-Możecie nam wyjaśnić łaskawie dlaczego nas nie posłuchaliście? Osobiście pytałem tej miłej dziewczyny na recepcji czy gdzieś wychodziliście i powiedziała, że nie. Mało tego. Wypytała wszystkich pracujących w hotelu i nikt was nie widział. Możecie nam powiedzieć gdzie byliście i co robiliście?- Elias nie krył zdenerwowania.
-Powiedziałem ci, że nie będę brał w tym udziału. Niech robią mi zdjęcia jak będę gdzieś z Andreasem z własnej woli a nie dlatego, że wasi spece od kampanii powiedzieli, że to będzie dobrze wyglądać- głos Stephana z każdą chwilą nabierał na sile- Myślałem, że ja jestem dla ciebie ważniejszy niż cały ten wasz chory i udawany jak widzę wyścig po fotel.
-Synu oczywiście, że jesteś ważniejszy. Najważniejszy. Ale skoro zgodziliśmy się całą rodziną na kampanię, to teraz musimy się z tego wywiązać.
-A ty Andreas? Co masz do powiedzenia?- Hermann spojrzał srogo na swojego jedynego potomka.
-A ja ci powiem to co zwykle: mam gdzieś twoją kampanię i to, co powie twój przydupas. Ja się na to nie pisałem i nie zamierzam robić tego, co mi każecie. Doskonale o tym wiedziałeś, więc nie wiem skąd teraz to twoje zdzwienie.
-Ale powinniście nam pomagać! Tu chodzi też o was.
-Niby w jakim punckie waszych kampanii chodzi o nas, co? Bo jakoś do tej pory tego nie odczułem. Wiesz co, tato? Po tobie się naprawdę nie spodziewałem tego, że będziesz mnie traktował jako swój środek przekazu- Stephan stanął na wprost swojego ojca i Andreas przez chwilę miał wrażenie, że zaraz go spoliczkuje.
-Źle to odebrałeś.
-Nie. Właśnie przejrzałem na oczy- jego twarz przybrała teraz smutny wyraz- Andreas, chodźmy stąd- chwycił jego dłoń zaciskając na niej palce i dosłownie pociągnął za sobą. Jak na takiego chuderlaka, to miał sporo siły.
-Ej, wyzluzuj trochę! To boli- Andreas próbował sie wyrwać z uścisku swojego przyjaciela. Dopiero komunikat "To boli" zatrzymał chłopaka. Przebyli już prawie cały hotelowy korytarz.
-Przepraszam. Nie chciałem tak mocno. To ta niedawno rozcieta ręka, prawda? Nic ci nie zrobiłem?- przejął się Stephan i z uwagą oglądał dłoń Andreasa.
-Nie, nic. Ale nie denerwuj się tak. Mnie też się nie podobał ten pomysł, ale chyba trochę cię ponosi.
-Masz rację. Przepraszam- spojrzał Andreasowi w oczy, a on poczuł jakby dostał czymś ciężkim w głowę i stracił świadomość. Nie wiedział ile tak stali i patrzyli na siebie, ale na pewno robiliby to dłużej, gdyby nie pokokówka, która ich mijała i powiedziała "Dzień Dobry".
-Nie przepraszaj. Przecież to nie twoja wina- Tylko tyle mózg Andreasa był w stanie wygenerować.
-Chodźmy stąd. Gdziekolwiek. Nie chcę tu być.
I poszli. Przed siebie. Nie patrząc na nic i na nikogo. Na ludzi odwracających się za nimi. Na fotografów robiących im zdjęcia. Na wibrujące telefony, na które od godziny próbowali się dodzwonić ich ojcowie. Tylko oni dwaj. Sami. Bez wypowiedzenia ani jednego zdania przeszli kilka kilometrów z hotelu i z powrotem.
-Wow, stój- Andreas chwycił przyjaciela za kaptur- twój ojciec dobija się do twojego pokoju. Może lepiej tam nie idź- Stephan wytężył wzrok i zauważył, że faktycznie Elias pukał do drzwi jego pokoju. Wyglądał na smutnego.
-I co teraz? Nie chcę z nim rozmawiać.
-Nic. Jedźmy do mnie. Mój ojciec na pewno nie próbuje mnie przeprosić i pogadać.
I miał rację. Piętro, na którym znajdował się jego pokój wydawało się najspokojniejszym miejscem na ziemi. Słychać było tylko ich kroki.
-Nie mogę uwierzyć, że mój ojciec okazał się takim egoistą. Zawsze uważałem go za wzór, a okazuje się, że jest takim samym dupkiem jak tw... jak wszyscy w polityce- słowa padały z ust Stephana jak wyuczony na pamięć tekst piosenki.
-Chciałeś powiedzieć jak mój?
-Przperaszam. Ja tak nie myślę, po prostu nie panuję nad nerwami- Stephan padł na łóżko i przykrywając sobie twarz poduszką wydukał- Jestem okropny, wiem.
-Nie wypada mi się nie zgodzić. Ale jeśli chodzi o mojego ojca to mamy podobne zdanie- usiadł obok Stephana i próbował wyszarpać mu poduszkę z rąk- No oddawaj, to moja ulubiona. Jeszcze mi popsujesz!
Stephan podniósł ręce i z niedowierzaniem spojrzał najpierw na poduszkę a potem na Andreasa.
-No chyba sobie jaja robisz. Ile ty masz lat, żeby wozić ze sobą poduszkę z Kaczorem Donaldem?
-Taki cwaniak jesteś? A ile ty masz lat, żeby spać w piżamie ze Spongebobem?
-Skąd wiesz w czym śpię? Szpiegujesz mnie? Podbierasz mi bieliznę?
-Oczywiście, że tak. A teraz cię tu zaciagnąłem żeby dokonać na tobie rytualnego mordu.
Stephan przez ułamek sekundy wyglądał jakby uwierzył. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-To pewnie mój ojciec- wyszeptał- Jakby co mnie tu nie ma- zsunął się z łóżka i pobiegł do łazienki. Zrobił ro szybciej niż Andreas zdążył pomyśleć o tym, co się właśnie wokół niego dzieje.
-Cześć, nie widziałeś mojego syna?- Elias wyglądał na zmartwionego i nie krył się z tym, że zaglądał Andreasowi przez ramię.
-Jeśli nie ma go w jego pokou, to nie wiem gdzie może być- odpowiedział chłodno.
-Wiem, że wyszliście razem. Wszyscy, którzy mają dostęp do internetu wiedzą. Więc proszę cię powiedz mi, gdzie on jest.
-Zrobiliśmy co chcieliście, więc dajcie mi spokój. Nie wiem gdzie on jest, a nawet jakbym wiedział, to bym panu nie powiedział, bo zaczyna się pan zachowywać tak samo jak mój ojciec.
-Właśnie chciałem go za to przeprosić. I ciebie też. Nie powinniśmy z Hermannem was zmuszać do czegokolwiek.
-Niech mnie pan nie przeprasza. Niech pan lepiej popatrzy na moje relacje z ojcem i zastanowi się, czy chce pan do tego doprowadzić ze Stephanem. A teraz jeśli pan pozwoli to pójdę spać.
-Jasne. Dobranoc.
-Dzięki- powiedział Stephan wychodząc z łazienki- Poczekam jeszcze minutę i zmywam się stąd. Też chyba przyda mi się trochę snu.
-Oj nie sądzę, żebyśmy poszli spać. Właśnie dostałem powiadomienie w telefonie, że jest mecz Bayernu. Sam nie będę oglądał.
Co chwilę jeden musiał uciszać drugiego, bo emocje po zmarnowanych akcjach sięgały zenitu. Wszystko zmieniło się podczas drugiej połowy, kiedy zmęczenie dało się we znaki i co chwila któryś przysypiał. W końcu obaj wymiękli i zasnęli.
Stephan po godzinie się przebudził i zobaczył, że mecz się już skończył, a Andreas smacznie spał z głową na jego ramieniu. Wyłączył telewizor i chciał ostrożnie odsunąć głowę Andreasa od siebie. Bezskutecznie, bo on tylko osunął się na poduszki i oplótł rękę wokół brzucha Stephana. Teraz nie było opcji, żeby poszedł do siebie. W ostatecznym rozrachunku bardzo mu się to spodobało. Czuł się zaszczycony, że Andreas zasnął przytulony do czegoś innego niż jego poduszka.
Po dwóch godzinach patrzenia na śpiącego Wellingera, sam poczuł się senny, więc postanowił się położyć. Ułożył się pod ręką Andreasa i wyłączył nocną lampkę, która stała przy łóżku. Zapomniał o całych nerwach, które tego dnia nim targały. Teraz cieszył się tą chwilą, która w jego mniemaniu nigdy więcej nie mogła się wydarzyć.
CZYTASZ
Love policy
FanfictionKampania prezydencka w Niemczech ruszyła. Dwaj najsilniejsi kandydaci do rządzenia państwem Hermann Wellinger i Elias Leyhe nie zamierzają przebierać w środkach i słowach, konkurując o stanowisko. Podczas jednego ze spotkań z wyborcami ich synowie...