Część 7

568 69 36
                                    

-Telefon zaufania Stephana, słucham?- usłyszał Andreas w słuchawce, kiedy w końcu zdecydował się zadzwonić.

-Cześć.

-Cześć.

Od pierwszej sekundy Andreas czuł, że ta rozmowa nie będzie tak łatwa i przyjemna jak te, które odbywali ze Stephanem do tamtej chwili.

-Słuchaj, zadzwoniłem ale nie bardzo wiem jak mamy o tym rozmawiać. Nie chcę żebyś wziął mnie za jakiegoś oszusta czy coś. Nie powiedziałem ci, bo się bałem, że nie będziesz chciał się ze mną zadawać.

-Czemu się obwiniasz? Przecież ja tobie też nie powiedziałem.

-Nie wiem. Może mi po prostu na nas zależy- Andreas ugryzł się w język, który zapewne po wypitych procentach mu się rozwiązał- z resztą nieważne. Cześć.

-Poczekaj! Jeśli chodzi o mnie to możemy o tym zapomnieć. Nie obchodzi mnie to kim jest twój ojciec i chciałbym żebyś myślał tak samo- jego głos brzmiał tak spokojnie, że Andreas mógłby zasnąć słuchając go- Na potwierdzenie moich słów zapraszam cię jutro do siebie na mały meczyk w Fifę. Niech to będzie mała rozgrzewka przed meczem Bayernu.

-W sumie to nawet byłbym chętny na takie spotkanie, ale twój tata raczej nie będzie zadowolony z mojej wizyty. Jeszcze pomyśli, że chcę podkopać waszą kampanię czy coś.

-Nie będzie go w domu. Wyjeżdżają z mamą rano na dwa dni, a poza tym to raczej by się z tobą zakumplował, żeby wyciągnąć z ciebie sekrety kampanii twojego ojca.

-Dobrze, to wyślij mi adres i godzinę, na którą mam przyjechać.

Stephan nie spodziewał się, że Andreas napisze, a tym bardziej zadzwoni. Trochę już go poznał i bał się, że poczuje się oszukany. Nawet pomimo tego, że Andreas też nie powiedział mu o tym, kim jest, to Stephan obwiniał siebie o tą sytuację.

Obudził się o piątej rano i już nie mógł zasnąć. Miał nadzieję, że Andreas nie będzie poruszał kwestii ich małego... nieporozumienia. Nie chciał już o tym rozmawiać, bo nie uważał tego za istotną sprawę.

-Stephan! Synku, chodź tutaj- usłyszał głos mamy i ospale zszedł po schodach do holu- To my jedziemy, baw się dobrze, tylko nie rób tu żadnych dzikich imprez.

- Kurcze, to muszę odwołać te striptizerki.

-W takim razie ja zostaję!- zażartował Elias.

-Takie ekscesy już nie dla ciebie staruszku- żona wypchnęła go lekko z domu i zaśmiała się.

-Tylko kolega przyjdzie i pogramy w Fife, także chyba nie rozwalimy domu.

-Nie rozwalisz, o ile cię nie ogra- puściła mu oczko i wyszła.

Andreas był pod domem Stephana idealnie o piętnastej. Miał nadzieję, że Stephan nie żartował i jego taty naprawdę nie ma w domu, bo nie miał ochoty się z nim widzieć. Ale z drugiej strony był bardzo ciekawy, jak ich ojcowie zareagowaliby na to, że on i Stephan się spotykają i są przyjaciółmi. Hermann na pewno wpadłby w szał i kazałby Andreasowi od razu zakończyć tą znajomość. Wizja tego, że mógłby zrobić na złość ojcu sprawiła, że Andreas zaczął się zastanawiać nad tym, czy jednak mu o tym nie powiedzieć. Po chwili jednak zrezygnował z tego pomysłu, bo nie chciał traktować Stephana jak przedmiot, który mógłby wykorzystać do wkurzenia Hermanna.

Stephan usłyszał dzwonek do drzwi i prawie się przewrócił na kafelkach, bo spieszył się, żeby otworzyć.

-Cześć!- dosłownie zakrzyknął.

Love policyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz