Rozdział XI

1.6K 119 11
                                    

Pov.Elizabeta

Wszyscy zebrani wpatrywali się z ciekawością, w wyłaniającą się postać. To co zobaczyłam... brak słów. Gdyby nie wcześniejsza wypowiedź Felicji, nigdy, ale to nigdy, nie pomyślałabym, że to jest Feliks.
Zamiast niskiego, ciągle głupkowato śmiejącego się blondyna, w którego oczach zawsze widać było tańczące iskierki, zobaczyłam wysokiego, na oko 180 centymetrowego mężczyznę, dobrze umięśnionego, co było widać przez odkryte ręce, w długich blond włosach. Jego oczy przyciemniły się i wyostrzyły, ale to co najbardziej mnie zdziwiło to jego spokojny wyraz twarzy. Bez uśmiechu, bez emocji.

Pov.Feliks

Oczywiście. Zdawałem sobie sprawę z tych wszystkich zaciekawionych oraz zaskoczonych spojrzeń, lecz moim jedynym celem przybycia tutaj było... W sumie nawet nie wiem co... Żeby mieć spokój?

Toris ówcześnie oddając papiery Alfredowi, usiadł na swoim miejscu i dołączył do reszty we wnikliwym badaniu mnie oraz mojej siostry.
Kątem oka spojrzałem na Felicję, która stała przy moim boku promiennie się uśmiechając.

- Alfred? - zapytałem, przerywając trwającą ciszę

Wszyscy, jakby wyrwani z transu zaczęli szeptać między sobą niezrozumiałe dla mnie słowa - Są jakieś wolne miejsca dla nas?

- E? Co? A, tak! Oczywiście! Jedno jest tutaj - wskazał na miejsce między Torisem, a Natalią - A drugie tutaj - wskazał na to między... Ludwigiem, a Ivanem.

Słyszałem jak Felicja nerwowo przełknęła ślinę.

- Felicja... - zacząłem - Usiądź obok Torisa, dobrze? - odparłem, a ona spojrzała na mnie jak na wybawiciela

Całe szczęście okazało się, że siedzimy naprzeciwko siebie.
Kiedy byłem kilka kroków od moich sąsiadów poczułem jak temperatura mojego ciała nagle wzrasta.

- Nosz... Czemu akurat teraz?! - pomyślałem - Spokojnie... Spokojnie... Uspokój się...

Mimowolnie, w miarę zbliżania się do mojego miejsca, poczułem jak z moich palców, wystrzeliwują niezauważalne dla innych malutkie płomyki, a ciemnozielone oczy mieszają się z krwistą czerwienią. Przymknąłem powieki i odwróciłem wzrok. Gdy usiadłem na swoim miejscu, poczułem, że po twarzy Ludwiga i Ivana spływają kropelki potu.

- To przez temperaturę, czy moją osobę? - spytałem w myślach

- Tak więc - rozpoczął Alfred, który jak zwykle był prowadzącym - Jak wiecie w Iraku trwa aktualnie wielka wojna...

- "Wielka wojna", hmmm? Ciekawe jak określa II wojnę światową... Mega super gigantyczna? - pomyślałem, kompletnie ignorując wykład Alfeda

- ... tak więc, czy ktoś ma jakieś pomysły? - zakończył swój długi monolog Amerykanin

- No do jasnej ciasnej... - pomysłałem - Już spotkania sejmu są ciekawsze, ponieważ tam przynajmniej trwa jakaś dyskusja! A tutaj? Gada tylko Alfred...

Ale wracając do rzeczywistości...

- Ktoś ma jakieś pomysły? - spytał prowadzący blondyn

- Powinniśmy przyjąć więcej imigrantów! - odparł Franciz

- Zgadzam się... - odpowiedział Ludwig - Według mnie każdy z krajów powinien przyjąć przynajmniej kilka tysięcy!

Zapadła cisza. Atmosfera w sali zrobiła się tak gęsta, że można siekierę powiesić.

- Czy ktoś ma jakieś obiekcje? - zapytał Alfred, robiąc krótką pauze - Jeśli nie to podpiszemy ogólny dokument o--

APH POLAND || Wiele twarzy Feliksa ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz