Rozdarcie

92 10 0
                                    

Stali oboje na balkonie jej pokoju w internacie, on i Selisa. Miała teraz zielone oczy, oznaczające, że dziewczyna jest szczęśliwa. Można stąd zobaczyć większość Starego Miasta. Ona uśmiecha się miło. Wokół niej pełno kwiatów, a tuż nad kwiatami latają motyle. Ona zupełnie nie pasuje do tej szkoły. Ani te motyle, kwiaty, balkon, miasto ani jej przytulny pokoik nie pasują do tej szkoły.
- Czemu nie wyjedziesz? - spytał.
- Zapomniałeś, że ie mam ani dokąd, ani za co - szepnęła ze smutkiem, oczy jej zmieniły kolor na fioletowy.
- Nie martw się - powiedział pocieszająco i położył jej rękę na policzku. Oczy jej stały się znowu zielone.
- Gdybym miała gdzie i za co uciec, na 100% zabrałabym ciebie ze sobą, Lloyd - powiedziała ciepło.
- A jeśli bym nie chciał jechać? - spytał żartobliwie.
- Wtedy bym tu została - odpowiedziała dziewczyna. Uśmiechnęła się, a on odwzajemnił uśmiech. Chciał jej już coś powiedzieć, gdy nagle w drzwiach stanął nauczyciel.
Lloyd usiadł w posłaniu.
- Lloyd - powiedziała Ronia, ściskając go za ramię - przepraszam jeśli cię wystraszyłam.
- Nie, nic się nie stało - wymamrotał Lloyd.
- Musimy uciekać - powiedziała ryża, rzucając Lloydowi jego torbę z rzeczami.
- Czemu? - spytał Lloyd.
- Bo inaczej najpóźniej za godzinę nas znajdą - odpowiedziała Ronia - podsłuchałam rozmowę strażników. Axel zna lokalizację naszej kryjówki. Zwijaj posłanie i ruszamy.
- A Selisa? - spytał Lloyd.
- Musi tu zostać - stwierdziła Ronia - nie przemkniemy z chorą i nieprztomną dziewczyną. Nie martw się, nie zabiją jej, bo jest im potrzebna. Idziemy.
- Nie mogę jej zostawić - sprzeciwił się Lloyd.
Ruda wzięła worek na plecy i powiedziała:
- Lloyd, wybór jest taki, albo zostaniemy z nią i mnie oraz ciebie zabiją, a ją zabiorą, albo ja i ty uciekniemy a ją zabiorą. Jeśli nas zabiją, to niebędzie kto miałby ją ratować.
Lloyd bez słowa wziął swoje pakunki. Nie był przekonany ani do jednej, ani drugiej wersji. Wyszli. Lloyd starał się nie patrzeć na Selisę, która majaczyła w gorączce, ale już w wyjściu obejrzał się.
- Idziesz Listku? - spytała Lucja.
- Idę - odpowiedział Lloyd- ej nie nazywaj mnie tak!
Ona tylko uśmiechnęła się do niego szelmowsko i nałożywszy plecak zaczęła iść ścieżką, ukrytą wśród skał. Szli, aż nagle usłyszeli okrzyk:
- Tam są!
- Biegiem! - rozkazała Ronia i zaczeła biec najszybciej, jak mogła.  Lloyd ruszył za nią. Biegli, biegli z całej siły i cały czas biegli. Po jakimś czasie Ronia upadła. Wiedziała, że ich prześladowcy umią biec bezgłośnie, więc szybko się obejrzała. Nikt ich nie gonił. Odetchnęła z ulgą. Spojrzała na Lloyda, który wyciągnął do niej dłoń, by pomóc jej wstać.
- Dzięki - powiedziała i skorzystała z pomocy. Wstała, jednak zaraz omal nie upadła spowrotem na ziemię, tak, że Lloyd musiał ją przytrzymać.
- Cała jesteś? - spytał zielonooki.
- Tak - odpowiedziała, otrzepując się z piachu i pyłu - ale jestem strasznie wykończona - dodała, dopiero teraz czując ból w przemęczonych nogach.
- Adrenalina przestała działać - stwierdził Lloyd - jeśli nie masz siły, to cię zaniosę w bezpieczne miejsce. - Bez pytania, nie zważając na protesty dziewczyny podniósł ją, złapał ,, na pannę młodą " i zaczął ostrożnie nieść.
- Jesteś facet nie do zdarcia - stwierdziła z uznaniem Ronia - biegłeś tyle samo i z taką samą prędkością, co ja, a nadal masz dość siły, by mnie nieść.
- W końcu jestem Mistrzem Zielonej Energii - zaśmiał się Lloyd. Ona właściwie nie załapała jego żartu, ale również wybuchnęła perlistym śmiechem. ,, Jak ona pięknie się śmieje - pomyślał Lloyd - jest wtedy, jak małe, słodkie słoneczko. Och! Kurcze! Co ja gadam? Nie gadam tylko myślę. Ech! Co się ze mną dzieje?! Tak czy siak nie wiem gdzie iść. "
- Gdzie idziemy, a raczeja ja cię niosę - spytał już na głos.
- Do tamtego wąwozu. - Wskazała Ronia palcem. - Pokieruję ciebie tak, żebyś doszedł do naszej nowej kryjówki.
Pilotka dała pokierowała go w odpowiednią jaskinię. Dojść do niej było jeszcze ciężej niż do pierwszej. W środku Lloyd posadził ją na ziemi i zabrał się do urządzania nowego mieszkanka. Pierwsze ułożył posłania. Jak użądzanie ich zostało skończone, Ronia pokuśtykała do swojego, położyła się i zasnęła. Lloyd okrył ją kocem, a potem zabrał się za urządzanie reszty groty. Grota musiała być znanym schronem, bo znalazł zapasy chrustu, o który było na pustyni trudno, ponieważ bardzo niewiele roślin tutaj rosło. Znalazł urządzone palenisko, które nawet miało ruszt i specjalną zawieszkę na kocioł. Lloyd skrzesił ognia i zaczął przygotowywać jedzenie. Ściemniało się i robiło coraz chłodniej, więc wyjął z plecaka sweter. Wiedział, że za niecałą godzinę będzie strasznie zimno i nie zamierzał się przeziębić.

                           *  *  *

Lucja siedziała przy łóżku zmieniając, co jakiś czas okłady, a Skylor pomagała jej, bo była zbyt roztszęsiona by sama to robić. Bardzo bała się o Kai'a. Leżał w łóżku, majacząc w gorączce. Jego gorączka objawiała się w podobny sposób, co gorączki w pewnych chorobach tropikalnych, czyli wcale nie był gorący, wręcz przeciwnie, był zimny jak lód, tylko strasznie majaczył, jego ruchy były bardzo gwałtowne, nierówno oddychał itp. Skylor przez prawie cały czas trzymała go za rękę. Puszczała tylko, gdy mudiała zmienić mu okład albo przynieść jakiś lek. P.I.X.A.L. jako, że jej program był bardzo dobry w leczeniu, była także przy łóżku, ale przed chwilą wyszła, bo ktoś na dole ją zawołał. Nie mogli znaleźć niczego, co by choć trochę pomogło Kai'owi. Skylor traciła nadzieję... Nie wiedziała, co się z nią dzieje, po prostu coraz bardziej przeważała w niej rozpacz nad nadzieją. Nie płakała, ale była rozdarta. Lucja pochlipywała przez cały czas od czasu, gdy przynieśli Kai'a.
- Czemu na niego wtedy nakrzyczałam? Gdyby byl czujny, nigdy nie popadłby w tarapaty - łkała. Próbowali ją pocieszyć, ale żadne z nich nie było teraz do pocieszania, bo wszyscy martwili się o Kai'a. Pani Dżemilla pomagała jak mogła. Ona, pokojówki Maryla i Trinidat oraz chłopak hotelowy Tristan zostali powiadomieni o wszystkim, czyli o tym, że Kai, Jay i Zane to ninja i tak dalej... Trinidat i Tristan, byli zwiadowcami na mieście, ponieważ obowiązki Lucji przechodziły na młodszą pokojówkę, a Lucja była tzw. ,,dziewczyną do wszystkiego", więc Trinidat biegała codziennie po sprawunki itp. Teraz Skylor siedziała trzymając Kai'a za rękę, gdy nagle dziewczęta usłyszały krzyk Jay'a:
- Skylor! Lucja! Mamy leśne zioła, które na 98%, według Zane'a, poskutkują!
Po chwili na schodach rozległy się kroki. Do pokoju weszła P.I.X.A.L..
- Ułóżcie Kai'a w pozycji pół siedzącej - rozkazała - ja podam mu zioła.
Skylor i Lucja ułożyły Kai'a w odpowiedniej pozycji, a P.I.X.A.L. wlała mu do gardła gorący płyn.
- Kiedy zacznie działać? - spytała Skylor.
- Za conajmniej 46 minut się obudzi - odpowiedziała P.I.X.A.L. - najpewniej za 54 minuty.
Usiadły i czekały.

                          *  *  *

No, cóż. Jak Wam się podoba rozdział? Trochę nudny? Przepraszam, ale ostatnio słabo się czuję i trochę mi wszystko szwankuje. Serdecznie Was pozdrawiam!!!

Nya🌊💙

LEGO NINJAGO MISTRZOWIE SPINJITZU: Cień Fioletu ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz