13.

142 12 0
                                    

W tym momencie również drużyna Zeusa zaczęła pojawiać się na boisku. Pierwszy pojawił się Hera, brązowowłosy napastnik w towarzystwie Ateny blondyna z blizną po lewej stronie twarzy. Obaj weszli wolnym dostojnym krokiem posyłając w stronę przeciwników pogardliwe spojrzenia. Tuż za nimi szła brązowowłosa menadżerka. W przeciwieństwie do Raimona, nie zabrała ze sobą tego całego ekwipunku, jedyne co miała ze sobą to notes oraz.. przenośna lodówka w barwach drużyny. O to czy w środku znajdowała się boska woda nie należało się martwić. Tuż za nimi szli obrońcy i bramkarz. Byron szedł tuż za nimi z tym swoim pewnym siebie chytrym uśmieszkiem.
W chwili gdy przekraczał linię boiska akurat przebiegał Akio. Fudou przeciął mu drogę i zatrzymał się gdy go minął. Postawił nogę na piłce by nie poturlała się nigdzie. Blondyn powiedział coś do niego, a ten delikatnie głową, nie odwracając się do niego twarzą.

-Nie wierzę- syknął Nath rzucając o ziemię bidonem z wodą- widziałeś to?- zwrócił się wściekły w kierunku Axela, blondyn kiwnął głową w odpowiedzi- Nie wierzę, wiesz jak to wygląda? Tak nie powinno...- ruszył w kierunku pary, ale zatrzymała go Silvia

-Nieważne jak to wygląda to nie mamy prawa się wtrącać- powiedziała- Chcesz tam do nich podejść i zrobić awanturę? Tylko odpowiedz, o co?

Właśnie o co?

Po chwili drużyna gospodarzy była już w komplecie. Druga menadżerka Zeusa, Rav szła jako ostatnia. Wolno idąc poprawiała włosy i ubranie, które były w nieładzie.

-Dzieciaki- zawołał trener Hibiki, gdy wszyscy znaleźli się przy nim przemówił- Podaję dzisiejszy skład: na bramce Endou. Obrona: Bobby, Jack, Fubuki, Nathan. Pomoc: Erick, Max i Steve. Atak: Axel i Kevin. 

-Tak jest!- zawołali wszyscy wybrani do pierwszego składu.

-ZAAAAACZYNAMY!- krzyknął głośno w mikrofon Cheaster Horse Senior- Dziś ma miejsce ostatni mecz towarzyski przed wyłonieniem reprezentacji Inazumy Japan.

   Gospodarze spotkania Liceum Zeusa podejmie zwycięzców Strefy Futbolu Liceum Raimona! Zapowiada się emocjonujące spotkanie i to możemy wam zagwarantować. Żadna drużyna nie odda łatwo wygranej!
Piłkarze obu zespołów ustawili się na swoich pozycjach. Na stadionie, również wśród publiczności można było wyczuć nerwową atmosferę...

-Sędzia główny otwiera spotkanie!!

                 Raimon rozpoczyna.
Axel podał krótką piłkę w kierunku Kevina. Napastnicy rozpoczęli bieg ku przeciwnikom. W głowach nadal mieli wizję poprzedniego zwycięstwa z rywalami i nawet pomimo ostrzeżeń, ich chwilowa pewność siebie wzięła górę nad strachem. Posuwali się do przodu wymieniając piłkę z Erickiem i Max'em. Zespół Zeusa gonił za nimi, jednak puki co utrzymywał dystans.

-Pobawmy się z nimi- mruknął Byron do stojącego obok Hery.- Niech myślą, że są silniejsi....

Posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym Hera ruszył do przodu. Kapitan natomiast stał i z tego miejsca obserwował całą sytuację przywołując na usta chytry uśmieszek. Plan zemsty na drużynie Raimona własnie się rozpoczął. Zabawa z piłką na boisku trwała. Raz trafiała pod nogi zawodników Zeusa, a już po chwili biegł z nią członek Raimona. Nikt nie przejmował kontroli, nikt nie dominował. Wyglądało to jak całkiem przyjemna gra. A przynajmniej tak wydawało się widzą na trybunach, gdyż nie mogli oni dostrzec tego, co naprawdę się działo na murawie. Choć póki co obyło się bez fauli czy jakiś brutalniejszych akcentów, dzięki rozkazowi Byrona, gracze Zeusa nie mogli się powstrzymać od drobnych przepychanek, 'małego' trącenia ramieniem, niewidocznego kopania po kostkach czy podkasywania nóg. Axel i Kevin wysunęli się do przodu walcząc z obrońcami Zeusa. Pomocnicy starali się kryć ich od tyłu blokując pozostałych, jak na razie skutecznie. Blondyn stojący kilka metrów dalej zacisnął pięści, znów nie przewidział siły Raimona.... zaraz strzelą bramkę... nie. Nie dopuści do tego. Podniósł rękę wysoko do góry dając tym samym znak swoim kolegom z drużyny. Opuścił ją wskazując na własną bramkę. Dla Raimona mogło wydawać się to bez sensu, ale przecież wszyscy wiedzą, że każdy ruch jaki wykona kapitan Zeusa niesie za sobą jakieś konsekwencje. Dla rywali był to znak. Sygnał, że koniec zabawy, czas na poważną grę. Axel podał piłkę. Drugi napastnik odwrócił się i przekazał futbolówkę do tyłu tuż pod nogi Ericka. Zawodnik z Ameryki od razu posłał ją dalej do czekającego już Fubuki'ego. Chłopak  niestety nie miał tego szczęścia co chłopcy. Drogę zastąpił mu Byron. Uśmiechnął się wrednie mrużąc przy tym swoje oczy. Chłopak próbował odgadnąć co on sobie myśli, ale zanim się spostrzegł stracił grunt pod nogami i znalazł się w centrum małego tornada, które szarpało jego ciałem na wszystkie strony. Z wysokości czterech metrów runął na ziemię, upadając na plecy. Cały wgnieciony w murawę nie mógł złapać oddechu przez parę długich sekund. Kątem oka spostrzegł kapitana Zeusa, który kierował się na ich bramkę. W tym samym momencie podbiegł do niego Erick by pomóc mu podnieść się z boiska.

-Wszystko dobrze?- zapytał z troską w głosie.

-T-tak- odparł podnosząc się ostrożnie i otrzepując spodnie.

Napastnicy gospodarzy dalej biegli w kierunku Marka i innych. Minęli Maxa i Bobby'ego jakby ci byli powietrzem. Fudou nawet nie ruszył się z miejsca nie zauważając szarżujących napastników, zbyt zajęty oglądaniem swoich butów. Obejrzał się za siebie dopiero gdy Ci oddali pierwszy strzał na bramkę Marka.

-Och...- mruknął przekrzywiając głowę.

W przeciwieństwie do nikłego zainteresowania Fudou, Mark był idealnie skupiony. Przeciwnicy oddawali systematyczne strzały na jego bramkę, a on musiał wyczyniać przeróżne akrobacje, aby nie dopuścić piłki do siatki. Już nie raz i nie dwa serce mu na moment stawało, gdy stał po przeciwnej stronie niż ta, do której leciała piłka. Na szczęście mógł polegać na pozostałych obrońcach, którzy przybyli mu z pomocą widząc kiepską sytuację, w którą wpadli. Pomocnicy i napastnicy również zaczęli interweniować, szczególnie, gdy pod bramkę Raimona zawitali obrońcy Zeusa. Mimo takiego natłoku po stronie gości, bramka nie padała. Raimon z całych sił starał się dorównać drużynie bogów i póki co udawało im się to. Gdy po kilku minutach jako taką kontrolę nad piłką w końcu przejął Erick, ruszył on na stronę przeciwnika. Niestety drogę zagrodził mu Byron, odebrał futbolówkę i używając Boskiej Wiedzy strzelił wprost w Marka. Siła była duużo większa niż bramkarz mógł się spodziewać. Siłował się z strzałem przez chwilę, jednak tym razem przegrał pojedynek lądując w bramce z piłką wiercącą mu dziurę w brzuchu. Dla Raimona czas na chwilę stanął w miejscu ( i nie, tym razem nie była to sprawka Byrona ) gdy widzieli upadającego Marka, a zaraz potem po całym stadionie rozszedł się donośny krzyk komentatora oznajmujący zdobycie gola przez zespół blondyna. Zawodnicy powoli zaczęli wracać na swoje pozycje. Nie dość, że byli wyczerpani po walce o piłkę to jeszcze przegrali z kretesem szybko tracąc swoją pierwszą bramkę.

-Mogłbyś nam pomóc- mruknął Erik przechodząc koło niewzruszonego niczym bruneta.

-Mhm- mruknął w odpowiedzi i tyle go było. Poszedł dalej smętnie kopiąc stopami murawę. Brązowo-włosy chłopak westchnął tylko odprowadzając go wzrokiem. Mógłby mu coś powiedzieć, dać reprymendę lub cokolwiek, wiedział jednak, że nie ma na to czasu. Mecz zaraz zostanie wznowiony, a on musi do tego czasu znaleźć się na swojej pozycji, by nie dopuścić do dalszych strat. Teraz przyszła ich kolej na zdobycie bramki. Muszą to zrobić! Muszą wygrać.Gdy już ustawił się na miejscu rozejrzał dookoła. Niedaleko niego stało dwóch pomocników Zeusa. Wyglądało na to, że byli w bardzo dobrych humorach i już nie mogli doczekać się dalszego niszczenia przeciwnika. Tego właśnie Erick obawiał się najbardziej. Chyba nadszedł koniec spokojnej gry. W najlepszym wypadku mogą spodziewać się podobnej pierwszej połowy co ostatnim razem. Przed wznowieniem meczu udało mu się jeszcze na kilka chwil wymienić spojrzenia z Markiem.

To Tylko Ja... ❁INAZUMA ELEVEN❁Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz