Selisa przesunęła poduszkę. Słyszała ciche słowa Jaya zza drzwi:
- Sel, czas wstawać.
Chwilę się jeszcze czmuchała i przekręcała z boku na bok, ale jak usłyszała wkurzonego Kaia, to w pośpiechu ześliznęła się z łóżka. Niestety, jej jedna noga była wplątana w kołdrę i to spowodowało, że dziewczę upadło plackiem na podłogę. Gdy tylko wyswobodziła swą koliczynę, wstała i nałożyła bluzę. Miała już podbiec do drzwi, gdy jej uwagę odwrócił dźwięk otwierającegi się okna. Przeszła ją gęsia skórka. Wiedziała, że po nią wrócą. A może jednak to tylko wiatr? Przez obramowanie do pokoju pchał się Claus, ciągnąc za sobą machinę.
- Chodź musisz się przespać.- rzekł złośliwie z uśmiechem. Jego oczy pożerały ją i iskrzyły radośnie na każdą oznakę strachu.
A oznak było wiele, za wiele. Dygotała, nie mogąc się ruszać z przerażenia. Jej włosy stały dęba, a zęby klekotały, jakby była minusowa temperatura. Ale najwięcej wyrażały oczy. Odbijał się w nich cały strach, rozpacz, wszystko, czego nie chciała.
Zza drzwi dobiegł rozdzierający krzyk. On dopiero wybudził ją z transu. Teraz w centrum nie stała ona, ale ten, który był teraz w niebezpieczeństwie. Jej najdroższa istota na ziemi, która teraz musiała się znajdować w strasznym niebezpieczeństwie.
Dziewczyna rzuciła się do wyjścia. Szarpnęła za klamkę, ale odrzwia ani drgnęły. A tymczasem Claus zbliżał się i kawałkiem piwroza w ręce. W desperacji zaczęła kopać w drzwi i krzyczeć imię najlepszego przyjaciela.
W pewnym momencie poczuła oddech na swoim karku. Mężczyzna złapał ją za nadgrastki i boleśnie wykręcił je do tyłu.
- Ach! - wrzasnęła Selisa siadając na łóżku. W pokoju było pusto. W całym klasztorze panowała cisza. Dziewczyna spojrzała na zegarek. Była 3:15. Mogła wrócić do łóżka, ale bała się znowu śnić koszmary. W końcu ten dzisiejszy nie był jeszcze najstraszniejszy. Wygramoliła się spod kołdry i zetknęła się stopami z lodowatą podłogą. Lekko sycząc, ale próbując być jak najciszej, wstała i zaczęła szperać w kieszeniach swojego plecaka. Wzięła latarkę i poświeciwszy niąsobie powędrowała do drzwi, a potem korytarzem do schodów. Zeszła na dół, przeklinając w duchu głośne skrzypienie, które dawało znać o każdym jej kroku. Lekko zdenerwowana pomaszerowała na palcach do salonu, gdzie położyła się na kanapie. Zmiana miejsca spania, często jej pomagała na złe sny. Po chwili jej zmęczony i wyniszczony ogarnęła ciemność, ale dała jej wytchnienie tylko na pół godziny.
Zobaczyła cztery pagórki. Na każdym z nich stał słup z przywiązaną do niego dziewczyną. Wszystkie miały na głowach wianki z niezapominajek i ubrane były w długie, powłuczyste, śnieżnobiałe suknie. Każda z tych czterech twarzy była też smutna, ale każda inaczej. W jednej widziała rozdzierający bunt bez możliwości dania upustu. W drugiej ujrzała wyciszenie i rezygnację. W trzeciej krzyczał ból straty, a czwarta odzwierciedlała wyniosły ból zakryty szatą dumy.
Usłyszała za sobą jęk Lloyda. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła go ociekającego krwią. Stękał rozpaczliwie:
- Muszę je odbić i zniszczyć...
Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle, gdy znikądza Zielonym Ninja wyłonił się czarny cień masywnego stworzenia w hełmie samuraja. Wielki wojownik obalił blondyna na ziemię.
Selisa zakryła dłońmi oczy i zaczęła biec w bok. Potknęłasię i upadła. Uniisła głowę, próbując dostrzec coś przez łzy. Przed nią stali porwani Mistrzowie Żywiołów w kajdanach.
Zane podszedł do filetowookiej i pomógł jej się podnieść.
- W kanionie... - wyszeptał jej do ucha.
Przed oczami brunetki pojawiła się mgła i poczuła, że traci grunt pod nogami. Poczęła spadać. W pewnym momencie poczuła w nozdrzach gryzący czad, robiło jej się też coraz goręcej, aż w końcu poczuła, że płonie.
Nagle wszystko znikło i Selisa obudziła się w zalanym słońcem saloniku. Duży zegar wybił dziewiątą. Selisa wstała i ruszyła w drogę na górę, modląc się, żeby żaden z chłopaków jej nie zobaczył, bo nabijaliby się z niej do końca życia. Sama nie wiedziała, czemu dalej nosi tą głupią piżamę w kotorożce. Może dlatego, że dał jej ją jej ukochany sensei, Mistrz Garmadon?
Wbiegła do pokoju, chwyciła swoją torbę i poleciała z kopyta do łazienki. Sprawę piżamy narazie trzeba było odłożyć na dalszy plan. Najważniejsze, że wiedziała już jaki kierunek obiorą w wędrówce z Lloydem.
* * *
Siedziała przy stole i obmyślała dalej swój następny krok. Zemsta bawiła ją znakomicie.
Ale na początku.
Coraz ciężej było udawać śmiech przy torturowaniu kolejnego jeńca. Zagłuszanie sumienia było z dnia na dzień trudniejsze. Godzina za godziną niosły jedna za drugą po dawce wspomnień matki i jej nauk. Każdej nocy widziała ją płaczącą i wskazującą coś w oddali lub taką, jaka była w jej dzieciństwie, podczas lekcji.
Dlatego przestała sypiać w nocy.
Brała tabletki i zapijała je kawą. Wiedziała, że długo na tak nie pociągnie i podjęła szybką drogę wyniszczenia organizmu, ale teraz to nie było dla niej ważne. Nie przejmowała się przyszłością.
Najważniejsze było zabicie bólu.
CZYTASZ
LEGO NINJAGO MISTRZOWIE SPINJITZU: Cień Fioletu ✔️
Fanfiction>Może kiedyś dojdzie do korekty, aktualnie opowiadanie to na nią czeka< Lloyd wraca do klasztoru po długim pobycie u Selisy, która jest jego przyjaciółką ze szkoły. W klasztorze zastaje tylko Kai'a i Jay'a. Ninja i Mistrzowie Żywiołów znikają, a por...