Rozdział 25

1.5K 63 8
                                    

Liam POV

- Mia! - krzyknąłem, gdy zdałem sobie sprawę co za sekundę się wydarzy.

W jednej chwili straszliwy pisk opon zagłuszył mnie całkowicie. Mogłem tylko patrzeć.

Patrzeć jak czarny samochód powala na ziemię drobną, blondwłosą dziewczynę.

Stałem jak głupi, nie mogąc nic zrobić.

- Boże jedyny! - ocuciło mnie wycie właścicielki samochodu. - Dziewczyno, żyjesz?!

Odzyskałem władzę nad ciałem i praktycznie rzuciłem się w stronę nieprzytomnej Mii.

- Tak mi przykro, nie zauważyłam jej... ja...

- Niech pani dzwoni po pogotowie! - przerwałem jej, a ona najwyraźniej przestraszyła się mojego tonu. Spojrzałem na tę kobietę.

W ciemności nie do końca mogłem dostrzec jej rysy twarzy, ale po posturze wyglądała na około trzydzieści lat.

Po chwili z powrotem zwróciłem uwagę na swoją dziewczynę. Ukucnąłem przy niej. Delikatnie podłożyłem swoją dłoń pod jej głowę, chcąc położyć ją na moich kolanach. Zrobiłem tak, momentalnie czując coś mokrego na moich palcach i pomiędzy.

- Cholera Mia! - zacząłem ze łzami w oczach.

Nie rób mi tego, kurwa!

- Mia, słyszysz mnie? - zbliżyłem jej twarz do swojej, ale momentalnie pożałowałem.

Ona nie oddychała.

- Kobieto wzywasz tę cholerną karetkę?! - wydarłem się nie mogąc zapanować nad wzrastającą złością.

Gdybyś była facetem, to bym ci przywalił.

- Już... tak, tak, wezwałam - usłyszałem jej załamujący się głos nad sobą.

Nie odpowiadając położyłem Mię z powrotem na asfalt.

- Ona nie oddycha, kurwa! - zacząłem resuscytacje. NIe mogłem dopuścić, żeby umarła.

To wszystko była moja wina!

W tle słyszałem cichy płacz kobiety i jakieś bełkotanie.

Z pojedynczymi łzami spadającymi na ubranie nienieskookiej mocno uciskałem jej klatkę piersiową, nic się dla mnie wtedy innego nie liczyło.

Zrobiłem jej sztuczne oddychanie i na nowo uciskałem, i znowu, i znowu.

- Gdzie ta karetka? - spytałem jakby to coś dało. - Mia, nie rób mi tego. Błagam.

Nagle jej klatka piersiowa sama sie uniosła.

- Tak! Tak, Mia słyszysz mnie? - znowu złapałem ją za głowę.

Oczy nadal miała zamknięte, ale oddychała.

- Przepraszam, tak bardzo przepraszam - zacząłem szeptać jej do ucha, wtulając jej ciało w swoje.

- Jest karetka! - usłyszałem kobietę. Po chwili syrena wyła tak głośno, że aż mnie głowa rozbolała.

Z pojazdu wysiadło dwóch ratowników z noszami. Kazali mi się odsunąć, po czym zaczęli ją oglądać.

Podszedłem do kobiety, która spowodowała wypadek.

- Jak pani mogła jej nie zauważyć?! - wyadrłem się. - Jeszcze wylądujesz w więzieniu, zobaczysz! - mogłem dojrzeć strach na jej twarzy wymieszany z dezorientacją.

- Proszę się uspokoić - podszedł do nas inny ratownik. - Pan jest rodziną poszkodowanej? - wskazał na mnie.

- Nie... to znaczy, jestem jej chłopakiem, ale...

Zawsze będę tańczyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz