Rozdział 6

387 40 12
                                    

Zapraszam na "Nunsongi"~

***

Zagotowało się we mnie. Ten. Dupek. Uderzył. Własną. Córkę. Do. Jasnej. Cholery! Myślałem, że stracę nad sobą panowanie i w coś uderzę. Powstrzymywałem się tylko i wyłącznie ze względu na Minhee. Minhee, która drżała w moich ramionach jak galareta i szlochała w wilgotny od jej łez fartuch.

Boże przenajświętszy, co ona musiała przeżywać? Przecież ona miała tylko sześć lat! Jak bezdusznym człowiekiem trzeba być, żeby krzywdzić tak słodką kruszynkę? Cholera, jej ojca nie mogłem nawet nazwać istotą ludzką! Jedynym synonimem, jakim mogłem go określić, był potwór!

Naprawdę mną rzucało. Serce biło mi jak szalone, mięśnie napinały. Miałem ochotę znaleźć tego faceta i połamać mu kilka kości. Albo nie, kilkanaście. Chociaż nawet to nie było w stanie sprawić, że Minhee przestanie cierpieć. To zostawi na jej psychice trwały ślad... biedna dziewczynka.

Przytuliłem ją mocniej i pogłaskałem po roztrzepanych włosach. Zostaliśmy w takiej pozycji przez kilka minut, dopóki nie zasnęła. Miałem mały problem z odklejeniem jej od siebie, bo zacisnęła piąstki na moim ubraniu i nie miała zamiaru puścić.

Zanim wyszedłem, przykryłem ją kołdrą pod szyję i położyłem obok misia, którego jej kupiłem. Spała tak spokojnie... Oh, nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Była w końcu tylko dzieckiem.

Udałem się do gabinetu lekarzy, żeby powiadomić o zaistniałej sytuacji panią Oh i ordynatora. Miałem nadzieję, że policja niebawem zjawi się w szpitalu i zabierze ze sobą tego bydlaka.

Później wszystko działo się bardzo szybko. Oczy doktor Oh powiększyły się i mogło mi się wydawać, ale chyba się zachwiała. Pan Yoon wykręcił odpowiedni numer i opowiedział wszystko osobie po drugiej stronie ze stoickim spokojem, ale widziałem, jak zaciska pięści w kieszeni fartucha.

W sali mała siedziała sama, co z jednej strony mnie uspokoiło, bo nie musiała patrzeć na ojca, ale z drugiej nie wiedzieliśmy, gdzie mężczyzna się znajduje. Dziewczynka wyciągnęła do mnie rączki, więc podszedłem do niej i przytuliłem. Objęła mnie mocno i przylgnęła policzkiem do mojego torsu. Trzęsła się.

Nagle do pomieszczenia wszedł facet, którego miałem ochotę w tamtym momencie zamordować. Zachowywał się, jakby nic się nie stało. Jakby uderzenie własnego dziecka kilkanaście razy było czymś normalnym.

Poczułem, że Minhee się wierci i zaciska piąstki na materiale fartucha. Nieświadomie zacisnąłem zęby ze złości.

Kwestią kilku sekund było wejście do sali dwóch policjantów, którzy zakuli ojca sześciolatki. Mężczyzna miotał się i klął. Zakryłem małej uszy, żeby nie musiała tego słyszeć. Miałem jedynie nadzieję, że będzie tą szczęśliwą dziewczynką, która bawiła się ze mną wczoraj misiami. Cholera, błagałem o to Boga, choć tak naprawdę w niego nie wierzyłem.

Po godzinie, którą spędziłem na uspokajaniu dziewczynki, do sali wpadła jakaś kobieta. Była roztrzęsiona i po schludnym stroju mogłem uznać, że dopiero co wróciła z pracy. Potraktowała mnie jak powietrze i ze łzami w oczach przytuliła się do Minhee. Domyśliłem się, że to mama małej.

Tylko... jak nie zorientowała się, że jej mąż bije sześciolatkę? Ah, przecież ludzie to doskonali aktorzy. Albo ona też była ofiarą przemocy domowej.

Zostawiłem je same. Zaraz kończyłem pracę, więc powinienem się już zbierać, a Minhee i jej mama powinny wytłumaczyć sobie wszystko i spędzić trochę czasu razem.

Kamień spadł mi z serca, bo mała była już bezpieczna. Podejrzewałem, że będę miał jeszcze kilka okazji do spotkania z nią. Oczywistym było, że będzie potrzebowała pomocy po tym wszystkim, a skoro mi ufała...

Zamknąłem gabinet na klucz i wyszedłem ze szpitala, zupełnie zapominając o tym, że obiecałem Jeonggukowi przyjść później.

***

Włożyłem kwiaty do wazonu. Od aresztowania ojca Minhee minął tydzień i mała wyszła dzisiaj ze szpitala. Chyba będę za nią tęsknił, bo naprawdę ją polubiłem. Przez te kilka dni poświęcałem jej jak najwięcej czasu. Oczywiście miałem też innych pacjentów. Wczoraj trafiła do nas pani, która dostała uczulenia na jakiś preparat kosmetyczny. No cóż, tak się dzieje, jak ktoś jest uzależniony od operacji plastycznych i tych innych dupereli.

Tak czy inaczej, starałem się pokazać sześciolatce, że jest bezpieczna. I chyba mi się udało, ale to czas pokaże. Gdy odebrała wypis, przyszła do mojego gabinetu z mamą. Mała przytuliła się do mnie i powiedziała, że będzie tęsknić, bo jestem „fajnym TaeTae". Zrobiło mi się tak ciepło na sercu; ta dziewczynka naprawdę była skarbem.

Jej mama natomiast podziękowała mi za pomoc i wręczyła bukiet polnych kwiatów... a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie chciałem ich przyjmować, ale kobieta nalegała, więc nie chciałem się niepotrzebnie kłócić. Bałem się, że rośliny nie przeżyją do mojego powrotu, ale chyba były świeże, więc nawet płatki im lekko nie opadły.

Zaciągnąłem się ich zapachem i po kilku sekundach zacząłem kaszleć. Woń była zbyt mocna, jejku. Łzy naszły mi do oczu.

Usiadłem na kanapie i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z faktu, że nie miałem czasu sobie tego wszystkiego przemyśleć. Wpadłem w wir pracy. W szpitalu myślałem szybko, na bieżąco, analizowałem pacjentów. Do domu wracałem półprzytomny i od razu rzucałem się na łóżko.

Sprawa Minhee nie tylko zajmowała moje myśli. Przypomniała mi o domu. Tęskniłem za tatą. Był moim autorytetem i nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, że uderza Eonjin albo Jeonggyu. Nie, on by tego nie zrobił. Kochał nas wszystkich, byłem tego pewien. Nigdy nie oglądał się za innymi kobietami, był cały czas wierny mamie. Chciałem być ojcem takim jak on. Och, to byłoby cudownie, gdybym był w stanie zapewnić moim dzieciom dobry byt i szczęście, którego potrzebowały.

Uśmiechnąłem się. Ciekawe, czy moja siostra dalej rysowała, a brat przestawał się bawić pluszakami. Żałowałem, że nie mogę być z nimi, ale nie mogłem nic na to poradzić. Musiałem przeprowadzić się do Busan na studia medyczne i skoro dostałem tu pracę, to wyglądało na to, że zostanę tu na dłużej.

Stwierdziłem, że może uda mi się pojechać do Daegu i odwiedzić rodzinę. W końcu pociągiem była to tylko godzina drogi, aż szkoda by było nie skorzystać. Tylko... kiedy? Sięgnąłem do kieszeni po telefon i sprawdziłem w kalendarzu, kiedy mógłbym się do nich wybrać. Hm... była środa, może ten weekend byłby dobry? Tak, to chyba był dobry pomysł. O, tylko musiałem powiadomić mamę. Nie chciałem, żeby dostała zawału, gdy zobaczy mnie w progu mieszkania. Trzy miesiące temu prawie zemdlała. Naprawdę, oparła się wtedy o ścianę i zrobiła taka blada, że zacząłem się poważnie bać.

Wybrałem odpowiedni numer i czekałem. Miałem nadzieję, że odbierze, choć robiło się już późno... Ale zawsze można spróbować, nie? Nigdy nie zaszkodzi.

Antidepressant ⋄ vkook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz