Część 4

528 72 12
                                    


-Ona musi gdzieś być do jasnej cholery! No przecież niemożliwe żebym ją zgubił- Stephan miotał się po całym domu jak nietoperz w poszukiwaniu swojej bransoletki. Była dla niego bardzo ważna i z jej stratą nie mógłby się pogodzić.

-Spokojnie kochanie, na pewno ją znajdziemy- mama próbowała ostudzić jego emocje.

-Szukamy jej już trzeci dzień, gdyby tu była, to już byśmy ją znaleźli. Kupisz sobie nową- Elias od rana wydawał się nie być w najlepszym humorze.

-Nie chcę nowej, chcę tą. Może zgubiłem ją podczas tej debaty.

-Dobrze, każę się dowiedzieć czy ktoś jej nie znalazł. A teraz idę się położyć, głowa mi pęka.

Minął tydzień, a bransoletki nadal nie odnaleziono. Stephan już całkowicie stracił nadzieję, że ją odzyska.

Wybrał się na spacer nad jezioro, które znajdowało się na obrzeżach miasta. Wcale nie przeszkadzało mu to, że mieszkał na przedmieściach. Z wiekiem zaczął to bardziej doceniać. Lubił mieć ciszę i spokój, a gdyby mieszkał w centrum mógłby o tym zapomnieć. Nadchodził wieczór, więc sceneria była cudowna. Słońce chowające się za drzewami, odbijało się na wodzie i wyglądało to cudownie.

Stephan klęknął, żeby zawiązać sobie buta. Kiedy już miał się podnosić poczuł, że ktoś najpierw następuje mu na nogę, a potem na niego upada. Prawie uderzył twarzą w chodnik.

-Auć! Patrz jak łazisz!- krzyknął, kiedy próbował się wydostać spod ciężaru swojego oprawcy.

-A ty patrz gdzie kucasz. Może nie na środku drogi następnym razem.

Stephanowi przebiegł dreszcz po plecach, kiedy uświadomił sobie, że to Andreas się na niego przewrócił.

-Jednak robisz krzywdę ludziom z aparatem na zębach- powiedział i podniósł się z ziemi.

-To ty?!- Andreas wydawał się być równie zdziwiony.

-Jak widać.

-Przepraszam, nie zauważyłem cię.

-Nie da się ukryć- Stephan otrzepał sobie spodnie- Co tu robisz? Oczywiście oprócz tego, że prawie mnie zmiażdżyłeś. Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.

-Przecież przeprosiłem no. Nic ci się przecież nie stało- Andreas zmierzył go wzrokiem, żeby potwierdzić swoje słowa- Lubię sobie tutaj pospacerować i poukrywać przed światem- poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne- znowu ukrywamy się razem?

-Hmm, jak obiecasz, że będziesz się trzymał metr ode mnie. Ja chcę dożyć do wyborów.

-Bardzo zabawne.

-No przecież żartuję. Co taki ponury jesteś?

-Po prostu nie rozmawiajmy o tych pieprzonych wyborach, proszę.

Stephan postanowił nie denerwować Andreasa i starał się omijać temat kampanii. Sam nie lubił o tym mówić kiedy nie musiał. Nie powiedział kim jest. Nie chciał, żeby Andreas wiedział, że jest synem Eliasa. Nie dlatego, że się tego wstydził. Nic z tych rzeczy. Po prostu nie potrafił do końca wyczuć Andreasa i nie wiedział jak on zareaguje.

Mijała trzecia godzina ich spaceru, a oni po raz trzynasty obchodzili jezioro.

-Dobra, będę już szedł do domu- Stephan powiedział to z bólem w sercu i cierpieniem w głosie. Wcale nie chciał kończyć tego przypadkowego, ale bardzo miłego spotkania.

-Może cię podwiozę?

-No nie wiem. Nie znam cię, a jest ciemno. Mama mnie ostrzegała przed takimi sytuacjami- zażartował Stephan. Andreas chyba się tego nie spodziewał.

-Nie masz wystarczająco zgrabnych nóg, żebym się ciebie połasił.

Teraz Stephan nie mógł się nie zgodzić. Andreas prowadził jak wariat. Wprawdzie ich przejażdżka trwała jakieś 90 sekund, ale to jak wchodził w zakręty podchodziło pod stwarzanie zagrożenia.

-Dzięki za podwózkę. Już dwa razy dziś próbowałeś mnie zabić.

-Cykor- zaśmiał się Andreas. Stephan zrobił to samo. To był bezwarunkowy odruch. Popatrzył na blondyna i poczuł jak ciepło zalewa go w środku. Zupełnie jakby pił gorącą herbatę- A właśnie, przypomniało mi się coś.

Wyjął czarny portfel z tylnej kieszeni spodni i coś z niego wyciągnął. Włączył małą lampkę nad siedzeniem kierowcy i dopiero w jej świetle Stephan mógł zobaczyć co to. Jego serce podskoczyło z radości do gardła, kiedy zobaczył, że to jego bransoletka z kotwicą.

-Boże, skąd ją masz?

-Nie "Boże" tylko Andreas. Mógłbyś zapamiętać. Leżała na sofie w garderobie. Musiała ci spaść. Chciałem ci ją potem oddać, ale już nie było ani ciebie ani reszty sztabu, więc schowałem ją do portfela w nadziei, że na kolejnej debacie się spotkamy. Ale jak widać było nam to przeznaczone wcześniej.

-Dziękuję. Nawet nie masz pojęcia ile ta bransoletka dla mnie znaczy.

-Domyślam się, bo widzę, że aż oczy ci się świecą. Tylko mi się tu nie rozpłacz.

Faktycznie Stephan miał ochotę się ze szczęścia rozpłakać. Ta bransoletka była dla niego symbolem rozpoczęcia nowego życia. Życia z pełną świadomością tego kim jest.

-Postaram się nie. Wiszę ci drinka w takim razie.

-Wolę pizzę, nie piję.

-Dobra, może być pizza. Daj mi swój numer, to się umówimy w któryś dzień- jak Stephan zarządził, tak Andreas zrobił- A teraz już się zmywam- powiedział, kiedy wymienili się numerami- Jeszcze raz dzięki.

-Polecam się.

Stephan nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok i tłumaczył to sobie zbyt wysoką temperaturą w pokoju. Jednak nie to było powodem tej bezsenności. Dzień, który właśnie się kończył był jednym z lepszych w jego życiu. Nie tylko dlatego, że odzyskał bransoletkę, ale dlatego, że odzyskał ją w najlepszy możliwy sposób. To naprawdę musiało być przenaczenie, że on i Andreas znaleźli się nad tym samym jeziorem w tym samym czasie. To nie mógł być przypadek. Przynajmniej nie w jego przekonaniu. Nie wierzył w przypadki.

Dwa dni później postanowił zadzwonić do swojego... hmmm? Jak powinien go nazwać? Kolegi? Przyjaciela? Pozostał jednak przy mówieniu do niego po prostu po imieniu. Andreas odebrał natychmiast.

-Biuro rzeczy znalezionych Andreasa, w czym mogę pomóc?

Stephan uśmiechnął się tak szeroko, że chyba nadwrężył sobie mięśnie twarzy.

-Witam, szukam pewnego człowieka, który ostatnio prawie mnie zabił, ale potem się zrehabilitował oddając mi coś bardzo cennego. Chcę mu się odwdzięczyć i wziąć go na pizzę, ale nie mam pojęcia gdzie mógłbym go znaleźć.

-Rozumiem, proszę opisać poszukiwanego.

-Wysoki, niebieskie oczy, blond włosy.

-Ah tak! Zapomniał pan dopowiedzieć, że bardzo przystojny. Wiem o kogo chodzi, może pan swoją zgubę odebrać w pizzerii Pedra, jutro o szesnastej. Pasuje termin?

-Oczywiście, w takim razie dziękuję. Do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

-Wariat- zaśmiał się Stephan, kiedy się rozłączył.

Stephan drugą noc zamiast spać przewracał się z boku na bok. Czuł się jakoś dziwnie zestresowany tym spotkaniem z Andreasem. Tylko dlaczego? Przecież już w zasadzie się znali, chyba nawet lubili, więc skąd ten ścisk w żołądku? Zwykle Stephan tak się czuł kiedy miało się wydarzyć coś fajnego. Jego żołądek był jasnowidzący i Stephan miał nadzieję, że i tym razem się nie mylił.

Love policyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz