Rozdział 4

427 39 38
                                    

Jak po pierwszym tygodniu w szkole?

***

Pan Choi usiadł na krześle przed biurkiem, ja usiadłem na miejscu pani Byun. Okazało się, że to właśnie ten mężczyzna, którego podejrzewałem o bycie lekarzem prowadzącym Jeongguka.

Był trochę niższy ode mnie i miał taki delikatny wyraz twarzy. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, co odrobinę mnie peszyło.

— Chciałem porozmawiać o pańskim pacjencie, Jeonie Jeongguku — zacząłem niepewnie.

— Co chciałby pan wiedzieć? — spytał, marszcząc lekko brwi.

— Otóż Jeongg... — w porę ugryzłem się w język. — Pan Jeon powiedział mi podczas wizyty, że jego życie zmieniło się w piekło. — Chrząknąłem. — Wie pan, dlaczego mógłby tak myśleć?

Na chwilę zapanowała cisza. Lekarz zastanawiał się, wzdychając co kilka sekund.

— Pan Jeon uległ wypadkowi, z którego wyszedł cudem tylko ze złamaną nogą. Złamanie jest na tyle poważne, że przez jakiś czas będzie musiał jeździć na wózku inwalidzkim — tłumaczył. — Musi zostać dłużej w szpitalu, jest bardzo osłabiony.

— Czemu? — mruknąłem, zapisując wszystko, co mówił doktor.

— Ma niedobory kilku witamin i jest odwodniony — kontynuował. — Jestem pewien, że najbardziej interesuje pana, dlaczego jest w takim stanie, mam rację?

Przytaknąłem, nie odrywając wzroku od kartki.

— Dzisiaj była u mnie matka pana Jeona. — Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. — Mówiła coś o tym, że jego kariera legła w gruzach. Przyznam szczerze, że nie przysłuchiwałem się, musiałem zbadać pana Jeona.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym mężczyzna życzył mi powodzenia w pracy i wyszedł, ponieważ miał teraz dyżur.

Potem znów zostałem sam ze swoimi myślami. Cóż, teraz przynajmniej miałem jakieś konkrety.

I tak nie miałem nic lepszego do roboty, więc zająłem się porządkowaniem dokumentów, które dostałem od ordynatora. Nieświadomie odpływałem myślami w stronę Jeongguka. Tworzyłem różne scenariusze, zastanawiając się, co działo się z życiem chłopaka przed wypadkiem. Oczywiście mogłem jedynie spekulować, z pewnością nie trafiłem z żadnym przypuszczeniem.

Godzinę później dostałem telefon od jednego z lekarzy. Właściwie, to był telefon od lekarki, pani Oh. Poprosiła mnie, żebym porozmawiał z jej pacjentką, sześcioletnią Minhee. Podejrzewała, że dziewczynka jest bita przez ojca, bo podczas badań zauważyła na jej ciele siniaki.

Momentalnie się we mnie zagotowało. Nienawidziłem przemocy, tym bardziej przemocy rodziców w stosunku do dzieci. Wiedziałem, że jeśli spotkam się z ojcem Minhee, będzie istniało dość duże prawdopodobieństwo, iż mu przyłożę. Oczywiście byłem świadomy tego, że go nie uderzę, bo to by się mijało z celem. Zobaczenie, jak wyprowadza go policja, byłoby dużo bardziej satysfakcjonujące.

Zapewniłem, że za kilka minut przyjdę i zapytałem o numer sali, na której leżała pacjentka. Niedługo potem siedziałem obok jej łóżka i uśmiechałem się lekko.

— Cześć, jak masz na imię? — Mój głos był łagodny i może trochę przesłodzony, ale nie mogłem nic na to poradzić. Lubiłem dzieci, oczywiście nie w złym tego słowa znaczeniu.

Od zawsze potrafiłem się z nimi dogadać i zaopiekowanie się młodszym rodzeństwem nie sprawiało mi problemu.

— Minhee — wyszeptała dziewczynka, przytulając się kurczowo do białego misia, którego futerko nabrało szarawego odcienia.

Widać było, że niespecjalnie mi ufała, ale... cóż, to tylko kwestia czasu, aż się otworzy.

— Ja jestem Taehyung — uśmiechnąłem się szerzej. — A jak nazywa się twój miś?

Minhee niepewnie mruknęła pod nosem imię zabawki, a ja dopytywałem o historię przedmiotu, żeby poczuła się bardziej komfortowo. Rozmawialiśmy ponad pół godziny. Zdążyłem przez ten czas pobawić się z małą misiami i można powiedzieć, że się zakumplowaliśmy.

Kiedy poprawiałem jej rozwalającą się kitkę, która przekrzywiła się na lewo i cudem było, że gumka nie zsunęła się z włosów, do sali wszedł chudy mężczyzna. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Patrzył na mnie tak, jakbym zabił mu matkę i spalił dom. Poczułem dreszcze na karku.

— Kim pan jest? — spytałem, wstając. Facet był niższy o dobre dziesięć centymetrów, co nie ujmowało nieprzyjemnej aurze, którą czułem, stojąc obok niego.

— To chyba ja powinienem o to zapytać — warknął. — Co robisz z moją córką?

Zamrugałem i zacisnąłem pięści.

— Kim Taehyung, psycholog szpitalny — powiedziałem oschle. Kątem oka widziałem ewidentnie speszoną Minhee, nie mogłem pozwolić na to, żeby jej własny ojciec wywoływał u tak pogodnego dziecka płacz. Czułem, że mała zaraz zacznie szlochać.

Już miałem coś powiedzieć, ale do pomieszczenia weszła pani Oh, wypraszając ojca dziewczynki pod pretekstem badania. Ja mogłem zostać, bo przecież też byłem lekarzem.

— Wiesz już coś? — szepnęła mi na ucho.

Pokręciłem przecząco głową. Potrzebowałem odrobinę więcej czasu, nie chciałem nic robić na siłę. Nie mogłem wystraszyć dziewczynki, wtedy wszystko poszłoby na marne.

Chciałem dalej rozmawiać z Minhee, ale lekarka poprosiła, żebym przyszedł później. Ojciec małej chciał z nią zostać, więc musiałem się usunąć z widoku.

Wróciłem do swojego gabinetu i czekałem na kolejny telefon. Teraz, oprócz Jeongguka, moje myśli zajmowała też Minhee. Wziąłem kartkę i zapisałem na niej moje spostrzeżenia po wizycie u małej. Pisałem jak najwolniej, żeby zajęło mi to więcej czasu, bo naprawdę nie miałem pomysłu, co robić.

Dziewczynka wydaje się nieśmiała, ale jeśli się z nią porozmawia, jest pogodna i wesoła. Gdy widzi ojca, zmienia się diametralnie — oczy jej się szklą i przytula się do misia.

Na tym skończyła się moja notatka. Nie miałem pojęcia, co napisać dalej, naprawdę. Pozostawało mi jedynie siedzieć i wpatrywać się w ścianę.

***

Zapaliłem światło, zamykając drzwi do mojego mieszkania. Ciszę przerywały moje westchnienia, bo co innego mogłem słyszeć, jeśli nie własny oddech, skoro mieszkałem sam?

Wstawiłem wodę na herbatę i usiadłem na sofie. Byłem zbyt zmęczony powrotem ze szpitala, żeby włączyć telewizor, bo mieszkałem dość daleko i nawet jazda samochodem oraz stanie w korkach kosztowało mnie trochę energii. Żałowałem, że nie miałem wystarczająco dużo siły, żeby nacisnąć ten cholerny przycisk na pilocie, ale po prostu nie umiałem się do tego zmusić.

Prawda była taka, że nie lubiłem mieszkać sam. Myśl, że nikt na ciebie nie czeka po dniu w pracy... Widywałem się z rodzicami bardzo rzadko. Tęskniłem za nimi i za moim młodszym rodzeństwem. Nie mogłem odwiedzać ich często, wcześniej musiałem się uczyć, teraz pracować. Ostatni raz byłem u nich... kiedy? Dwa miesiące temu? Cholera, nie mieliśmy nawet czasu do siebie zadzwonić.

Wlałem wrzątek do kubka i wróciłem na kanapę. Nie miałem apetytu, więc po wypiciu napoju udałem się do łazienki i pół godziny później położyłem na łóżku.

Przytuliłem się do dużej poduszki, bo inaczej nie byłem w stanie zasnąć i zacisnąłem mocno powieki. Wiedziałem, że muszę szybko usnąć, bo rano miałem być w szpitalu. Musiałem być też przytomny, żeby pomóc Minhee i...

Antidepressant ⋄ vkook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz