Rozdział 15

279 21 31
                                    

a/n; dodaję dziś wcześniej, bo zaraz zabieram się za pisanie i później pewnie bym zapomniała X"D

***

Moje rodzeństwo zostało u nas na tydzień i wydawało mi się, że miło spędzili ten czas. Po kilku dniach Jeonggyu z wielką chęcią wspinał się na kolana mojego chłopaka i siedział przytulony do niego. Dwudziestotrzylatek czasami się przy tym krzywił, bo mały niechcący kopnął go w nogę, którą miał jeszcze w gipsie, ale zaraz potem przytulał go mocno. Na mojej twarzy pojawiał się uśmiech za każdym razem, gdy na nich patrzyłem.

Natomiast Eonjin dużo malowała. Udało jej się skończyć dwa obrazy i gdy mieli wyjeżdżać, stwierdziła, że jeden nam zostawi. Miało to być podziękowanie za spędzenie czasu razem. Zrobiło mi się ciepło na sercu i mimo protestów, przytuliłem ją jeszcze raz.

Jeongguk opiekował się nimi podczas mojej nieobecności spowodowanej koniecznością chodzenia do pracy. Obawiałem się, że to dla niego za dużo, w końcu nie powinien się denerwować — ale zapewnił mnie, że to nic takiego i chętnie spędzi z nimi czas.

Gdy pojechali do domu, moje mieszkanie stało się tak nagle dziwnie puste, jakby siedem dni wystarczyło, by wszyscy przyzwyczaili się do tego gwaru. Moje rodzeństwo nie było bardzo ciche, więc trochę się działo. A teraz? Było aż za cicho.

— Może się przejdziemy? — zaproponował Jeongguk, podnosząc się z kanapy przy pomocy kul. — Nudzi mi się.

Przytaknąłem i pomogłem mu założyć buty. Chwilę później byliśmy już w drodze na dół. Mieszkanie na drugim piętrze to nic wielkiego, ale dla osoby ze złamaną nogą to jednak wyzwanie. Zwłaszcza, że brunet czasami się zapominał i przez to niejednokrotnie prawie się przewracał.

Pogoda na zewnątrz była ładna. O tej porze dnia nie było aż tak ciepło, jak w południe. Chodziliśmy bez celu, dużo wolniej, niż gdyby Kookie nie miał gipsu. Nie przeszkadzało mi to jednak, w końcu jeśli się kogoś kocha, to kocha się go całego, nawet, jeśli wlicza się w to złamana noga i zbyt duża ilość nerwów.

Szliśmy blisko siebie, oddychając spokojnie i głównie milcząc. Sama nasza obecność wystarczała, żebyśmy czuli się dobrze i bardzo się z tego cieszyłem. Byłem zmęczony po dniu pracy i chciałem odpocząć.

Czas mijał nam powoli, jakby dostosowywał się do naszego kroku. Usiedliśmy na ławce w parku i wtedy przysunąłem się bliżej Kooka. Z ufnością oparł głowę o moje ramię i przymknął oczy. Wyglądał na takiego delikatnego i niewinnego. Odgarnąłem przydługie kosmyki z jego twarzy.

Był moim pierwszym chłopakiem i naprawdę chciałem, żeby było mu ze mną dobrze. Gdybym tylko mógł, oddałbym mu cały świat i jeszcze więcej. Kochając kogoś, byłem w stanie poświęcić tej osobie całe swoje szczęście i wcale mi to nie przeszkadzało.

A Jeongguk na to zasługiwał. Zasługiwał na całe dobro, jakie istniało.

***

Kiedy zaczęło się ściemniać, wróciliśmy do mieszkania. Pomogłem brunetowi usiąść na kanapie i zacząłem robić nam kolację. Kookie próbował przekonać mnie, żebym pozwolił mu pomóc, ale poprosiłem, żeby się nie przemęczał. Obawiałem się, że coś mu się stanie, w końcu dalej nie czuł się najlepiej i musiał przyjmować dużo witamin i leki na serce.

Rozmawialiśmy o tym, że chętnie zaprosimy jeszcze raz moje rodzeństwo do Busan, gdy nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Ktoś walił agresywnie w drzwi, nie przestając ani na chwilę. Posłałem mojemu chłopakowi zaniepokojone spojrzenie i poszedłem, by otworzyć. Dwudziestotrzylatek nie był przekonany, że to dobry pomysł, ale chciałem dowiedzieć się, kto to. Gdyby był to jakiś pijak, mógłbym zadzwonić na policję. W tamtym momencie nikt inny nie przychodził mi do głowy.

Ledwo co uchyliłem drzwi, a zostałem popchnięty i na chwilę straciłem równowagę. Walnąłem w ścianę i przez ułamek sekundy zobaczyłem długie, czarne włosy znikające za rogiem.

Chwilę później w moim mieszkaniu rozległ się krzyk, bardzo piskliwy i głośny. Wzdrygnąłem się i potrzebowałem chwili, by zrozumieć, co się dzieje. Ruszyłem w stronę salonu i to, co tam zobaczyłem, przyprawiło mnie o mdłości. Nie spodziewałem się zobaczyć Do Soyoung w moim mieszkaniu. Krew się we mnie zagotowała.

— Wiedziałam, że jesteś do niczego! — krzyczała, nachylając się nad chłopakiem. — Widziałeś artykuły?! Robią ze mnie wyrodną matkę!

— Nie udawaj, że nią nie jesteś! — wrzasnął w odpowiedzi, podnosząc się o kulach. — Zawsze miałaś mnie gdzieś, dla ciebie liczy się tylko kasa! Zniszczyłaś mi życie, żeby żyć w luksusach! Czego jeszcze ode mnie chcesz?!

— Ty niewdzięczny gówniarzu!

Następne, co usłyszałem, to dźwięk uderzenia dłoni o policzek.

Wszystko potoczyło się szybko. Wyprosiłem kobietę z mieszkania, grożąc policją i tylko fakt, że mógłbym mieć przez nią kłopoty, powstrzymywał mnie przed zrobieniem jej krzywdy. Co prawda, tylko bym ją wyprowadził, ale chyba każdy, kto ją znał, był świadomy tego, że odwróciłaby kota ogonem.

Gdy wyszła, w salonie zapanowała cisza, przerywana przez nasze przyspieszone oddechy. Potrzebowaliśmy chwili, by się uspokoić. Chciałem podejść do Jeongguka i jakoś go pocieszyć. Przytulić, dać buziaka w czerwony od uderzenia policzek, cokolwiek.

Ale zamiast tego, kiedy podchodziłem, usłyszałem:

— Zostaw mnie.

To zabolało. Zrobiło mi się przykro, ale nie zatrzymywałem bruneta, gdy poszedł do sypialni i po chwili wrócił z poduszką i kocem.

Rzuciłem mu pytające spojrzenie. Długo go nie zauważał, więc chrząknąłem. Zerknął na mnie przez ułamek sekundy i mruknął:

— Idź spać i przestań się na mnie gapić.

Te słowa były jak szpilki wbijane kolejno w moje serce. Zacisnąłem pięści ze złości, ale uznałem, że najlepsze, co mogę w tej sytuacji zrobić, to pozwolić mu się uspokoić.

Dlatego poszedłem do sypialni i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Chyba trochę zbyt głośno, ale nic nie mogłem na to poradzić — też potrzebowałem się wyładować. Jako psycholog wiedziałem, że to jednocześnie zły i dobry pomysł. Trzymanie czegoś w sobie długo to najgorsze, co możemy zrobić, ale odreagowywanie na najbliższych — jeszcze gorsze.

Zanim położyłem się do łóżka, wyciągnąłem z szafy dużą poduszkę, którą schowałem tam jakiś czas temu. Skoro spałem z Jeonem, nie potrzebowałem jej. Ale teraz, po tej awanturze z jego matką... czułem, że tylko dzięki niej zasnę.

Zacisnąłem mocno powieki, nie mogąc już powstrzymać łez cisnących mi się do oczu przez kilka ostatnich minut.

Tej nocy płakałem po raz pierwszy od kilku miesięcy. Poduszka szybko zrobiła się mokra, a ja nie mogłem się uspokoić. Tak bardzo, jak wiedziałem, że mój chłopak musi ochłonąć, potrzebowałem go teraz. Potrzebowałem jednego głupiego pocałunku, jednego uścisku.

Zamiast tego dostałem jedynie mój cichy szloch odbijający się od ścian pomieszczenia.

Antidepressant ⋄ vkook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz