Część 12

510 67 4
                                    

Wyjazd się przedłużał, Stephan coraz bardziej upewniał się w swoich uczuciach. Czuł się jak w pułapce. Kiedy był z Andreasem, to nie mógł powstrzymać swoich emocji i zdarzało mu się zapatrzeć albo powiedzieć coś, co mogło być dziwnie odebrane. Na szczęście wszyscy mieli to za żarty. Wszyscy z wyjątkiem Karla. Pustki, którą czuł, kiedy nie było Andreasa w jego pobliżu nie dało się porównać do niczego innego. Podczas tego wyjazdu cholernie przyzwyczaił się do jego towarzystwa przez cały dzień. Kiedy pojechał z Karlem na zakupy, a on został z Richardem to pomimo tego, że Richie był cudownym człowiekiem i nie można było przestać się przy nim śmiać, to brak Andreasa dawał się we znaki. Odkąd uświadomił sobie, że się w Andreasie zakochał to po prostu nie wiedział co ma ze sobą zrobić.

Andreas czuł się podobnie, tylko on nie nazywał tego zakochaniem. Nazywał to "tym uczuciem". Po prostu nie wiedział, że się zakochał. Albo zwyczajnie sam się do tego nie przyznawał. Nigdy wcześniej tego nie doświadczył i na początku czuł się zdezorientowany. Potem się z tym oswoił i starał się nie zwracać uwagi na uczucie, które towarzyszyło mu kiedy Stephan się śmiał albo przypadkowo musnął jego dłoń.

Karl z kolei bacznie obserwował ich obu. Kiedy dowiedział się, że Andreas pojedzie z nimi nad jezioro, poprzysiągł sobie, że będzie pilnował Stephana, żeby nie zrobił jakiegoś głupstwa, na przykład nie wygadał się o swoich uczuciach po pijanemu, bo Andreas po pierwsze ich nie odwzajemniał, a po drugie na pewno zakończyłby ich znajomość, a to dla Stephana byłby największy cios.

Jednak jego plan zaczął się zmieniać, kiedy zobaczył, że ten błysk w oku, kiedy Stephan patrzył na Andreasa, nie był jednostronny. Wprawdzie Andiego nie znał tak dobrze jak Stephana i jeszcze nie do końca potrafił odczytać mowę ciała, ale to, że siedząc obok Stephana albo któryś obejmował "przypadkiem" drugiego wokół szyi albo podkładał drugiemu rękę pod plecy nie mogło być bez znaczenia.

Nadszedł wieczór i wszyscy we czwórkę leżeli na dachu domku letniskowego. Była noc spadających gwiazd i każdy z nich miał nadzieję, na jakieś spełnione marzenie.

-Myślicie, że to naprawdę działa? Te gwiazdy i te wszystkie pragnienia, które mają się spełniać?- zapytał Richard, kiedy starali się wypatrzeć jakąś spadającą gwiazdę. Bez skutku.

-Ja nie, ale nie chciałem się wykruszać- Karl odpowiedział po chwili.

-A ja wierzę, że to działa- odezwał się Andreas.

-Ja też- dodał Stephan.

-Ale czemu? Przecież to nie jest możliwe, żeby jakaś gwiazda nagle dała mi to, czego chcę.

-Bo to nie chodzi o to, żebyś to dostał. Tu bardziej chodzi o to, żebyś uświadomił sobie czego chcesz i do tego dążył- Stephan spojrzał w jego kierunku.

-Nie rozumiem.

-Nie dostajesz ryby, tylko wędkę. Musisz sam się postarać, żeby zdobyć to, czego chcesz- Andreas starał się być dosadny, bo tylko tak Richard mógł przyswoić to, co mówił.

-To po co ta gwiazda?

-Żebyś uwierzył, że twoje marzenie może się spełnić.

-Ja w to wierzę bez tych głupich gwiazd.

-Więc po co tu siedzisz?

Po trzech godzinach bez wyczekiwanych gwiazd Karl i Richard wrócili do domku. Andreas ze Stephanem nadal leżeli na dachu i gapili się w niebo.

-Ty mnie już pytałeś o moje marzenie, więc teraz twoja kolej. O czym marzysz?- Andreas podniósł się na łokciu i patrzył na Stephana. Kiedy myślał, to przygryzał dolną wargę, co od razu sprawiało, że Andreasowi robiło się gorąco. Nagle Stephan się uśmiechnął.

Love policyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz