Rozdział 12

379 36 58
                                    

Co u Was? Mnie pokonało przeziębienie, ale przynajmniej dzięki temu mam czas, żeby pisać kolejne ff.

Są tu jacyś fani Stray Kids? Stays, planuję coś dla Was~

Dla ARMYs już mam przygotowane opowiadanie o całej siódemce, mental disorders AU, publikacja w urodziny Jina, serdecznie zapraszam~

***

Nie pocieszałem go. Powiedział, że tego nie chce. Powiedział, że mam po prostu przy nim być i być jego przyjacielem. A więc byłem. Przez ponad dwa tygodnie odwiedzałem go codziennie, nawet w dni, kiedy miałem wolne. Wtedy nie przychodziłem jako psycholog szpitalny, a właśnie jako jego przyjaciel. Ktoś, komu mógł bezgranicznie zaufać.

Raz przyniosłem mu swojego laptopa, żeby mógł pograć w Overwatcha, bo bardzo mu się nudziło. Żartobliwie określił granie na moim komputerze jako spartańskie warunki, ale potem szczerze podziękował. Mieliśmy coraz lepszy kontakt i momentami zapominałem, że jestem jego lekarzem.

Teraz krzesełko stało obok łóżka tylko dla ozdoby. Siadałem obok Kookiego i często kładłem głowę na jego ramieniu, gdy pokazywał mi nagrania ze swoich występów. Nie mogłem zaprzeczyć, że miał cholernie wielki talent. Tylko, że przez wypadek mógł wrócić do tańca dopiero po dłuższym czasie. Nie wyjęli mu jeszcze nogi z gipsu, a czekały go jeszcze miesiące rehabilitacji, żeby odzyskał sprawność sprzed trafienia do szpitala.

Odkąd Jeongguk opowiedział mi o swojej przeszłości, stał się weselszy. Więcej się uśmiechał, nawet czasami rzucał suchymi żartami, z których śmiałem się z grzeczności i po to, żeby chwilę po swojej reakcji, usłyszeć dziecięcy i uroczy śmiech chłopaka, który potrafił rozgrzać moje serce w ciągu sekundy.

— Wiesz, chyba jednak coś dobrego wynikło z tego wypadku — stwierdził któregoś dnia, zajadając się słodką bułką, którą kupiłem mu w bufecie. Miał cukier puder wokół ust.

— Co? — zapytałem, wpatrując się w niego z troską. Zdecydowałem pozbyć się białych wąsów młodszego, więc wyciągnąłem rękę w stronę jego twarzy. Zamarł, kiedy poczuł, że przejeżdżam kciukiem wokół ust, chcąc nie chcąc dotykając jego warg. Odwrócił się szybko, nie chcąc pokazać mi czerwonych policzków.

— To, że cię spotkałem — wyszeptał, robiąc wszystko, żeby nie spalić jeszcze większego buraka.

***

Jeon miał wyjść ze szpitala niecały tydzień później, ale dwa dni przed dostaniem wypisu zaczął źle się czuć. Podczas moich wizyt czasami brakowało mu tchu i łapał się za serce, a je nie miałem pojęcia, co się działo. Skończyło się na tym, że zostawili go na obserwacji i zlecili kilka badań.

Dwudziestotrzylatek wyznał mi w niedzielę wieczorem, zanim zacząłem zbierać się do wyjścia, bo godziny wizyt już się kończyły, że boi się, czy nie jest na coś przewlekle chory. Przecież przez te treningi mógł zrujnować sobie zdrowie i nie mieć o tym nawet zielonego pojęcia.

Ja też się bałem. Nie chciałem, żeby cierpiał. Miał już wystarczająco dużo przykrości w życiu. Dlatego też starałem się go wspierać jeszcze bardziej, bo zasługiwał na choć odrobinę szczęścia. A posiadanie przyjaciela chyba się do tego zaliczało, prawda?

W dniu, w którym powinni go wypisać, do sali weszli doktor Choi, a za nim... pan Lee. Przez chwilę przestałem oddychać. Cholera, co tu robił kardiolog? Cholera, co jest z Jeonggukiem?

— Panie Jeon, musimy porozmawiać — powiedział z powagą lekarz prowadzący. Spojrzał na mnie kątem oka i dodał: — w cztery oczy.

Poczułem lekkie ukłucie w sercu, ale co miałem zrobić? Musiałem wyjść. Przecież nie miałem prawa zostać, skoro nie byłem członkiem rodziny.

Czekałem za drzwiami, opierając się o ścianę i nerwowo przygryzając wargę. Nie znałem się na kardiologii, więc jedyne, co mi pozostawało, to nadzieja, że to nic poważnego.

Kiedy lekarze wyszli, wślizgnąłem się szybko do pomieszczenia i zastałem zszokowanego chłopaka, patrzącego z niedowierzaniem na swoje dłonie. Podszedłem do niego niepewnie i położyłem dłoń na jego ramieniu. Wcześniej nawet na mnie nie spojrzał, teraz też nie.

— Kookie, co powiedział ci doktor Lee? — spytałem powoli, siląc się na spokojny ton, ale wewnątrz trząsłem się z obawy o bruneta. Usiadłem obok niego na łóżku, obejmując jego wracające do zdrowia ciało ramionami. — Kookie?

— Mam podejrzenie nerwicy — szepnął cichutko ze łzami w oczach. Ten widok łamał mi serce. — Tae, ja jestem chory.

Podobnie jak wtedy, gdy opowiedział mi o swojej przeszłości, przytuliłem go, milcząc. Wiedziałem, że taką formę pocieszania lubił najbardziej, bo tylko na taką mi pozwalał. Pamiętałem, jak któregoś dnia, zasypiając w moich ramionach, wyznał, że uwielbia, kiedy go przytulam. Od tamtego czasu robiłem to coraz częściej.

***

Nerwica Jeongguka była na razie tylko hipotezą, więc musiał zostać jeszcze trochę w szpitalu. To wyglądało trochę dziwnie, bo za każdym razem, gdy miał wychodzić, coś go tutaj zatrzymywało. Jednocześnie mnie to cieszyło i smuciło, bo z jednej strony mogłem spędzać z nim dużo czasu, a z drugiej jednak powody przedłużenia się jego pobytu tutaj mnie martwiły.

Chłopak zaczął chodzić o kulach, z czego był zadowolony, bo on i wózek inwalidzki naprawdę nie byli dobrym połączeniem. Jak to sam stwierdził: „wózek nie lubił go tak samo, jak on jego, więc ten związek nie mógł długo potrwać".

Następnego dnia miała pojawić się diagnoza, więc młodszy się stresował. Starałem się pomóc mu trochę wyluzować, bo było to jedyne, co mogłem w tamtym momencie zrobić. Próbowałem znaleźć jakąś fajną dramę, którą moglibyśmy obejrzeć na moim laptopie. W sumie, to nawet nie pamiętałem jej tytułu. Wyleciał mi z głowy. No bo, przepraszam, ale kto by pamiętał, gdyby... Wciąż nie potrafiłem uwierzyć w to, co się wtedy stało.

Oglądaliśmy bodajże dwunasty odcinek. Wcześniejsze w większości omijaliśmy, bo nie działo się nic ciekawego. Główna bohaterka zaufała szkolnemu playboyowi i zgodziła się z nim pójść na randkę. Spacerowali w parku z kubkami kawy w dłoniach. Dziewczyna była nieśmiała i nie garnęła się do rozmowy, więc stery przejął chłopak. Opowiadał jej o swojej rodzinie, zainteresowaniach i innych duperelach, które sprawiły, że nastolatka stwierdziła, iż facet jednak ma serce. Potem zaczął padać deszcz i... pocałowali się.

Wpatrywałem się w ekran, czując na sobie wzrok Jeongguka. Siedzieliśmy obok siebie, więc mogłem zobaczyć go kątem oka. Odwróciłem głowę w jego stronę i zauważyłem, że chłopak patrzy na moje usta. Serce momentalnie podskoczyło mi do gardła.

Naprawdę nie wiedziałem, jak to się stało. Znowu nie myślałem o konsekwencjach.

Po prostu go pocałowałem. Z początku tylko przyciskałem swoje wargi do jego, ale później, gdy oddał pieszczotę, zrobiło się trochę gorąco.

Przerwał, gdy zjechałem pocałunkami na jego linię szczęki i zrobił to w porę, bo mój zaślepiony pożądaniem umysł chciał, żebym zrobił mu malinki na szyi.

— To nie jest czasem wbrew prawu? — wysapał, trzymając dłonie na moim karku i uśmiechając się półgębkiem. — Wiesz, romanse z pacjentami?

— Tak, ale chwilowo mam to gdzieś — zaśmiałem się, przyciągając go bliżej siebie i jedynie przytulając, choć miałem ochotę zrobić coś więcej.

Antidepressant ⋄ vkook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz