i lekko potarła.

-Będziesz się tak ukrywał?-Kiwnął głową lekko zdziwiony tym pytaniem.

-Wiesz,że to twoi rodzice mają prawo wiedzieć.

-Po co?Wiesz jakby to na nich wpłynęło?Teraz przeboleli to.-Uderzyła go w ramię odsuwając się.

-Jak możesz być tak samolubny.Oni przeżywali wszystko dwa razy mocniej niż ja..jestem tego pewna,że wciąż się nie pogodzili..jesteś ich synem, dzieckiem.Takie coś potrafi boleć latami.Jak to sobie teraz wszystko wyobrażasz co?Mamy się ukrywać tak?A co jeśli któregoś dnia będą chcieli abym znalazła sobie chłopaka i przyprowadziła do nich aby go poznali.-Odwrócił głowę w bok.

-Nie będziesz miała.-Prychnęła poprawiając plecak na ramieniu.

-Daj mi na tą chwilę spokój.-Złapał ją za szelki od  spodni i przytrzymał.-Puścisz mnie?!-Rzuciła mu wściekłe spojrzenie.Uśmiechnął się lekko.

-Ja nic nie robię.Widocznie coś nie pozwala ci odejść ode mnie.-Wywróciła oczami.

-Tak twoje ręce.-Odpięła szelki i ruszyła przed siebie nie oglądając się za siebie.

Gdy dotarła do szkoły ogromnie się zdziwiła widząc dziennikarzy przed wejściem.Dyrektor wraz z nauczycielami próbowali uspokoić rozwścieczony tłum.Reporterzy napierali na nich chcąc przedostać się do środka.

-Proszę o spokój!To był nieszczęśliwy wpadek!

-Wypadek!Proszę pana jak ja mam tam swoje dziecko puścić!Jak my rodzice mamy być spokojni wiedząc co się stało!!-Krzyczała jakaś kobieta.Rose będąc coraz bliżej, słysząc uważniej i widząc była coraz bardziej zaniepokojona.

-Jak już mówiłem wpadek.Zdarzają się nawet w szkołach.Proszę to zrozumieć naprawdę..

-Skoro to był wypadek to, dlatego ofiarą padło aż pięciu uczniów i trzech nauczycieli.-Tym pytaniem dyrektor został zbyty nie wiedząc jak zareagować wycofał się ku złości prasie.Rose sunęła ku nim z dziwnym lękiem.Odwrócili się do niej i zalali lawiną pytań.

-Uczysz się tutaj?

-Wiesz co dokładnie się stało?

-Dlatego milczą na ten temat?-Przepchała się między nimi i złapała dłoni nauczyciela, który wyciągnął ją po schodach i zaprowadził do drzwi.

-O co tutaj chodzi?-Rozejrzała się po korytarzu pełnym policjantów.

-Też chciałbym wiedzieć.-Laryy spojrzał na nią z lekkim niepokojem.Westchnęła ujrzawszy jego rozwaloną brew i napuchnięty policzek.Zsunęła plecak z ramienia i pierwszy raz od dawna zapłakała szczęśliwa.Wtuliła się w niego.Sama do końca nie wiedziała co się wiązało z jej jakże dziwnym zachowaniem.Może było to spowodowane takim natłokiem wydarzeń i uczuć.Miała gdzieś to,że ją okłamał ,mamił, zwodził mimo wszystko był jej przyjacielem, którego kochała i uwielbiała całą sobą.Schowała twarz w jego koszulce kiedy ją uniósł wtulając się w jej drobne ciało.

Criminal.PowrótWhere stories live. Discover now