Rozdział 9

378 41 21
                                    

Po rozmowie z ordynatorem Yoonem pojechałem do domu, żeby odstawić tam samochód. Wolałem nie zostawiać go na te dwa dni na parkingu niedaleko dworca, jeszcze ktoś by mi go ukradł czy porysował. Wystarczy, że zbierałem na niego tak długo.

Przestępowałem z nogi na nogę, czekając na taksówkę. Powinna zaraz przyjechać, przynajmniej taką miałem nadzieję. Nie chciałem się spóźnić na pociąg.

Poprawiłem torbę na ramieniu, gdy po półgodzinnej jeździe znalazłem się na dworcu i wsiadałem do mojego środka transportu. Z głośnym westchnieniem usiadłem na odpowiednim miejscu. Starałem się nie zasnąć, kiedy oparłem głowę o zimną szybę i patrzyłem na przemykający za oknem obraz.

Z uśmiechem przypomniałem sobie mój pomysł na rozgryzienie Jeongguka. Teraz tylko kwestią czasu było, kiedy chłopak się otworzy. A coś czułem, że byłem blisko.

Zanim opuściłem salę dwudziestotrzylatka, powiedziałem, że nie będzie mnie przez weekend. Może mi się wydawało, ale chyba zrobił się trochę bardziej przygnębiony, niż wcześniej. Mruknął coś w stylu, że chciał ze mną pogadać jutro, czyli w sobotę, ale w takim wypadku nici z jego planów.

No, i tutaj wpadłem na kolejny genialny plan.

— A kto powiedział, że nie będziemy mogli porozmawiać? — szepnąłem tajemniczo, po czym wziąłem do ręki leżący na szafce obok łóżka telefon chłopaka. — Mogę podać ci swój numer.

Zerknąłem na godzinę w telefonie. Było już późno, kilka minut przed ciszą nocną w szpitalu. Chciałem napisać Jeonggukowi „dobranoc", ale... cóż, ja nie miałem jego numeru.

I wtedy, jak na zawołanie, dostałem esemesa:

Od: nieznany numer

Dobranoc, Taehyung.

Uśmiechnąłem się lekko. Byłem pewien, że to Jeon, więc szybko odpisałem:

Do: Kookie

Śpij dobrze, Kookie~

Czy za bardzo „spoufalałem się" ze swoim pacjentem? Być może. Ale co z tego, skoro dzięki temu mu pomagałem? Czy nie to się bardziej liczyło?

Przymknąłem oczy, odpływając do krainy snu.

***

Późnym wieczorem stałem w progu mieszkania moich rodziców z torbą zsuwającą mi się z ramienia i zamykającymi oczami. Byłem ledwo przytomny, co od razu zobaczył mój tata. Nie bawił się w witanie, tylko od razu zaprowadził mnie do pokoju, w którym spałem, gdy jeszcze tu mieszkałem.

Rano czułem się jak nowonarodzony. Mama zrobiła przepyszne śniadanie, podczas którego wyściskałem każdego członka rodziny po kolei. Jejku, jak ja za nimi tęskniłem... Eonjin wyładniała, miała dłuższe włosy, które teraz spinała w warkocz. Jeonggyu natomiast trochę schudł i jego pulchne niegdyś policzki ukazały lekko wystające kości. Były z nich naprawdę śliczne dzieciaki. Mama miała pierwsze siwe włosy i ścięła je do ramion, natomiast tata miał chyba więcej siwizny na głowie niż czarnych kosmyków.

Patrzyłem na nich z miłością i nie chciałem myśleć o tym, że w niedzielę wieczorem będę musiał wracać do Busan. Następne nasze spotkanie mogłoby mieć miejsce za długi czas.

Posadziłem mojego sześcioletniego brata na kolanach przy stole i wtuliłem się w jego ciało. Był taki chudziutki, taki delikatny. Przypomniała mi się sytuacja Minhee i przytuliłem go jeszcze mocniej. Mój kochany Jeonggyu, nie pozwoliłbym nikomu go skrzywdzić. Byłem gotów oddać moje szczęście za szczęście rodzeństwa.

Malutki poruszył się, sprawiając, że podniosłem wzrok. Patrzył na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczkami. Jego usta uformowały się w tak słodki uśmiech, że gdyby mogło być to możliwe, dostałbym od samego patrzenia cukrzycy.

Po śniadaniu Eonjin poprosiła mnie, żebym przyszedł do jej pokoju. Była już nastolatką, więc zaczął się ten okres w życiu, podczas którego zmieniła się w tajemniczą i cichą dziewczynę. Idąc za nią, zauważyłem, że sięga mi do ramion. Podrosła, nie mogłem zaprzeczyć; gdy widziałem ją ostatnim razem, siędała mi zaledwie do łokci.

Rozejrzałem się po niedużym pomieszczeniu i odkryłem, że aż tak dużo się nie zmieniło. Ściany miały wciąż ten sam, zielony kolor, meble były tylko trochę poprzestawiane. W rogu, obok niezaścielonego łóżka, stały, oparte o ścianę, płótna malarskie. Domyśliłem się, że są nowe i jeszcze niepomalowane, bo Eonjin chowała wszystkie obrazy do dużej szafy obok drzwi. Kilka lat temu zdecydowała, że będzie upychać swoje ubrania w innej, mniejszej szafie i długiej komodzie, ponieważ „obrazy są ważniejsze". Tak samo, jak kiedyś uznałem to za słodkie i kochane, że sztuka jest dla niej ważniejsza, teraz miałem identyczne zdanie.

Usiadłem na łóżku i spojrzałem na nią. Czekałem, aż coś powie.

— Wiem, że masz urodziny dopiero za ponad pół roku, ale... — Podeszła do sztalugi, której jakimś dziwnym trafem nie zauważyłem. Drewniana konstrukcja stała teraz przede mną, bo nastolatka ją przestawiła. Płótno zakryte było przez granatową tkaninę. Zanim odsłoniła obraz, powiedziała: — pomyślałam, że skoro przyjechałeś, to powinieneś to zobaczyć.

Moja siostra była tylko amatorką, ale bardzo dobrą amatorką. Musiałem zamrugać kilka razy i przybliżyć do płótna, żeby sprawdzić, czy to aby na pewno nie zdjecie. Chociaż, jakim cudem mogłobyć to zdjęcie, skoro nigdy tak nie wyglądałem?

Na obrazie było moje popiersie. Moje szare włosy świeciły lekko, tak, jak gwiazdy migodzące na tle granatowego nieba. Blask odbijał też kolczyk znajdujący się w moim uchu. Wyglądał jak kilka złączonych cienkich łańcuszków i niezbyt wiedziałem, jak mam go opisać, bo widziałem coś takiego pierwszy raz. Moja skóra na obrazie miała praktycznie identyczny odcień, jak w rzeczywistości (sprawdzałem, przez co prawie dostałem po łapach od tego małego diabełka, który na codzień jest nazywany Kim Eonjin). Włosy zakrywały mi oczy, a usta formowały w bardzo lekkim uśmiechu. Naprawdę, ten obraz był przepiękny. Nie sądziłem, żeby ktokolwiek kiedykolwiek mnie namalował i to jeszcze w taki sposób.

Przytuliłem dziewczynę, która z początku trochę się wyrywała, ale w koncu oddała uścisk. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Musiała spędzić dużo czasu na malowaniu, mogła też przecież namalować kogoś innego. To było tak cholernie miłe, że nie potrafiłem wyrazić tego słowami.

— Puść mnie, brakuje mi tlenu — zaśmiała się, po czym ją puściłem. Posłała mi taki słodki uśmiech, że byłem pewien, iż jeśli pokaże go jakiemuś chłopakowi, on z pewnością się w niej zakocha. — Tęskniłam za tobą, TaeTae.

— Ja za tobą też, siostra — szepnąłem, ponownie zamykając jej ciało w uścisku.

Antidepressant ⋄ vkook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz