Część 21

467 60 25
                                    

Stephan skończył temat, bo uznał, że Andreas się z nim droczył. Postanowił go posłuchać i porozmawiać ze swoim tatą, bo na dłuższą metę jego też zaczęła męczyć ta sytuacja. Wrócił do domu i od razu poszedł do salonu, gdzie Elias podpisywał jakieś papiery.

-Cześć- powiedział i usiadł obok ojca.

-Cześć- odłożył wszystkie dokumenty i całą swoją uwagę skupił na synu.

-Możemy pogadać?

-Jasne.

-Słuchaj, przepraszam, że tak się ostatnio zachowywałem. Dużo się działo i chyba za bardzo dawałem się ponieść. 

-Ja też przepraszam. Za to, że posłuchałem Hermanna i chciałem wykorzystać twoją przyjaźń z Andreasem do swojej kampanii. Ale jeszcze tylko dwa dni i to wszystko się skończy, obiecuję. 

-Nie chcę się z tobą kłócić. Wystarczająco się napatrzyłem na Andiego i Hermanna, nie chcę takich toksycznych relacji między nami. Już będzie dobrze?

-Będzie- objął syna wokół szyi, przytulił i potarł palcami o jego głowę, bo wiedział, że tego nienawidził- Może wyskoczymy na jakiegoś drinka?

-Bardzo chętnie. 

Wreszcie wszystko było tak, jak przed tą nieszczęsną kampanią. A nawet lepiej, bo teraz miał Andreasa. Nawet przez chwilę zastanawiał się czy to nie jest dobry moment, żeby powiedzieć ojcu o ich związku, ale stwierdził, że nie chce tego robić bez konsultacji. W końcu to powinna być ich wspólna decyzja. 

Andreas siedział sam w pustym domu i zastanawiał się jak ma powiedzieć Stephanowi, że on wcale nie żartował z wyjazdem. Wiedział, że ten związek na odległość będzie trudny, ale miał pewność, że chciałby spróbować. Przecież zależało mu na Stephanie. 

-Czy ty możesz mi powiedzieć co się wczoraj działo?- Richard przyszedł do niego wieczorem i śmierdział wódką. Wyglądał jakby go pociąg przejechał.

-No jak to co? Zapiłeś pałe i tyle- odpowiedział i dał mu litrową butelkę coli, w której była słomka- Masz, nie będę ci dolewał dwadzieścia razy.

-Może i zapiłem, ale doskonale pamiętam jak obściskiwałeś się ze Stephanem. Czyżbyś wreszcie się odważył i mu powiedział?

-Żebyś wiedział. I to była jedna z lepszych decyzji mojego życia.

-No to gratuluję. Tylko co dalej?

-Z czym?

-Z tobą. Nadal chcesz wyjechać? Wtedy to nie będzie miało racji bytu. 

-Boże, czemu wszyscy chcecie żebym został? Dlaczego nikogo nie interesuje to, jak mi zależy na tym wyjeździe na studia?

-No tu masz rację. Tobie nie zależy na studiach, tylko na wyjeździe stąd żeby zrobić na złość ojcu. Tylko teraz sytuacja się zmieniła, bo będziesz dzielił swoje życie ze Stephanem, który z tego co ja wiem, jest gotów tutaj dla ciebie zostać.

-Czy ty chociaż raz mógłbyś stanąć po mojej stronie, a nie jego? 

-Ja zawsze jestem po twojej stronie, ale nie chcę żebyś potem żałował. 

W dniu wyborów Andreas z rodzicami z samego rana wyjechał z domu i pojechał na głosowanie, a potem do sztabu wyborczego. Z ciężkim sercem zrobił krzyżyk przy nazwisku swojego ojca. Wcale nie chciał żeby był prezydentem. On się na to stanowisko nie nadawał. Już Andreas byłby lepszym prezydentem.

-Już nie wytrzymam, niech już będzie dwudziesta pierwsza i podadzą sondażowe wyniki- Hermann niecierpliwił się w garderobie, kiedy wizażysta pudrowała mu nos.

Love policyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz