Rozdział 19

259 22 16
                                    

a/n; wróciłam już i jestem w trakcie maratonu kdramy, co u Was?

to przedostatni rozdział, ledwo przyzwyczaiłam się znowu do pilnowania terminów publikacji i zaraz będę musiała się odzwyczajać;;

już tęsknię za Waszymi komentarzami ;c

***

Nie pamiętałem już, ile razy przeczytałem ten list. Ale czy sześć linijek tekstu można było nazwać listem pożegnalnym? Dlaczego odszedł właśnie w ten sposób, dlaczego nie powiedział mi tego w twarz, dlaczego... dlaczego napisał tak krótki list? Czy naprawdę tylko tyle dla niego znaczyłem? Czy w ogóle cokolwiek dla niego znaczyłem, skoro napisał, że mnie nie potrzebuje, jakby nasze pocałunki, uśmiechy, każda wspólnie spędzona chwila to było dla niego po prostu... nic?

Tamtego dnia moje serce, które Jeongguk trzymał u siebie, pękło na milion kawałeczków i nie spodziewałem się, że kiedykolwiek coś z tych resztek odzyskam. To bolało tak mocno, jakby ktoś wbijał szpilki do połowy w każdy milimetr kwadratowy mojej skóry.

Robiło mi się niedobrze za każdym razem, gdy myślałem o Jeongguku i nic nie mogłem na to poradzić. Odkąd tak po prostu zniknął minął dokładnie tydzień, który wydawał mi się być dużo dłuższy, niż poprzedni. Jakby każda minuta trwała dwa razy dłużej.

Jak dobrym aktorem musiałem być, skoro nikt nie zauważył, że coś jest nie tak? Sam dziwiłem się, że udawało mi się uśmiechać w pracy, by dodać otuchy swoim pacjentom, a zaraz po zamknięciu za sobą drzwi mieszkania, wybuchałem płaczem. Za każdym razem po prostu opierałem się o drewnianą powłokę i powoli zjeżdżałem w dół, by chwilę później usiąść na zimnej podłodze i ponownie zalać się łzami.

Nie wiedziałem, jak długo dam radę tak funkcjonować — o ile można było to nazwać funkcjonowaniem. Czułem się jak wrak człowieka, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i zostawił palącą dziurę. Chociaż, to nie było dalekie od prawdy.

Kiedy jeszcze mieszkałem sam, zanim wprowadził się do mnie Jeongguk, mieszkanie wydawało mi się być takie puste i zimne, momentami wręcz obce. Wtedy myślałem, że nigdy nie będzie gorzej, ale, jak widać, myliłem się — teraz, gdy zasmakowałem już dzielenia tej przestrzeni z kimś innym i się do tego przyzwyczaiłem, trudno było mi wrócić do „normalności": do ciszy i świadomości, że nikt nie czekał na mnie, kiedy wracałem z pracy.

Czy tęskniłem za Jeonem? To było głupie pytanie; oczywiście, że tak. Wkradł się do mojej codzienności i wydawało mi się, że zamieszka tutaj już na zawsze. Wiedziałem, że to były tylko szczeniackie marzenia, ale właśnie to podszeptywało mi moje serce i nie mogłem nic na to poradzić. Zakochałem się w nim jak głupi, oddając mu całą swoją miłość i nie oczekując nic w zamian.

Wydawało mi się, że to właśnie dlatego tak bardzo bolało. Bo oddałem wszystko, co mogłem oddać i zostałem z niczym.

Mimo wszystko — choć bardzo chciałem i bardzo pragnąłem to zrobić — nie szukałem go. Pozwoliłem mu uciec, zniknąć, zaszyć się gdzieś daleko ode mnie. Pozwoliłem mu na to wszystko, ponieważ właśnie o to mnie poprosił, a ja nie potrafiłem mu odmówić, nawet teraz. Ale zrobiłem to też dlatego, że miałem nadzieję, iż jego zniknięcie pomoże mi pogodzić się ze stratą osoby, którą tak bardzo kocham. Obawiałem się jednak, że trochę się przeliczyłem; a może po prostu tydzień to za mało, by się odkochać?

Oczywiście, że to za mało.

***

Musiały minąć dwa tygodnie, żebym wreszcie zdecydował się na coś, co powinienem był zrobić wcześniej — a mianowicie, wyjechać na trochę do rodzinnego miasta. Nie mogłem być tam długo, w końcu miałem pracę i musiałem wywiązywać się z tych cholernych obowiązków, które nie przewidywały urlopu z powodu spraw sercowych.

Jednak weekend tam był jak zbawienie. Nie potrafiłem inaczej tego nazwać; Daegu było zupełnie inne niż Busan, jakby cichsze, łagodniejsze i sam fakt przebywania tam sprawiał, że czułem spokój. A może to dlatego, że moje aktualne miejsce zamieszkania przypominało mi o złamanym sercu.

Nie wiedziałem, jak wytłumaczę mamie całą tę sytuację, ale byłem pewien, że nieważne, jak niejasno wszystko opowiem, ona i tak zrozumie. Zupełnie, jakby potrafiła czytać mi w myślach.

Zapukałem delikatnie do drzwi. Mimowolnie moje myśli podążyły do podobnego zdarzenia sprzed kilku tygodni. Pokręciłem głową, by jak najszybciej o tym zapomnieć.

W końcu przyjechałem tutaj, żeby się odprężyć, zresetować i na pewno nie myśleć o Jeongguku.

***

Usiadłem na kanapie, obejmując dłońmi kubek z gorącą herbatą. Był późny, niedzielny wieczór; wróciłem do domu zaledwie chwilę temu, ale mimo godzinnej podróży pociągiem nie chciało mi się spać, więc chciałem jeszcze trochę posiedzieć.

Ten weekend należał do jednych z lepszych. Chociaż chyba nie powinienem klasyfikować go do tych „najlepszych", w końcu w dużej mierze wypełniony był rozmowami o Jeongguku, a przecież chciałem o nim zapomnieć. Jednak wydawało mi się, że opowiedzenie wszystkiego mamie i siostrze było najlepszym, co mogłem zrobić, bo rzeczywiście — poczułem się dzięki temu choć odrobinę lepiej.

Musiałem przyznać, że miny mojej rodziny, gdy powiedziałem im, iż spotykałem się z mężczyzną, były bezcenne. Ale byli bardzo tolerancyjni (za co kochałem ich jeszcze bardziej) i, jakby zupełnie nie przejmowali się płcią mojego obiektu westchnień, zaczęli nazywać go bardzo ładnymi epitetami.

Najgłośniejsza z nich wszystkich była Eonjin, która wyglądała, jakby miała zamiar wydłubać Jeonowi oczy jednym ze swoich pędzli. (A wierzcie mi lub nie, ona naprawdę byłaby do tego zdolna). Kiedy poszedłem do jej pokoju i walnąłem się na łóżko, narzekając na niego trochę, moja siostra ciągle komentowała zachowanie mężczyzny, marszcząc brwi i malując kolejny obraz. Wyglądało na to, że jej też wydawał się być na początku całkiem fajnym gościem i przyznała, iż chciałaby, żebym z nim był, ale tylko wtedy, kiedy byłbym szczęśliwy, a w tej sytuacji — kazała mi go wywalić za drzwi, gdyby przyszedł prosić o wybaczenie.

Zaśmiałem się na to wspomnienie. Nie mogłem wyobrazić sobie lepszej siostry.

A mama? Mama nie rzucała aż taką ilością brzydkich słów, jak Eonjin, ale również nie podobało jej się, jak Jeongguk mnie potraktował. Stwierdziła, że to bardzo dobrze dla niego, bo ona nie wie, gdzie mieszka, w przeciwnym wypadku już dostałby porządny wykład o tym, jak powinno się traktować ludzi. Jednak gdy widziała łzy napływające do moich oczu, ściskała moje dłonie i przytulała do siebie, żebym mógł się wypłakać. Powiedziała, że to lepiej, żebym nie trzymał w sobie tylu negatywnych emocji; bardzo się o mnie martwiła, choć byłem już dużym chłopcem.

Kochałem ich wszystkich, ale zupełnie inną miłością, niż ta, jaką dażyłem Jeongguka.

Antidepressant ⋄ vkook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz