Adrien zatrzymał się na ulicy i wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się dzisiaj wydarzyło. Prawie poznał tożsamość Biedronki! Gdyby tylko otworzył tamte drzwi, dowiedziałby się, kim jest ta dziewczyna, za którą szalał od pół roku. Ale musiał uszanować jej decyzję. Czuł, że tak będzie lepiej.
Spojrzał na zegarek. Zrobiło się późno. A przecież umówili się dzisiaj z Marinette na wspólne przygotowanie referatu!
- Oż, choroba! – mruknął, przyspieszając kroku.
- Co tam? – spytał Plagg, zapychając pyszczek kawałkiem camemberta.
- Na śmierć zapomniałem, że umówiłem się dzisiaj z Marinette! Musimy się pospieszyć.
- Nie nadążam za tymi twoimi dziewczynami... - mruknął Plagg.
- Marinette nie jest moją dziewczyną – odpowiedział Adrien. – Mamy razem zrobić referat z chemii, pamiętasz?
- Nie wymagaj ode mnie pamiętania czegokolwiek z tego strasznego miejsca, jakim jest twoja szkoła.
- Ech... Trochę wiedzy by cię nie zabiło.
- Mnie tam dobrze z tym stanem wiedzy, jaki mam. Nie rozumiem, na co ma ci się przydać znajomość zasad czy kwasów.
- A jednak coś słyszałeś... - Uśmiechnął się pod nosem Adrien.
- Niestety, nie umiem jeszcze być głuchy na zawołanie – mruknął Plagg i schował się do kieszeni Adriena.
Chłopak wzruszył ramionami i pobiegł przed siebie. Będzie musiał wymyślić jakąś wymówkę, dlaczego się spóźnił. Zanim jeszcze pozbierał myśli, tuż za rogiem wpadł na... Marinette.
Spojrzeli na siebie zdumieni.
- Ma... Marinette? – spytał głupio Adrien.
- Aaa... Adrien... - wymamrotała Marinette.
- C-co tu robisz? – zagadnął, na co ona natychmiast się zaczerwieniła.
- Eee... Alya... Martwiłam się o Alyę – odpowiedziała nieskładnie.
- Chy... chyba wszystko w porządku? – Zakłopotany wsunął ręce do kieszeni, starając się ze wszystkich sił nie popatrzeć na dach hotelu Grand Paris.
- Tak mi się zdaje. – Westchnęła, nie patrząc na niego. – Zro... zrobiło się trochę późno... - zmieniła temat.
- No, trochę – przyznał. – Przepraszam, że nie dotarłem popołudniu do ciebie.
- Ach, to wszystko przez to zamieszanie z akumą. – Ruszyła przed siebie w stronę domu.
- I co teraz? – spytał, podążając za nią, wciąż z rękami w kieszeniach. Zupełnie nie umiał zapanować nad tym nagłym zakłopotaniem, które go ogarnęło. Cały czas bał się, że ona w końcu zapyta go, co tutaj robił.
- Trochę już za późno za branie się za referat – odpowiedziała.
- Masz czas jutro?
- Już ci mówiłam, że z nas dwojga ja mam mniej napięty grafik – przypomniała mu z uśmiechem.
- Mimo wszystko nie mogę zakładać, że nie masz żadnych planów na sobotę – odpowiedział, a ona spojrzała na niego szybko. Wydało mu się, że w jej oczach błysnęło zaskoczenie, ale nie zastanawiał się nad tym zbyt długo.
- Eh, nie mam planów na sobotę – mruknęła.
- Mogę do ciebie wpaść jutro rano?
- Zdefiniuj „rano". – Uśmiechnęła się pod nosem. – Wiesz, żebym nie czekała od świtu, skoro przyjdziesz około południa.
- No wiesz? – wykrzyknął zdumiony i aż się zatrzymał.
- Przepraszam – szepnęła. – Żartowałam tylko.
- Nie, w porządku – odpowiedział natychmiast, zastanawiając się mimowolnie od kiedy to Marinette żartuje. – Pasuje ci dziesiąta?
- Może być. – Kiwnęła głową.
Szli dalej w milczeniu. On wciąż z rękami w kieszeniach. Próbował zrozumieć tę dziwną zmianę w zachowaniu Marinette. Chyba pierwszy raz, odkąd się poznali, zachowywała się swobodniej od niego. I nawet zażartowała sobie z niego. To było do niej niepodobne. Skąd w niej taka zmiana? Nie umiał tego rozgryźć. I nie mógł zrozumieć, dlaczego go to w ogóle obchodzi...
CZYTASZ
Pocałunek prawdziwej miłości
FanfictionCo by było, gdyby Biedronka nie zostawiła Czarnego Kota zaraz po walce z Mrocznym Amorem? Co by było, gdyby Czarny Kot wyznał Biedronce to, co zamierzał jej wyznać w Walentynki? A gdyby przekonał Biedronkę, że tamten pocałunek zaiste był pocałunkiem...