Część 8. Przykro mi z powodu jej śmierci.

382 45 76
                                    

Rozdział niesprawdzony!

***

Przysięgam, że jestem okropnie przerażona. Harvey przed chwilą się ocknął i zaczął krzyczeć. Beaumont nas przez to zakneblował pierdoloną skarpetką i chuj go wie, czy ją czasem prał, bo capi na pięć kilometrów, więc jeżeli przeżyję, to ryj muszę zdezynfekować.

Rzucił mnie na łóżko, dziwnym trafem akurat obok pistoletu i noża. Spojrzałam na Cantwell'a, który miał zamknięte oczy. No tak, nie dziwię mu się...

- To co, suko? Co na początek? - Zaśmiał się Beaumont - W sumie, nigdy nie pieprzyłem zwłok - Zamyślił się - Ale nie chcę wyjść na nekrofila - Dodał - Więc... - Urwał, bo kopnęłam go z całej siły w krocze. Upadł na podłogę, a ja zdążyłam wyjąć knebel z moich ust. Potem zaczęłam rozwiązywać mojego przyjaciela.

- Ej Ryan przyszedłem tutaj bo... - Zaczął Brook, który akurat wszedł do pokoju. Widząc zaistniałą sytuację po prostu zawrócił i wyszedł.

- Jakby nie mógł mi pomóc - Mruknęłam pod nosem.

Nagle poczułam uderzenie w głowę. Nie było ono jakoś wybitnie mocne, czy coś. Podniosłam głowę, a nade mną stał Rye. Jakim cudem go nie zauważyłam? Nie wiem.

- Masz mi coś do powiedzenia? - Krzyknął - Będziesz cierpieć dwa razy bardziej! - Złapał mnie za talię i po raz kolejny rzucił na łóżko. Wyrywałam się jak tylko mogłam, ale mi sie nie udawało. Zdjął moją koszulkę. Zaczął patrzeć na moje ciało, co strasznie mnie brzydziło. Poprawka, to ten człowiek mnie brzydził.

Wziął do ręki nóż i przyłożył do mojej skóry na brzuchu. Hmm... gdzieś jakbym to już słyszała.

- Powtarzacie się - Wywróciłam oczami, a brunet podniósł jedną brew - Jeden gościu przed gwałtem zrobił mi dokładnie to samo, wysil się.

- Co? - Zdziwił się - Ja myślałem... że to... że... - Gubił się w swoich własnych słowach.

- Nie wyszło Ci - Odparłam z uśmiechem. Czułam, że jestem na wygranej pozycji.

- Spierdalaj - Fuknął i przejechał ostrzem wzdłuż mojej ręki.

Odpiął rozporek moich spodni, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Andy!

Mój mąż podszedł do Ryan'a, a następnie uderzył go w twarz. Chwilę się bili, ale zamiast jakoś nadmiernie zwrócić na nich uwagę, to po prostu się ubrałam i rozwiązałam w końcu biednego Cantwell'a.

Beaumont uciekł z pokoju. Blondyn nawet nie próbował go gonić, tylko od razu mnie przytulił.

- Tęskniłem - Szepnął - Chciałem Ci zrobić niespodziankę - Drugą część zdania powiedział trochę głośniej, a następnie wpił się w moje usta. Pogłębiłam pocałunek, wplątując rękę w jego włosy i trochę brudząc go krwią. Chłopak złapał mnie mocniej w talii.

- Ekhem - Odchrząknął Harvey, a my się od siebie oderwaliśmy - Nie chcę wam gołąbeczki przeszkadzać, ale ja na twoim miejscu zabandażowałbym sobie ranę.

Spojrzałam na moją rękę, która była cała we krwi, zresztą jak włosy Andy'ego, który złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju obok, jakby wiedział, że mam tam apteczkę. Sprawnie opatrzył moją ranę, a po wszystkim delikatnie ją pocałował. Uśmiechnęłam się na jego gest, bo to było naprawdę miłe. Przyciągnęłam go bliżej i wtuliłam się w niego. Wiem, że to tylko dwa dni, ale brakowało mi go i cieszę się, że mogę być znów przy nim.

- Kocham Cię - Wyznałam, bawiąc się jego palcami.

- Ja mocniej - Odparł, a następnie oparł swoją brodę o czubek mojej głowy.

- Nie chcę spać w tym hotelu - Powiedziałam.

- Pojedziemy do innego - Zapewnił mnie i zaczął jeździć opuszkami palców po mojej nodze.

- Ale nasi przyjaciele też - Po wypowiedzeniu tego, zamknęłam oczy i oddałam się jego dotykowi, który mnie uspokajał i sprawiał, że nie myślałam za wiele o wszystkim.

- Dobrze, kochanie - Zgodził się - Coś jeszcze?

- Wiesz... - Zaczęłam.

***

Wieczorem byliśmy już w innym hotelu, który był o wiele lepszy, niż ten poprzedni. Tym razem nie mieliśmy tyle szczęścia, ponieważ nasze pokoje nie były blisko siebie, a wręcz przeciwnie. Ja i Andy mieliśmy na ostatnim piętrze, a nasi przyjaciele na parterze.

Zostawiliśmy walizki, a następnie poszliśmy coś zjeść, bo byliśmy strasznie głodni. Był szwedzki stół, czyli ,,nawpierdalaj się ile chcesz, masz to już wliczone w cenę".

Po kolacji wróciliśmy do naszych pokoi. Chcieliśmy pobyć trochę sami.

Rzuciłam się na łóżko, a zaraz po mnie zrobił to mój mąż. Wtuliłam się w niego. Chwilę leżeliśmy tak bez słowa.

- Mam nadzieję, że nie spałaś z Ryan'em - Przerwał ciszę Fowler.

- Dziobło Cię? - Zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.

- Przepraszam - Westchnął i pocałował mnie w czoło. Wtedy zadzwonił mój telefon. Zdziwiłam się, bo kto może dzwonić do mnie o tej porze?

Chwyciłam komórkę i zamarłam widząc numer mojego ojca. Przełknęłam ślinę i odebrałam.

- Czego chcesz? - Warknęłam. Chciałam być groźna, ok.

- Córeczko! - Ucieszył się.

- Nie mów tak do mnie, już nie jesteś moim ojcem! - Krzyknęłam do słuchawki.

- Ależ skarbie, mam ważną wiadomość - Powiedział przesłodzonym głosem.

- Spieprzaj do lamopoju! - Odparłam, dalej próbując być groźną.

- Jak ty się do ojca odzywasz?! - Upomniał mnie Andy - Czekaj, zapiszę, bo zajebiste - Zaczął chichotać i pisać coś w telefonie.

- Matka nie żyje - Usłyszałam w słuchawce telefonu.

- Zabiłeś ją? - Zapytałam szeptem, bo po prostu nie umiałam głośniej w tym momencie.

- Miała zawał - Poinformował mnie - Przykro mi z powodu jej śmierci - Dodał.

- Nie kłam - Fuknęłam - Chciałeś, żeby zmarła! Przejąłbyś wtedy cały jej majątek, jesteś z siebie dumny? Nie odzywaj się do mnie! - Rozłączyłam się i wtuliłam w blondyna. Łzy wypływały z moich oczu i wsiąkały w jego koszulkę. Nie pytał o nic, po prostu był blisko i za to jestem mu wdzięczna.

- Andy, ja mam dosyć - Zaszlochałam.

- Wszystko się ułoży, zobaczysz kochanie - Próbował mnie pocieszyć.

- Dlaczego jesteś taki optymistyczny? Możesz umrzeć w każdym momencie! -

- Zapewniam Cię, z doświadczenia wiem, że po burzy zawsze wychodzi słońce - Otarł łzy z moich policzków, a następnie oparł swoje czoło o moje.

- To akurat wiesz z biologii - Uśmiechnęłam się.

***

Wyrobiłam się! Oklaski proszę! Ale nic jeszcze w domu nie zrobione... ehh🙄

Odejdź, to zbyt wieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz