Zabawa

785 41 0
                                    

Szybko podniosła się i obejrzała na swój tył.Zacisnęła pięści i obróciła się chcąc zaatakować potencjalnego natręta jednak ktoś złapał ją za biodra i podniósł.

-Puszczaj mnie!Puszczaj!Jeszce  z nim nie skończyłam!-Nash patrzył na nią ze skruchą.W tamtym momencie poczuła jeszcze więcej gniewu.Kopnęła w nogę osobnika, który ją  trzymał.Wydał z siebie cichy syk i puścił.W dwóch susach była przy chłopku i złapała jego koszulkę popychając do tyłu.Czuła się jak w amoku.Wpadł na szafki i cofnął się.Kiedy zamachnęła się ktoś przerzucił ją przez ramię.Widziała tylko jako obraz robi fikołka, a potem już tylko ciemność.

Obudziła się u siebie w pokoju. Sonny leżała na legowisku przyjaźnie machając ogonem.Westchnęła i przymknęła oczy.Co się z nią działo?To nie było do niej podobne.

-Laska!-Larry wpadło do pokoju ubrany w różowym fartuszkiem z napisem ''można śmiało karmić''.

Uniosła lekko powieki i prychnęła.Szatyn zatrzymał się i spojrzał na swoje ubranie.

-No co?W różowym mi do twarzy.

-Zabrałeś Soni faruch wiesz co ona teraz  z tobą zrobi?-Machnął lekceważąco ręką.

-Słuchaj mnie teraz.Na dole są znakomite burgery jeśli chcesz się jeszcze je to bierz tyłek w kroki.-Wstała i zabrała po drodze trampki.Larry zawinął ścierkę, którą miał przyczepioną u boku i uderzył ją w nogi.Obróciła z chęcią mordu.Rzuciła w niego butem.Zdążył zasłonić się kiedy obuwie trafiło  w jego ramię.

-Jeny czy to są te dni?-Wyszczerzył się lekko.-Ciotka przyjechała?-Zamachnęła się,a chłopka szybko uciekł.

Zła ubrała buty i poszła do kuchni.Przy barze stała jakaś młoda blondynka z włosami związanymi w luźnego koka.Obróciła się po liść laurowy na półce, ale ujrzała nową osobę.Uśmiechnęła się i wytarła ręce w spodnie.

-Witam jestem Gilian.-Podała jej dłoń.-Przyszłam na zastępstwo mojej ciotki.-Kiwnęła głową i uścisnęła rękę.

-Chrześnica Raylie.-Podeszła i uściskała ją.Stała w totalnym szoku nie wiedząc co zrobić.

-Jesteś Rose.Dużo o tobie słyszałam.Naprawdę ciocia świetnie cie opisała.

-Mówiła ci o mnie?

-O tak.Dużo mówiła,ale nie tylko mi.Całej rodzinie.-Zaśmiała się.Brunetka założyła ręce do tyłu i szybko wycofała się z kuchni.Czuła się nieswojo w nowym towarzystwie.Na kanapie siedział  Ryder maił założoną nogę na nogę gapił się przed siebie nie mrugając.

-R.R!-Krzyknęła,a brunet się podniósł.Kiedy ją zobaczył uśmiechnął się.

-Jak atak na chłopaka łobuzie?-Siadł z powrotem na miejsce.

-Skąd ty?..Byłeś tam?!-Rozłożył ramiona.

-Jestem twoim ochroniarzem.-Odparł dumnie.-To mój obowiązek pilnować twojego bezpieczeństwa za to mi płacą.Masz szczęście, że jesteś dziewczyną w innym wypadku już byś 

dostała od tamtego łepka.-Mruknął.Podeszła do niego.

- Nie masz nic do gadania w kwestii mojego życia.

-Cóż twoich rodziców nie ma więc możesz w obecnej sytuacji iść porządzić swoimi pluszakami.Jeśli one zechcą cie słuchać.-Cicho rzuciła wyzwisko w jego stronę i poszła do siebie.

Była już prawie dorosła,a oni nadal traktowali ją jak dziecko zaczynając od rodziców, a kończąc na ochroniarzu.Siadła na dywanie tuląc misia.

Może miał racje.W końcu chodziło o to aby była bezpieczna.Powinna zacząć z nim współpracować.Wyszła z pokoju.Nigdzie go nie widziała.Oparła się o sofę i myślała.

Poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu obróciła się i zaczęła bić go miśkiem.Odskoczyła kilka metrów do tyłu uświadamiając sobie,że okładała Rydera.Stał i patrzył się na nią nic nie mówiąc.

W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo jest zły.

Ominął ją i poszedł  do siebie.Usłyszała tylko trzask drzwi.

-Za dużo hormonów się nażarł.

Larry siedział w fotelu popijając herbatę.

-Mm jakie dobra..Gilian!Co ja piję!-Krzyknął w stronę kuchni.

-Miętę!-Odkrzyknęła.

-Nie pytałem się co czujesz tylko o herbatę!-Kątem oka spojrzał na przyjaciółkę.

-Czy ja wiedzę uśmiech hmmm ktoś tu się uśmiecha.-Wstał upuszczając filiżankę.-Rose pobiła szklankę!-Krzyknął i ominął odłamki.-Gilian!To była moja ulubione naczynie!-Oburzył się.

-Kupisz sobie nowe.-Wzruszyła ramionami Rose.

-Ty mi kupisz.Zbiłaś to odkupisz.-Poprawił bluzę.-Swoją drogą jak mu tam temu..-Wskazał kierunek w którym udał się ochroniarz.

-Ryder?

-O właśnie.-Blondynka pojawiła się.

-Co się stało?

-A rozmawiamy jak to dziewczyny.-Uśmiechnął się w stronę nowej gosposi.

Próbowała  ukryć rozbawienie.

-Posprzątaj to.-Rzuciła i zniknęła.

-JA?!Dobra dawaj szczotę Ros.-Schylił się łapiąc się za plecy.-Słyszałaś jak mi strzyknęło?Starość nie radość.Jeszcze trochę,a będę musiał kupić sobie elektryczny wózek..aa..-Rozmarzył się.

-Rose mama dzwoni.-Sonia podała jej telefon.Wywróciła oczami kiedy Larry zaczął rysować tablice z za i przeciw wspomnianemu urządzeniowi.

-Hej mamo.-Uśmiechnęła się.-.......A Lar właśnie robi analizę kupna wózka na prąd czy jakoś tak.-......Nie nic się nie dzieje, a co miałoby?.......Mama chce z tobą gadać.-Podała mu komórkę.

-Dzień dobry pani S.-Odepchnął Rose na bok.-Nie podsłuchuj.-Zakrył ekran,a po chwili wrócił do rozmowy.-..........Tak ma się rozmieć.......Yhm.. zgadza się.-Oddał telefon i wypiął dumnie pierś.

-Starzy chcąc abyś poszła na imprezę.Zaszalała jakoś i pobawiła się.-Rzuciła się na kanapę.

-Ale ja wolę tu siedzieć.

-Przewidzieli każdy możliwy twój ruch.Więc każdy wyjdzie z domu równo o osiemnastej.Chcesz zostać w domu sama.-Podniosła się.Dobrze wiedzieli,że nie lubi pustki w tym domu gdy jest w nim.Zawsze ktoś musi być.

-Dobra!-Wstała.-Poczekaj na mnie.-Zatrzymała się w połowie drogi do swojego kąta i obróciła.-A ty nie idziesz do domu się przebrać?

-Po co idę tak.-Przejechał ręką po swojej niebieskiej bluzce i przetartych jeansach.-I tak laski oszaleją.

Criminal.PowrótWhere stories live. Discover now