-Boże, ilu tu ludzi. Mogę darować sobie tą szopkę i wrócić do domu?- Andreas schował telefon do tylnej kieszeni spodni i rozejrzał dookoła. Tłumy ludzi przewijały się wokół niego i jego rodziców w studiu nagraniowym telewizji.
-Nie, nie możesz. Już ostatnio się popisałeś. Powinieneś mnie wspierać w tej kampanii- Hermann poprawił swój krawat i zaczął się rozglądać za Felixem.
-Tak samo jak ty wspierałeś mnie podczas ważnych wydarzeń dla mnie? Bo jeśli tak, to biorąc z ciebie przykład, powinienem stąd wyjść i pójść do najbliższego burdelu.
Hermann głośno wciągnął powietrze i zamknął oczy, jakby próbował przyswoić to, co właśnie powiedział jego syn. Chciał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie jego asystent zawołał go do siebie, żeby ustalić ostatnie szczegóły jego wystąpienia.
-Synku, dlaczego taki jesteś? Nie denerwuj taty, ma wystarczająco dużo stresu- głos matki Andreasa był już praktycznie niesłyszalny.
-Jaki jestem? Mówię to co myślę, a nie robię z siebie świętoszka jak on? Nie wiem mamo, jak możesz się na to godzić. Wychodzę.
Po dłuższej chwili zastanowienia Andreas zdecydował, że nie wróci do domu. Zostanie na tej całej debacie ze względu na mamę. Kiedy on był w pobliżu, to ojciec grzecznie wrócił do domu z mamą, a nie znikał za miastem z jakimiś lafiryndami. Kiedyś miał chociaż tyle godności, żeby starać się to ukrywać przynajmniej przed swoim synem, ale z biegiem czasu było tylko gorzej.
Po opuszczeniu pomieszczenia, w którym miała być nagrywana debata, Andreas poszedł długim korytarzem w stronę garderoby, którą mijał kiedy wchodził do budynku.
-Całe szczęście- powiedział do siebie, kiedy nacisnął klamkę i okazało się, że drzwi są otwarte.
W środku oprócz wielkiego lustra, tony kosmetyków, zgrzewki wody z napisem "Sztab E. Leyhe", wieszaka na ubrania i jakichś przypadkowych obrazów na ścianach, znajdowała się duża, skórzana kanapa, na której usiadł i zdjął z szyi identyfikator, który dostawał każdy, kto chciał przebywać w budynku telewizji podczas debaty.
"Jak tam młody, dajesz radę?" Heinzowi najwyraźniej nudziło się w domu. Miał wolne, bo się rozchorował.
"Taak, zamknąłem się w garderobie i czuję się jak Beyonce".
"To uważaj, żeby ci jakiś Jay-Z tam nie wszedł".
"Wykrakałeś"- odpisał, kiedy do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak. Rozejrzał się dookoła i kiedy zauważył Andreasa uśmiechnął się i powiedział:
-Cześć. Nie wiesz gdzie jest bufet?
Pierwszą myślą Andreasa było "Nie wiem i olewam". Nawet przez chwilę chciał tak odpowiedzieć, ale czemu miał to zrobić? Przecież tem chłopak był miły i grzecznie zapytał.
-Eeee- Andreas musiał przetworzyć dane w swojej głowie- Wydaje mi się, że drugie drzwi na lewo od wejścia.
-Którego wyjścia? Tu jest ich chyba pięć.
-Głównego.
-Dzięki.
Znowu zapanowała cisza i spokój. Nic tak Andreasa nie cieszyło jak samotność. Niestety, trwała ona tylko dwie minuty. Po tym czasie drzwi znów się otworzyły i ten sam chłopak zajrzał do środka.
-Aaa, tu jest- wszedł do środka i minął lekko zdezorientowanego całą sytuacją Andreasa. Wziął zgrzewkę z wodą i bez słowa wyszedł. Przynajmniej Andreas już wiedział kim jest ten donosiciel wody. Był z tzw. wrogiego obozu, skoro łapał się za rzeczy przeznaczone dla sztabu Eliasa.
W zasadzie to Andreas miał gdzieś ten beznadziejny podział. Gdyby mógł to sam by dołączył do sztabu konkurenta swojego ojca, bo wydawał mu się dużo lepszym kandydatem. A poza tym to za wszelką cenę chciał zrobić na złość Hermannowi.
Drzwi otworzyły się po raz trzeci i po raz trzeci Andreas zobaczył tą samą twarz. Tym razem jednak nieznajomy posunął się o krok dalej i usiadł na drugim końcu kanapy.
-Czemu się tak kręcisz?
-Już nie będę. Mogę się tu poukrywać?
-Przed czym?
-Przypuszczam, że przed tym samym co ty-Andreas chciał zapytać, czy ukrywa się przed swoim chujowym ojcem, ale postanowił się nie ujawniać i nie mówić kim jest- A tak w ogóle to jestem Stephan.
-Andreas. Ale masz świadomość, że jesteśmy z różnych sztabów?
-Chyba nie chcesz mnie z tego powodu pobić czy coś?- Stephan się uśmiechnął i oczom Andreasa ukazał się aparat na zębach chłopaka. Przypomniały mu się czasy, kiedy sam taki nosił.
-Nie, nie bijam kobiet, ludzi w okularach i aparatach na zębach.
-Pff, od razu widać, że jesteśmy z dwóch obozów, bo dyskryminujesz mnie w tym momencie.
Andreas już na tym etapie znajomości mógł powiedzieć, że lubił Stephana. To wszystko pewnie przez koszulkę z Megadeth. Nie żeby Andreas był jakimś wielkim fanem tego zespołu, ale taka koszulka zamiast garnituru świadczyła o tym, że ten chłopak nie mógł być zły.
Przez pół godziny rozmawiali o pierdołach i na szczęście żaden z nich się nie zająknął o wyborach pomimo tego, że sytuacja temu nie sprzyjała. Andreas czuł się tak dobrze, jak wtedy, kiedy był z Richardem i jego rodziną. Ciekawe czy byłoby tak samo, gdyby Stephan wiedział kim on jest?
-No dobra, na mnie już pora, bo za chwilę skończy się debata i będę mógł jechać do domu, a nie ganiać po całej telewizji za wodą- Stephan uderzył dłońmi o swoje uda i podniósł się z kanapy- Fajnie się gadało, mam nadzieję, że jeszcze będzie ku temu okazja- posłał uśmuch w stronę Andreasa i wyszedł z garderoby.
Andreas wiedział, że wielkimi krokami zbliżał się moment, kiedy będzie musiał też wrócić do rodziców i znowu spojrzeć w twarz ojcu. Jednak w tamtym momencie jego wzrok skupił się na czymś innym. Konkretnie na bransoletce, która leżała obok niego. Składała się z kilku cienkich czarnych pasków, na których znajdowała się kotwica. Na pewno należała do Stephana, bo nie było jej wcześniej.
Po wyjściu z garderoby Andreas rozglądał się za Stephanem, bo chciał mu oddać jego zgubę, niestety z marnym skutkiem. Wyglądało na to, że cały sztab Eliasa zdążył już zniknąć.
-No wreszcie się pojawiłeś. Mogę wiedzieć gdzie się podziewałeś?- mina Hermanna wskazywała na to, że absencja syna niezbyt była mu na rękę.
-Siedziałem w garderobie, a co?
-Nic, po prostu szukaliśmy cię synku- wtrąciła się mama- Chodź, jedziemy do domu. Musimy się przygotować na jutro, bo jedziemy na spotkanie wyborcze do Monachium.
-No to jedźcie, szerokiej drogi.
-Nie "jedźcie" tylko jedziemy wszyscy i ja nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu.
Andreas zdecydował, że przemęczy się to jedno spotkanie. Postoi między rodzicami i pouśmiecha się jak debil, może potem parę tych cholernych szopek rodzice mu odpuszczą.
Rzucił okiem na bransoletkę, która leżała na jego nocnej szafce i miał nadzieję, że nie miała ona wielkiej wartości sentymentalnej dla Stephana, bo następna okazja do oddania mu jego własności miała być dopiero za dwa tygodnie, kiedy Elias i Hermann organizowali kolejną debatę.
Zaczął się zastanawiać jak mógłby znaleźć tego chłopaka. Przypomniał sobie, że w sztabie ojca był lepszy agent niż w służbach specjalnych. Człowiek, który wiedział wszystko o wszystkich- Felix. On musiał pomóc Andreasowi. W końcu nie mógł mu odmówić.
Cześć!
Mam nadzieję, że powroty do szkoły i plany lekcji nie są tak straszne jak się wydawało :D
CZYTASZ
Love policy
FanfictionKampania prezydencka w Niemczech ruszyła. Dwaj najsilniejsi kandydaci do rządzenia państwem Hermann Wellinger i Elias Leyhe nie zamierzają przebierać w środkach i słowach, konkurując o stanowisko. Podczas jednego ze spotkań z wyborcami ich synowie...