Lloyd i Adrian szli cichutko tunelem. Szli uwolnić przyjaciół. Musieli być bardzo cicho, bo każdemu dźwiękowi odpowiadało potężne echo. Nie wiedzieli, czy będą mogli spokojnie wyjść z tunelu do lochów, więc Adrian wziął ze sobą radar, żeby namierzyć każdego podejrzanego osobnika.
- Radar kogoś wyłapał - zawiadomił Adrian - ale możemy iść, bo to jest mój brat Daren. Znajdziemy sposób, by go odczarować, odczarujemy go i będzie nas trzech.
Lloyd kiwnął głową. Szli dalej. Nagle zaczęli słyszeć jakieś dziwne odgłosy. Brząkanie, skrobanie i jeszcze jakieś nieokreślone. Wyszliśmy z tunelu. Adrian skierował ich w lewo. W ciemności prawie nic nie widzieli. Nagle za nimi zatrzasnęło się jakieś przejście i oślepiło ich zielonkawe, zimne światło. Z cienia wyszedł jakiś człowiek w czarnym płaszczu.
- Witaj Adrianie - powiedział szyderczo - masz nowego przyjaciela, jak widzę. Nie wolisz starych znajomości?
- Axel, dobrze wiesz, co o tym wszystkim myślę - odpowiedział z zadziwiającym spokojem Adrian.
- Jak tam Ronia? Pewnie też zmieniła stronę. Maszyna musi zostać ulepszona, bo nawet z takich pacanów bez mocy jak wy, nie udało się wyżuć uczuć. Mistrzowie Żywiołów z resztą muszą się zgodzić, żeby cokolwiek się udało. Szkoda, że Ronia odeszła, bo by nam zaprojektowała coś lepszego.
- Odczep się od Ronii. Ona już zdecydowała o sobie.
- Ach tak. To nie będę jej przeszkadzał. Chyba się nie obrazi, gdy uszkodzę trochę jej braciszka, a potem znajdę ją i jej dam za wsze czasy?
Tu już Adrian nie wytrzymał. Podbiegł zerwał kaptur z głowy tajemniczego człowieka. Spod kaptura wyfrunęły rude włosy i wyjrzaly bezlitosne, zielone oczy.
- A jednak nie jesteś już moim bratem - stwierdził z rozpaczą Adrian - ale dokonałeś wyboru nieprzymuszony, bo nie jesteś zaczarowany. Jednak nas zdradziłeś...
- A co myślałeś? - spytał Axel, dyskretnie wyjmując sztylet - jestem tylko człowiekiem nowych czasów. Niesprawiedliwość jeszcze zatryiumfuje, ale ty już tego nie zobaczysz. - w tej chwili właściciel czarnego płaszcza dźgnął swojego brata w bok. Adrian przechylił się i upadł, ale jeszcze żył.
- Zobaczę zwycięstwo dobra nad złem z tamtego świata. Lloyd, powiedz Ronii, że bardzo ją kocham - powiedział i zginął. Lloyd upadł na kolana. Nie wiedział, co robić. Przez te niecałe trzy dni znajomości, zdążył pokochać Adriana jak brata, a teraz on nie żył.
- No cóż - przerwał ciszę Axel - mój brat nie jest rozsądny i to go zgubiło. Teraz od ciebie żądam rozsądku. Jeśli do nas nie przystąpisz, nie czeka cię szybka śmierć, lecz straszne tortury i męki. Radzę dokonać wyboru teraz.
Lloyd wściekł się. Wywołał swoją moc i rzycił kulą energii w napastnika. Axel uchylił się i rzycił nożem w Lloyda. Lloyd złapał nóż tuż przed swoją piersią, ale gdy dotknął noża zakręciło mu się w głowie i upadł na ziemię. Zaraz jednak wstał, ale teraz nie mógł używać mocy. ,, Ta walka odrazu przegrana - pomyślał, śledząc każdy ruch przeciwnika - chociaż nie. Mogę używać noża, ale jeśli on wyjmie dwu-ostrze nóż niewiele pomoże. Trzeba coś wymyślić tylko szybko! - nagle go oświeciło - jeśli wyjmie dwu-ostrze to już po mnie, ale narazie mogę użyć spinjitzu i walczyć bez walki, tak jak uczył mnie tata. " Wziął wdech, ostatnio tak żadko używaliśmy spinjitzu, że chyba wszyscy zapomnieli, że w ogóle istnieje, tylko czemu go nie używaliśmy? Dobra, wracajmy do Lloyda, który właśnie wykonywał odpowiednie ruchy, żeby wywołać swoje zielone spinjitzu. Zaskoczył przeciwnika. Axel zaskoczony, dał się eciągnąć do środka i wybić na zewnątrz prosto w podłogę. Lloyd przystanął i rzekł:
- Nikt cie nie uczył, że niedocenianie przeciwnika jest dużym błędem?
- Uczyli mnie - powiedział Axel wolno podnosząc się z ziemi - ale mówią też, że najlepiej uczymy się na błędach.
Axel wyjął dwu-ostrze i spojrzał szyderczo na Lloyda.
- I co? - spytał z uśmiechem - teraz też będziesz tak wywijał swoim spinjitzu zielony ludku?
Lloyd wiedział, że dwu-ostrze może zablokować spinjitzu lub Axel da siebie wchłonąć i uderzy swoją bronią. Potrzebne było szybkie działanie, ale Lloyda strasznie rozpraszał strach przed dwu-ostrzem. Zamknął oczy, nagle poczuł, że jego moc znów jest na swoim miejscu. Teraz już miał jakąś broń, chociaż raczej dwu-ostrze jest odporne na energię, ale zawsze mogł sobie zrobić tarcze. Nie wiedział, czy zadziała, ale, gdy zobaczył zamachującego się dwu-ostrzem do ciecia Axela, szybko wytworzył kulę obronną z energii. Zadziałało, ale nagle Lloydowi zakręciło się w głowie. Zamknął oczy i upadł. Otworzył oczy i zobaczył, że jest przy wyjściu z tunelu. Nie wiedział, co się stało, ale właściwie nie chciał się zastanawiać nad tym w niebezpiecznym miejscu. Wstał i pobiegł w stronę jaskini, w której się ukrywali. Wpadł do środka z prędkością prawie że świetlną i stanął w wejściu. Ronia mieszała coś w kotle zawieszonym nad ogniem, a Selisa nadal leżała nieprzytomna. Lloyd spojrzał ze smutkiem na chorą dziewczynę. Od trzech dni nie mogą jej dobudzić ani wyleczyć. Czy ona kiedyś jeszcze otworzy te swoje radosne, kolorowe oczy. Lloyd dziwił się często, gdy byli mali, nad tym, że Selisia w różnych chwilach, miała różne kolory oczu. W szczęśliwych i radosnych chwilach jej oczy były niebieskie, zielone lub różowe, w smutku czarne, ciemno granatowe, ciemno fioletowe lub szare, w zdziwieniu jej oczy były brązowe, w złości w jej oczy wyglądały jak ogień, itp. Na codzień zwykle miała różowe lub niebieskie(częściej różowe) i bardzo mu się podobały. ,, Teraz mogę już ich nigdy nie zobaczyć... - myślał - Tak jak nie zobaczę już nigdy więcej Adriana... Jak js to powiem Ronii? Dziewczyna może się załamać..."
- Lloyd - z zamyślenia wyrwał Lloyda zaniepokojony głos Ronii - gdzie jest Adrian.
Lloyd zlapał dziewczynę za rękę i spojrzał jej w oczy.
- Ronia - powiedział cicho - Adrian został zabity przez Axela... Axel zdradził i zabił własnego brata... Adrian już nie wróci... Zginął...
- Nie - szepnęła Ronia z płaczem - Nie! - krzyknęła rozdzierająco i wybiegła z groty. Lloyd zrezygnowany i smutny usiadł na kamieniu. Nie wiedział, co robić. Bardzo chciał wybiec za biedną Ronią i pocieszyć ją, ale po pierwsze nie wiedział, jak ją pocieszyć, a po drugie nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować swoją obecnością. Wstał i poszedł do swojego posłania. Nie miał nastroju do spania, ale wszystko go ze zmęczenia bolało i musiał się położyć. Wbrew woli wkrótce zapadł w sen.* * *
Kai siedział przywiązany do krzesła. Nie mogł użyć mocy, pewnie pomieszczenie było zrobione ze specjalnego kamienia, blokującego moc żywiołów. Bolały go wszystkie kości, ale l nie zwracał na to uwagi. Nie poddawał się. Wszystko jedno, co mu zrobią on nie zdradzi im nic, co może zaszkodzić jego rodzinie i przyjaciołom. Teraz już czuł, że śmierć nadchodzi, bo porywacze w kapturach wyszli z pomieszczenia, tylko jeden na pożegnanie powiedział ,, Będę ostatnią osobą jaką zobaczysz ". Kai wiedział, że to oznacza jż bilet w jedną stronę, bez powrotny. Modlił się teraz różaniec i czekał na swoją ostatnią chwilę. Miał stracić życie, ale oddawał je za przyjaciół i rodzinę. Powierzył się Bogu i czekał.
* * *
- Coś mi tu nie pasuje - stwierdził Jay.
Siedzieli wszyscy przy stole w restauracji hotelowej. Lucja zwołała wszystkich zawiadamiając ich o porwaniu Kai'a. ,, Ktoś widział jak człowiek w płaszczu niósł ogromny, czerwony pakunek, a poneważ go nie ma, to znaczy że to on " powiedziała przejęta, gdy już wszyscy byli w hotelu. Teraz popijała napój ,,fanta" z wysokiej szklanki. Skylor była roztszęsiona. Bardzo bała się o Kai'a, bardziej niż wszyscy siedzący przy stole.
- Niby czemu? - spytała Jay'a Lucja.
- Nie wiem - odpowiedział Jay - coś mi się w tej sprawie nie podoba.
Skylor nie wytrzymała.
- Teraz nie rozważamy, czy coś jest w tej sprawie niewporządku, tylko szukamy sposobu, na znalezienie i uratowanie Kai'a - krzyknęła porywczo.
- Spokojnie Skylor - uspokoiła P.I.X.A.L. - Ale zgadzam się z tobą. Musimy szybko odnaleźć Kai'a. Nawet, mój system przeskanował miasto i znalazł sygnał nadajnika Kai'a w jednym budynku.
- P.I.X.A.L. jesteś genialna! - zawolał Zane, łapiąc androidkę za ręce.
- Przepraszam nindroid i android, ale musimy się śpieszyć - pogonił ich Jay - Kai'a nie ma już od trzech dni, więc mogli mu już coś zrobić. Szkoda, że dopiero dzisiaj dowiedzieliśmy się, co się z nim stało.
Wszyscy się zgodzili, poszli po broń i wyruszyli. Lucja posprzątała ze stołu i poszła pozmywać.* * *
Gdyby nie knebel, Kai krzyknąłby z bólu. To nie był zwykły ból, to był ból wysączania z ciebie życia.
- Wystarczy - powiedział człowiek ze złotą klamrą na płaszczu. Ból ustał. Dowódca czarnych płaszczy podszedł do Kai'a, naczylił się nad nim i zapytał:
- Pytam ostatni raz, czy przystąpisz do nas, oddasz swoją moc żywiołu i powiesz wszystko, co wiesz?
- Nigdy - wyszeptał z wysiłkiem, bo już miał mało energii życiowej, Kai.
- A więc żegnaj - wycedził z wściekłością człowiek od klamry i zwrócił się do swojego podkomendnego - w takim razie, zaczynamy fazę B.
Człowiek włączył machinę, znów zaczął się przeszywający ból. Wszyscy wyszli i zostawili Kai'a samego, na śmierć. Kai zaknął oczy i modlił się. Za chwilę miał udać się w ostatnią podróż, z tej ziemi do tamtego, lepszego świata. Nagle, jak przez mgłę usłyszał głosy. Miał tak mało energii, że aż nie mógł ich rozpoznać.
- Jak to wyłączyć? - spytał jeden głos.
- Nie wiem - odpowiedział mu drugi - nie znam się na tego rodzaju urządzeniach, nindroidy nie potrafią wszystkiego.
- Byłam asystentką w Borg Tower - odezwał się trzeci - mogę przeskanować, zrobić analizę i rozpracować ten mechanizm.
- To rób to do jasnej ciasnej! - krzyknął czwarty - Kai już kona!
Teraz już Kai nawet nie rozumiał, co mówią głosy. Po chwili zapadła ciemność i cisza.* * *
Hejka! Jak się Wam podobał rozdział? Był bardziej nudny czy smutny? Bo ja nie wiem sama, co myśleć o tym rozdziale. Życzę Wam wszystkiego dobrego!
Nya🌊💙
CZYTASZ
LEGO NINJAGO MISTRZOWIE SPINJITZU: Cień Fioletu ✔️
Fanfic>Może kiedyś dojdzie do korekty, aktualnie opowiadanie to na nią czeka< Lloyd wraca do klasztoru po długim pobycie u Selisy, która jest jego przyjaciółką ze szkoły. W klasztorze zastaje tylko Kai'a i Jay'a. Ninja i Mistrzowie Żywiołów znikają, a por...