Rozdział 7

256 11 1
                                    


*Laura*

Obudziłam się z wielkim kacem. Masakra. Tak się upić przy facecie, na którego lecę. Nie wybaczę sobie tego chyba nigdy...

-Jak tam pijaczyno?- spytała Luśka.

-Mam dwa kace... kaca pijaka i moralnego...

-Daj spokój sami swoi.

-Masakra...

Nie wstawałam z łóżka. Przyszedł do nas Kuba.

-Hejka. Lecimy trochę nagrać... -spojrzał na mnie i kontynuował z lekkim uśmiechem na ustach-"Candy", bo ponoć z tym zejdzie się ze trzy dni. Idźcie coś zjeść na dół i dajcie znać Krzyśkowi.

-A czemu nie Tobie?

-Bo ja mogę być w trakcie zdjęć.

-Okej. Bawcie się tam i proszę Cię Kuba pilnuj tego mojego żeby nie świrował z Szafrańską! - powiedziała wściekła.

-Spoko.

Kuba wyszedł, a ja zaczęłam zachodzić w głowę gdzie jest Roksana.

-Ej? Gdzie Roksy?

-To ty nic nie wiesz?

-Jak bym wiedziała to bym nie pytała?

-Odjebała wczoraj równo. Takiej awantury po między nią a Kubą to jeszcze chyba nie było. Mówię Ci!

-O co poszło?

-O ciebie.

-O mnie?!

-Tak. Narysowałaś śminką na klacie Kuby serduszko.

-Cooo?!

-No tak. Bo zaczęłaś tańczyć na stole. Kuba cie z niego zciągnął i zapraowadził tutaj. Wrócił po jakimś czasie z serduszkiem na klacie. Nie spodobało się to Roksanie więc zaczęła awanturę z Kubą.

-O rany... muszę wszystko odkręcić...

-Nie masz co odkręcać, bo Kuba jej ostatecznie i dobitnie powiedział, że nic między nią a nim nic ma i nie będzie. Wyszła z płaczem i wróciła do Polski.

-Co na to Que?

-Wcześnie wstał i jest taki rześki i pełen energii. On zawsze był energiczny, ale dziś przesadza. Chodź w końcu zjeść!

-Muszę się wyrzygać.

Od razu lepiej, ale moralnie nie.

-Co zakładasz?

-Cokolwiek.

Dresy i t-shirt. Nawet mi nie zależało żeby dziś pięknie wyglądać. Nie robiłam makijażu i poszłyśmy na stołówkę. Nie, to śniadanie jest jak przeszczep nerki... może się nie przyjąć.

-Ej, nie łam się. Nie wygląda żeby miał do ciebie jakieś pretensje.

-No właśnie! Wolałabym żeby je miał bo bym wiedziała, że nic nie odwaliłam... a tak? Z takim facetem w jednym pokoju, na dodatek pijana...

-Spokojnie.

-Twój spokój mnie przeraża...

Po śniadaniu wróciliśmy do pokoju. Czułam się lepiej, ale tylko fizycznie. Nie no.. on mnie chyba zabije i wgl...

Dopiero po obiedzie wrócili do hotelu. Aż miałam stresa i nie umiałam żadnemu z nich spojrzeć w oczy.

-Jak tam? - spytał Wojtek.

SLEEP WELL ||QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz