To, co zrobiłem, było ryzykowne i powinienem być za to wywalony z pracy. Wiedziałem to bardzo dobrze. Wystarczyło, żeby ktoś zobaczył mnie na łóżku obok Jeongguka i wtedy zaczęłyby się pytania. A gdybyśmy zostali przyłapani na całowaniu się, nie miałbym nawet prawa zaprzeczać.
Czy żałowałem? Może to dziwne, ale... ani trochę. Nawet wręcz przeciwnie, nie mogłem się doczekać, aż znów będę mógł poczuć delikatne usta chłopaka na swoich.
Wieczorem, będąc już w domu, przez dłuższy czas nie mogłem zasnąć. Przekręcałem się z boku na bok i nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Uśmiechałem się jak idiota w ciemności, oczami wyobraźni widząc zadowoloną twarz bruneta zaraz po naszym pocałunku. Cholera, ja chyba... chyba się zakochałem.
Gdy przyszedłem następnego dnia do pracy, nie mogłem pozbyć się szczęścia wręcz rozpierającego mnie od środka. Ciągnęło mnie do sali, na której leżał Jeon. Och, tak bardzo chciałem go zobaczyć...
Los chciał, żeby chłopak miał badania, a ja pacjenta. Nieszczególnie mi to leżało, bo jednak musiałem oderwać myśli od dwudziestotrzylatka, ale... cholera, taka była moja praca.
***
Byłem pewien, że zastanę uśmiechniętego chłopaka. Problem w tym, że jedyne, co zobaczyły moje oczy, to skulone ciało Jeongguka. Drżał; musiał płakać. Czułem, jak serce pęka mi na kawałeczki.
Podszedłem do niego, usiadłem na łóżku i objąłem. Szlochał, nie był w stanie powiedzieć mi, dlaczego jest w takim stanie. Mogłem jedynie trzymać go w swoich objęciach oraz kołysać w przód i w tył, żeby zapewnić mu choć trochę bezpieczeństwa.
— Kookie, co się stało? — powtarzałem to pytanie co kilka sekund, na przemian z: — spokojnie, wszystko będzie dobrze, Kookie, nie płacz...
Nie chciał powiedzieć mi, co się stało. Rzucał przekleństwami, tłumaczył, że nie muszę nic wiedzieć o jego stanie zdrowia, bo nie jestem jego rodziną, a te słowa raniły mnie równie mocno, jak widok, na który byłem zmuszony patrzeć wcześniej. Zdenerwowałem się, nie mogłem zaprzeczyć.
— Może i nie jestem członkiem twojej rodziny — przytaknąłem, zaciskając pięści. — Ale cię kocham, idioto.
W pomieszczeniu zapadła cisza, przerywana przez mój szybki oddech i niespokojne łapanie powietrza przez Jeongguka. Żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć. Ba, chyba nawet baliśmy się odezwać. Ja, bo powiedziałem już za dużo i bałem się odrzucenia. Jeon, bo... tak właściwie nie miałem pojęcia, czego on mógłby się teraz bać. Straty przyjaciela?
Przyjaciela.
To słowo brzęczało mi w głowie, dopóki nie poczułem umięśnionych ramion oplatających się wokół mojej talii i nieśmiało przyciągających mnie do siebie. Ciepły oddech omiótł moją szyję i chwilę potem ciemne kosmyki zaczęły mnie tam łaskotać. Czy to dziwne, że od razu wybaczyłem mu tamten wybuch?
Jego serce wróciło do stałego rytmu bicia i oddech mu się uspokoił. Myślałem, że zasnął, ale gdy spojrzałem na niego z góry, miał otwarte oczy i patrzył na mnie. Uśmiechnął się lekko i złożył szybki pocałunek na linii mojej szczęki. Nie potrafiłem zatrzymać cisnącego się na moje usta uśmieszku.
***
Wyciągnięcie od niego prawdy trochę mi zajęło. Mimo wszystko nie chciał mówić. A to, że jest głodny, że musi do toalety, że chce spać. Szkoda tylko, że nie byłem na tyle głupi, żeby się na to nabrać.
— Dobra, dobra, już mówię! — Uniósł ręce w geście poddania. Najwidoczniej nie lubił być łaskotanym, więc uciekł na drugą stronę łóżka (skubany nauczył się szybko ze złamaną nogą poruszać). — Mam nerwicę.
CZYTASZ
Antidepressant ⋄ vkook ✓
Fanfic„- O czym chce pan, panie doktorze, porozmawiać? - zapytał chłopak, wciąż lekko zachrypniętym od milczenia głosem. - O tym, że moje życie zmieniło się w piekło w ciągu kilku sekund?" Kiedy świetlana przyszłość Jungkooka kończy się zbyt wcześnie prze...