Część 18

443 60 10
                                    


Andreas i Stephan siedzieli koło siebie i stykali się kolanami. Stephan czuł się jak wtedy, kiedy przez przypadek zalał cały dom w dzieciństwie i  jego rodzice na niego krzyczeli. Tym razem sprawa była dużo poważniejsza i zbierał ochrzan od swojego ojca i ojca Andreasa.

-Jesteście obaj cholernie nieodpowiedzialni. Co wam odwaliło, że nagle zachciało wam się łazić za rączki w środku dnia po centrum handlowym?! Zrobiliście to specjalnie- Hermann krążył po salonie i obracał w palcach szklankę z whiskey. Elias wodził za nim wzrokiem i wyglądał jakby układał sobie w głowie przemówienie.

-Nie zrobiliśmy nic złego. To był zwyczajny przypadek. Po prostu ktoś zrobił nam zdjęcie w nieodpowiednim momencie- Stephan próbował wpleść zdanie w niewielkie przerwy w monologu Hermanna.

-A kiedy byłby odpowiedni? Kiedy wpychalibyście sobie języki do gardeł?

-Przestań! Mówiłem ci, że chwyciłem go za rękę żeby go stamtąd wyprowadzić! Skończ już ten temat. Nie wiem po co tu ściągnąłeś Stephana i jego rodziców. 

-Bo to nie jest tylko wasza sprawa. Szambo rozlało się na wszystkie krajowe media. Teraz nie jesteście zwykłymi nastolatkami tylko częścią naszych kampanii. Powinniście być rozsądniejsi. 

-Tato, ale my tylko wyszliśmy razem na zakupy. To nie nasza wina, że zrobiła się z tego taka afera! Mam już dość tej waszej kampanii, wiecie? Zaczynam czuć się jak jakiś wasz pionek, którego możecie sobie przestawiać. Kłóćcie się tu dalej, ja wychodzę- wstał i poszedł w kierunku wyjścia, ale nie zdążył, bo do domu weszli sprzeczający się doradcy Hermanna i Eliasa. 

-Chyba zwariowałeś. Nasz elektorat się posypie, jeśli nie utniemy tego tematu od razu.

-Ale jeśli to zrobisz, to ludzie wezmą cię za homofoba, kłamcę i oszusta, który chciał rozgłosu. 

-Akurat homofoba, kłamcy i oszusta mój ojciec udawać nie musi- Andreas skrzyżował ręce na piersi i odwrócił głowę od Felixa.

Przez kolejne dwie godziny spierali się o to czy lepiej będzie wydawać oświadczenia w tej sprawie, czy po prostu udawać, że nic się nie stało. Nie mieli już zaplanowanych debat przed wyborami, więc nikt nie zadawałby im niewygodnych pytań, ale z drugiej strony Hermann wiedział co pomyślą ludzie, kiedy zobaczą te zdjęcia. Pomyśleliby to samo co on czyli, że Andreas i Stephan są parą.

-Mogę stąd iść? Nie jestem wam potrzebny do tych waszych kłótni- Andreas miał już dość słuchania ich dyskusji. 

-Idź, idź- Felix machnął ręką i nawet nie raczył podnieść wzroku znad komputera. 

-Ty też możesz iść Stephan- doradca Eliasa pisał coś na swoim telefonie. 

Minęli swoich ojców, którzy siedzieli w kuchni i szeptali między sobą. 

-Popatrz, popatrz... nawet nasi ojcowie się pogodzili- powiedział Stephan, kiedy Andreas zamknął za nim drzwi swojego pokoju.

-Szkoda tylko, że naszym kosztem- podsumował- Jakbym wiedział, że tak to się skończy, to bym cię pociągnął za ucho. 

-Bardzo zabawne, naprawdę. 

-Zabawne to jest to, że ta afera to jest wina mojego ojca. 

-Jak to?

-Tak to. Gdyby mnie nie zaciągnął do telewizji, to bym cię nie spotkał.

-Żałujesz?

-Nie- popatrzył na Stephana i w tym momencie obaj się uśmiechnęli- niby nic, a Stephan poczuł się, jakby ktoś mu nagle oświadczył, że wygrał milion na loterii. W obecności Andreasa od razu zapominał o bożym świecie. Już nie pamiętał o tym, że piętro niżej ich ojcowie głowią się nad tym jak ogarnąć bałagan, który niechcący narobili- Gdyby nie ty, to bym już chyba oszalał. Chcę już stąd wyjechać i mieć święty spokój- chwilowa radość Stephana minęła.

Love policyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz