Marinette patrzyła na niego zdumiona, nie potrafiąc złożyć najprostszych słów w jakiekolwiek logiczne zdanie. Wreszcie po chwili przemówiła:
- Ale... skąd... wiedziałeś?
- Zacząłem się zastanawiać po walentynkach. Powiedziałaś wtedy coś takiego, co mnie nakierowało na koleżankę z klasy. A potem zacząłem cię lepiej poznawać i zauważyłem coraz więcej podobieństw. A potem... Potem poznałem twoje pismo z wa... – Tu urwał, bo prawie się wygadał o walentynce i wspólnym referacie z chemii. A z drugiej strony co złego w tym, żeby się dowiedziała? On już wiedział. A jednak... Zależało mu, żeby sama się domyśliła. Tak jak on domyślił się jej tożsamości.
- Moje pismo? Skąd ty wiesz, jaki mam charakter pis... ma... - zająknęła się.
Jej myśli gnały jak szalone. Koleżanka z klasy? Zatem on chodził z nią do klasy. Wybór był mocno zawężony. Właściwie każdy z nich mógłby znać jej charakter pisma. Ale Czarny Kot powiedział, że poznał jej pismo z czegoś. Czegoś na „wa..." I jakim cudem on ją lepiej zaczął poznawać? Przecież nie przebywała z Czarnym Kotem jako Marinette. Jedyny chłopak, z którym spędzała ostatnio więcej czasu to był... Adrien. Adrien, któremu kiedyś wysłała walentynkę. Która zaczyna się na „wa..." A potem Adrien zobaczył, jak kaligrafowała napisy na plakacie do referatu z chemii. I teraz sobie przypomniała, że wtedy zachował się dość dziwacznie. Właściwie od tamtej pory zachowywał się dziwnie w jej towarzystwie. Wszystko do siebie pasowało.
- Nie. Ty nie możesz być... - szepnęła wpatrzona w niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
- Dlaczego?
- Bo to by była najbardziej pokręcona historia na świecie! – Zezłościła się nagle, a on zerwał się z krzesła zaskoczony. Nie takiej reakcji oczekiwał.
- Ale, dlaczego?
- Och, ty naprawdę tego nie łapiesz?! Powiedz, że nim nie jesteś! Bo inaczej cię rozszarpię na kawałki!
- Marinette... Ale ja nie rozumiem.
- Och, to ja ci wyjaśnię! – Zbliżyła twarz do jego twarzy, mrużąc oczy. – Wiesz, przez co musiałam przejść, żeby się w tobie odkochać i zakochać w tobie? Rany, to zdanie nawet nie ma sensu! – wykrzyknęła, chwytając się za głowę. – Powiedz, że nim nie jesteś!
- Ale kim mam nie być? – spytał, walcząc ze śmiechem. Z drugiej strony jej wzrok nie wróżył nic dobrego, jeśliby nie zapanował nad wesołością.
- Adrienem Agreste... - wycedziła powoli, nie spuszczając z niego wzroku.
- I co mam teraz zrobić?
- Zaprzeczyć.
- Nie... - Urwał, a ona wstrzymała oddech. – Nie mogę...
I zanim zdołała cokolwiek powiedzieć lub zrobić, objął ją mocno i pocałował. Wiedział, że jego pocałunki działały cuda, więc nawet jeśli miała ochotę go zatłuc, to odroczy wykonanie tego wyroku o dobrą chwilę.
- To jest niesprawiedliwe... - wymruczała po chwili Marinette.
- Hmm?
- Wykorzystujesz te swoje magiczne pocałunki przeciwko mnie!
- One nie są magiczne dlatego, że są moje. Już ci to tłumaczyłem, Marinette. Magiczne są tylko pocałunki prawdziwej miłości.
- Oooo... - wyrwało jej się i nagle zaczęła się śmiać.
- Teraz to się zgubiłem.
- Och, Kocie! – wykrztusiła, wciąż się śmiejąc. – Chyba rozwikłałam twoją walentynkową zagadkę!
- A była jakaś?
- No, już wiem, dlaczego zadziałał tamten pocałunek! Przecież faktycznie byłam w tobie zakochana.
- Ale przecież nie wiedziałaś, że ja to ja.
- Prawdę mówiąc, wciąż tego nie jestem pewna... - mruknęła.
- Narażasz się na nieprzyjemny kontakt z moim kwami – odpowiedział Czarny Kot. – Plagg nie należy do najbardziej czarujących...
- Ja tam go lubię! – wtrąciła się Tikki.
- Tikki! – wykrzyknęła Marinette w oburzeniu.
- No co? I tak mleko się wylało – odpowiedziała jej Tikki.
- Niech wam będzie. – Westchnął Czarny Kot. – Plagg, chowaj pazury.
Po chwili przed Marinette stał Adrien we własnej osobie, zaś Plagg z kwaśną miną podfrunął do jego głowy i mruknął:
- Sam powinienem cię teraz rozszarpać za te miłe słowa. Ja nie należę do najbardziej czarujących? Jak ty mnie, dzieciaku, nie znasz w ogóle...
Ale ani Marinette, ani Adrien nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi. Stali twarzą w twarz, tuż obok siebie, nie odrywając do siebie wzroku.
- No i jak? Bardzo mi się oberwie? – spytał w końcu Adrien z lekkim uśmiechem.
- Zastanawiam się właśnie – mruknęła. – Kurczę, to rzeczywiście ty...
- Nie da się ukryć.
- Nie mogłeś powiedzieć? – Westchnęła, przewracając oczami. – Sporo by się uprościło i to dawno temu.
- Nie pozwalałaś.
- A fakt. Rzeczywiście. Głupia byłam. Trzeba było pozwolić.
- To... już mnie nie kochasz? – spytał z wahaniem.
- Teraz to już sama nie wiem. Miałam taki bałagan w sercu... Wydawało mi się, że nie kocham już ciebie tylko Czarnego Kota, a potem robiłeś coś takiego, że znów mi wracało. W ogóle nie mogłam sobie dać z tym rady.
- Już nie musisz wybierać. – Uśmiechnął się szeroko.
- W sumie masz rację... - Odwzajemniła uśmiech. – Nie wiem tylko, czy jako Adrien też władasz magicznymi pocałunkami.
- Powtórzę raz jeszcze. One nie są magiczne dlatego, że są moje. Magiczne są...
- ...tylko pocałunki prawdziwej miłości – dokończyli razem i roześmiali się głośno.
A potem Adrien dotknął policzka Marinette, pochylił się i westchnął:
- Kurczę, mam tremę.
- Ależ z ciebie tchórzofretka... - szepnęła i pocałowała go.
Jej pocałunki też były magiczne...
***
KONIEC <3
CZYTASZ
Pocałunek prawdziwej miłości
FanfictionCo by było, gdyby Biedronka nie zostawiła Czarnego Kota zaraz po walce z Mrocznym Amorem? Co by było, gdyby Czarny Kot wyznał Biedronce to, co zamierzał jej wyznać w Walentynki? A gdyby przekonał Biedronkę, że tamten pocałunek zaiste był pocałunkiem...