Wielka bitwa cz. 1

144 13 3
                                    

Jay wrzasnął z bólu. Nie mogłam na to patrzeć. Jeśli się nie zgodzę, to go zabiją, ale jeśli się zgodzę to będą mieli element...

- Dobrze! Zgadzam się, tylko zostawcie ich w spokoju! - krzyknęłam ze łzami w oczach.

- Nya... Nie rób tego... Oni ciebie zabiją... A nawet gorzej... - szepnął Jay, kasłając krwią.

- Lepiej mnie niż was wszystkich - powiedziałam. Podszedł za mnie ten co chyba się nazywał Axel i brutalnie postawił mnie na nogi.

- Idziemy! Jesteś równie rozsądna, co twoje koleżanki - powiedział. ,, Moje koleżanki? Czy to znaczy że... "

- Mogę jeszcze się pożegnać? - spytałam.

- Niech będzie, ale szybko - odpowiedział Axel. Podbiegłam do leżącego Jay'a. Miałam związane i wykręcone do tyłu ręce tak samo jak on, więc tylko pocałowałam go w policzek.

- Teraz odejdę, ale ty Jay musisz żyć dalej... - szepnęłam.

- Nie... Nya... - przerwał mi.

- Jay, oni mnie wykorzystają i prawdopodobnie zabiją, ale to nie koniec. Ty i reszta musicie ich powstrzymać... Nie ważne, co się ze mną stanie, ty jesteś teraz ważny... Proszę... Nie umrę na zawsze, kiedyś, nawet jeśli zginę, znów się spotkamy... Ty i reszta, jak tylko ze mną skończą, zaczniecie działać... Nie poddaj się, proszę... Śmierć to nie koniec, przecież wiesz, że nawet jeśli zginę, moja dusza nie umrze, a po śmierci czeka życie wieczne. Kocham cię Jay, żegnaj...

- Nya! - krzyknął zrozpaczony, ale ja zostałam pociągnięta w tył przez Axela. Zaciągnął mnie do wielkiej sali oświetlonej przez pochodnie palące się fioletowym płomieniem. Na środku stała wielka machina z trema dziwnymi wstawkami. Wokół urządzenia stały kotły z olejem także płonącym na fioletowo. Wczepili mnie w jedną z trzech wstawek. Przyczepili mi do wczepek ręce i nogi, a potem założyli mi jakieś urzadzenie na głowę. Zaczęłam w głowie słyszeć jakieś nieznane głosy i niezrozumiałe słowa, po chwili w całym ciele poczółam ból tak straszny, że nie miałam sił nawet by ruszyć powieką, a jednak coś trzymało mnie przy przytomności.

* * *

- Lloyd, musimy się śpieszyć! - obudziła Lloyda z transu Ronia. Przez chwilę czuł jakiś nieopisany ból i miał przeczucie, że stało się coś złego.

- Lloyd! - Potrząsnęła nim Ronia.

- Biegiem - odpowiedział tylko i oboje puścili się pędem w dół zbocza. Biegli, biegli aż nagle z rozpędem wpadli w sam środek straży.

- Ronia pierwszy krok!

- Robi się panie zielonku!

Dziewczyna kliknęła jakiś przycisk na swojej brązoletce. W tej samej chwili ze wzgórza zjechała wielka machina. Miała około 8 metrów wysokości i 4 metry szerokości. Było to coś w stylu walczącego olbrzyma i zmiatało wszystkich wojowników z drogi. Walczyło, jeździło i zmiatało. Odwróciło to wszelką uwagę od Ronii i Lloyda.

- Dobra, a teraz co? Ten robot długo się nie utrzyma - szepnęła Ronia, gdy już stali przy jednym filarze bramy.

- Idziemy po przyjaciół. Jak robot się rozwali, to zostaję ja jeden przeciwko wszystkim, bo ty nie umiesz walczyć, a poza tym nie mogę myśleć o tym, co im mogli zrobić w tych lochach...

- Tak jak mojemu bratu... - szepnęła ocierając łzy Ronia. Lloyd położył rękę na jej ramieniu.

- Nie płacz. Twój brat był, jest bohaterem. Teraz musimy zadbać by pozostałych trzech...

- Dwóch - przerwała. - Teraz mam tylko dwóch braci...

Spojrzał na nią ze współczuciem. Rzeczywiście, Axel już nie był jej bratem, był kimś innym, był zdrajcą, mordercą i okrutnikiem, z własnej, nieprzymuszonej woli. Najlepszym dowodem na to było to, że zabił własnego brata.

- A więc dwóch... - powiedział cicho Lloyd. - Tak, czy inaczej musimy ich uwolnić. Pamiętasz jeszcze, gdzie te lochy?

- Nie wiem, gdzie są inni więźniowie, ale wiem, że większość jest w lochach tuż przy sali tortur - powiedziała wycierając nos Ronia.

- W takim razie prowadź - powiedział Lloyd. Ronia poprowadziła ich długimi i ciemnymi korytarzami przez wnętrze twierdzy. Było tu strasznie ponuro i nieprzyjemnie. Nagle niedaleko siebie usłyszeli krzyk, krzyk Skylor. Właściwie krzycząca Skylor to była nowość i w innych okolicznościach Lloyd z pewnością zdumiałby się owym zjawiskiem, ale teraz tylko się przeraził. Ronia nic nie powiedziała, tylko skręciła w stronę głosu. Zobaczyli nieprzytomną Skylor, którą jakiś facet próbował wziąść na ręce. Lloyd szybko wyskoczył zza rogu korytarza, bezbłędnie znokautował męszczyznę i wziął Skylor na ręce. Była cała we krwi. Lloyd delikatnie przełożył ją tak, żeby mógł ją nieść i jednocześnie pozostać niezuważonym i zajrzał do pokoju. Widok przeraził go. W pokoju Kai, Jay, Zane, Cole, Misako, Sensei Wu, P.I.X.A.L. i pare nieznanych mu osób pokrwawieni zwisali na łańcuchach, brakowało Selisy. Przez pierwsze dwie sekundy Lloyd myślał, że nie żyją, ale po chwili spostrzegł, że słabo i z trudem, ale oddychają. Podbiegł do Kai'a, który był najbliżej. Wstrząsnął nim.

- Kai! Żyjesz jeszcze?! - spytał z drżeniem w głosie. Kai otworzył oczy.

- Ja tak, ale się spóźniłeś, bo moja siostra już prawdopodobnie nie.

Dopiero po tych słowach Lloyd zorientował się, że w pomieszczeniu oprócz Selisy brakowało jeszcze jednej osoby.

- Gdzie je zabrali?! - spytał roztrzęsiony.

- Nie wiem. Tak samo jak ty chciałbym wiedzieć....

- Poczekaj, odepnę was od tej ściany.

Po tych słowach, Lloyd użył swojej mocy energii i wszyscy ześliznęli się na ziemię. Kai natychmiast wstał, podbiegł i wyrwał Lloydowi Skylor. Misako podbiegła do Lloyda.

- Synku! - Przytuliła go do siebie. - Tak bardzo się o ciebie martwiłam... Uratowałeś nas...

- Jestem tu mamo, ale niektórych z nami tu nie ma - odpowiedział ze smutkiem Lloyd. Na to Kai wysunął się naprzód.

- Czy mam przez to rozumieć, że jeszcze nie uwolniłeś Nyi i nie uratowałeś świata?!

- Nie - odpowiedział Lloyd.

- To co tak stoicie jak słupki?! Biegiem! Trzeba uratować Nyę i Ninjago!!! - krzyknął Kai.
- ... i Selisę - wyszeptał Lloyd, ale tak cicho, że nikt go nie usłyszał.

- Idziemy - powiedział Cole. Wstał, ale zaraz potem się przewrócił. Ronia podbiegła do niego grzebiąc w torbie.

- My tu zostaniemy - powiedziała. - Cole był bardziej męczony niż myślicie. Skylor też radzę zostać.

Kai ostrożnie położył Skylor na śpiworze, który Ronia rozłożyła pod ścianą.

- Teraz idziemy uratować moją siostrę! - powiedział zdecydowanie, wstając. Wszyscy wyszli z pomieszczenia. Nagle Ronii zaświeciły się oczy.

- To jeszcze nie będzie koniec - powiedziała, po czym jej oczy zgasły i stały się spowrotem takie jakie były poprzednio.

* * *

Hejka! To już przed ostatni rozdział. Książka miała być dłuższa, ale stwierdziłam, że już nie będę tego ciągnąć. Pojawi się jeszcze jeden, no góra dwa rozdziały, potem epilog i koniec tej książki. Mam nadzieję, że rozdział się podobał, podzielcie się swoją opinią w komentarzu. Serdecznie Was pozdrawiam!

Nya🌊💙

LEGO NINJAGO MISTRZOWIE SPINJITZU: Cień Fioletu ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz