Rozdział 8

377 40 10
                                    

Wczoraj wieczorem, mimo zmęczenia, zacząłem pakować torbę na wyjazd do rodziny. Nie skończyłem, więc specjalnie wstałem wcześniej. Oczy mi się zamykały, ale po pracy miałem pociąg, dlatego nie mogłem dokończyć pakowania później. Był piątek, chciałem mieć wszystko z głowy.

Dopijałem herbatę, kiedy spojrzałem na zegarek. Prawie się zakrztusiłem. Cholera, spóźnię się!

W pośpiechu zasunąłem torbę sportową, przewiesiłem ją przez ramię i wybiegłem z domu, prawie zapominając o wyłączeniu telewizora i zamknięciu drzwi. Serce mi waliło, bo drogi w Busan o tej godzinie zaczęły się zapełniać i pojawiały się coraz to nowsze korki. Wybijałem palcami nieznany sobie rytm na kierownicy. Niech to szlag, musiałem spóźnić się akurat dzisiaj? Zanim opuściłem szpital w czwartek, ordynator poprosił mnie, żebym przyszedł do niego następnego dnia z samego rana, bo później miał mieć jakąś operację. Sam nie wiedziałem, czemu mnie do siebie wezwał, ale teraz jedyne, co mnie obchodziło, to to, żeby zdążyć.

***

Spieszyłem się jak mogłem, ale i tak nie udało mi się złapać pana Yoona przed wejściem na salę operacyjną. Postanowiłem, że poszukam go za kilka godzin, bo nie wiedziałem, jaką operację miał przeprowadzić. Ba, nawet się na tym nie znałem, więc i tak nie miałbym pojęcia, ile operacja powinna trwać.

Rozmasowałem kark, siadając przy biurku w moim tymczasowym gabinecie. Czułem, że gdy przyjadę do Daegu, ledwo dowlokę się z dworca do mieszkania rodziców i od razu położę spać.

Po kilku minutach udałem się w stronę pokoju Jeongguka. Wczoraj spotkałem pana Choi i powiedziałem o zaistniałej sytuacji. Stwierdził, że muszę poważnie porozmawiać z pacjentem, bo coś, co stało się w jego życiu, z pewnością było przyczyną jego nienajlepszego stanu zdrowia.

— Jak się czujesz? — spytałem, siadając na, można powiedzieć, moim stałym miejscu. Spojrzałem na chłopaka przekrzywiając nieco głowę w prawo. — Hej, Jeong, słyszysz mnie?

— Wolę Kookie, jeśli już — mruknął, nie patrząc w moją stronę. — Przepraszam, że tak wczoraj histeryzowałem...

— Ej, nie przepraszaj — przerwałem mu, przysuwając krzesło bliżej łóżka. — Nie musisz przepraszać za danie upustu swoim emocjom. Uważam, że miałeś do tego dobry powód.

Zapanowała cisza, której nie brakowało przy każdej naszej konwersacji. Naprawdę, bez tego chyba nie można byłoby powiedzieć, że rozmawialiśmy. Westchnąłem. Jeongguk za dużo milczał. Zdecydowanie za dużo. To nie pomagało mi w... no, pomaganiu jemu.

Przygryzłem wargę i rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichś głupich i płytkich tematów, żeby pozwolić temu dzieciakowi się rozgadać. Telewizor był wyłączony, na ławie nic oprócz niego nie stało, okna, jak okna, szafki pozamykane... Wierciłem się na krzesełku do tego stopnia, że kiedy odwróciłem się, by zobaczyć, czy nie ma nic interesującego za moimi plecami, prawie z niego spadłem. Usłyszałem ciche parsknięcie.

Zerknąłem w stronę Jeona. Patrzył na sufit, jakby znalazł na nim coś wielce ciekawego i, choć próbował ukryć swoje lekkie rozbawienie, wydziałem delikatny uśmiech cisnący mu się na usta. Odwróciłem głowę, uśmiechając się półgębkiem. Cóż, przynajmniej poprawiłem mu nieco humor.

Na szafeczce, która stała obok łóżka, zauważyłem jedynie telefon, jabłko i paczkę chusteczek higienicznych. Serio, czy on nie miał żadnych swoich rzeczy w tym pokoju? Miałem na myśli rzeczy, które wskazywałyby na jego zainteresowania, oczywiście.

— Czego tak szukasz? — zapytał, podpierając się rękami o materac. — Zgubiłeś coś?

Oprócz pomysłów na skłonienie cię do gadania? Nie, nie szukam niczego, miło, że zapytałeś.

Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się lekko w jego stronę. Był trudnym orzechem do zgryzienia, nie można było temu zaprzeczyć.

— Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie — przypomniałem sobie nagle, łapiąc się chyba ostatniej deski ratunku. Może jednak się przełamie? Cóż, warto było chociażby spróbować

Jego lekki uśmiech natychmiast zniknął, a głowa opadła na tors. Przez chwilę wpatrywał się w swoje palce i znowu zaczął się nimi bawić. Z boku wyglądało to, jakby wymieniał w pamięci rzeczy, o których chciał mi powiedzieć i liczył je na palcach, nie chcąc o niczym zapomnieć. Dłonie mu drżały; denerwował się.

— Czuję się... — wziął głęboki wdech — ...okropnie.

Odwrócił głowę w lewo, przez co nie mogłem zobaczyć jego twarzy. Czułem, że jest bliski płaczu.

— To przez wczorajszą rozmowę z matką? — rzuciłem, nie zastanawiając się nad tym, że słowa mogą wywołać u młodszego jeszcze większe przygnębienie.

Znowu nie odpowiadał. Okej, trochę się wkurzyłem. Albo... nie, nie do końca wkurzyłem, bardziej po prostu miałem tego trochę dość. Złapałem palcami jego podbródek i przekręciłem twarz w moją stronę. Patrzył na mnie z lekkim niepokojem w oczach.

— Kookie, próbuję ci pomóc, ale nie ułatwiasz tego. — Cofnąłem dłoń z jego szczęki na bark. — Musisz ze mną rozmawiać.

Uciekł wzrokiem i zwilżył wargi językiem. Dlaczego tak bardzo bał mi się powiedzieć?

— Dlaczego nie przyszedłeś do mnie drugi raz ponad tydzień temu? — zmienił temat w bardzo umiejętny sposób.

Nie chciałem się kłócić, więc odpowiedziałem na pytanie. Nie przerywał mi. Słuchał w zamyśleniu, dopóki nie skończyłem. Było mi trudno opowiadać o tym, co spotkało Minhee. Na wspomnienie jej ojca niemalże się we mnie gotowało... w Jeonggukowi chyba też, bo zaciskał pięści na kołdrze.

— Wszystko z nią dobrze? — spytał, kiedy zakończyłem swój monolog. Przytaknąłem. — Ale... nie obowiązuje cię jakaś tajemnica lekarska?

Zamrugałem. Cholera, miał rację. I nagle wpadłem na pewien pomysł.

— Co powiesz na to, żeby to był taki nasz... mały sekret? — uśmiechnąłem się półgębkiem. Wiedziałem, że się zgodzi. Po prostu to wiedziałem. I wiedziałem też, że dzięki temu sekretowi uda mi się do niego dotrzeć. — Zgoda?

Chłopak zastanowił się przez chwilę, po czym spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.

— Zgoda.

Antidepressant ⋄ vkook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz