Czarny Kot chciał zadzwonić do Biedronki niemal natychmiast po wyjściu z domu, ale pomyślał, że może... Może uda się ją złapać w jednym z tych miejsc, w których zwykle na siebie wpadali. Dzisiaj były walentynki, więc Wieża Eiffla odpadała w przedbiegach. Pełno tam dzisiaj musiało być zakochanych par. Pomyślał zatem o katedrze Notre Dame. Jeśli nie będzie jej tam, spróbuje zadzwonić. Być może... Być może odbierze...
Mimo że miał nadzieję spotkać Biedronkę na dachu katedry Notre Dame, jej widok siedzącej tam z podkulonymi nogami i obejmującej ramionami kolana zaskoczył go. Stanął jak wryty, a ona podniosła na niego wzrok. Przez ułamek sekundy mógł dostrzec w jej oczach smutek, ale zaraz przykryła go uśmiechem.
- No co tam, Kocie? – spytała, mrugając do niego. – Lepiej ci już?
- Co? – wykrztusił. – A, tak! Oczywiście, że jest mi już lepiej!
- Jak ci się udały walentynki? – spytała, odwracając wzrok.
- Nie bardzo... - mruknął.
- Nie zostałeś zasypany kartkami od wielbicielek?
- Coś tam przyszło... - Wzruszył ramionami. – Ale nie zwróciłem szczególnej uwagi.
- Niemożliwe! – Roześmiała się, ale wydało mu się, że niezbyt szczerze. – Taki superbohater, jak ty ma zapewne tłum wielbicielek...
- I wszystkie znają mój adres... - skomentował z przekąsem.
- Ach, no fakt! – Tym razem roześmiała się naprawdę. – Zapomniałam, że nie podaliśmy oficjalnych adresów do wiadomości opinii publicznej!
- Moje cywilne ja dostało ich trochę. A ty? – spytał, siląc się na swobodny ton, ale od środka aż go skręcało z nerwów. Co odpowie?
- Co: ja? – odpowiedziała pytaniem, rumieniąc się przy tym.
- Dostałaś dużo walentynek? No... Ty jako ty. Kiedy nie jesteś Biedronką.
- Zdziwisz się, Kocie. – Spojrzała na niego z namysłem, zupełnie jakby jej się spodobało, że spytał o nią, a nie o Biedronkę. – Zatrzęsienie.
- Wcale mnie to nie zdziwiło... - szepnął, tłumiąc w sobie ogromny żal i zazdrość, że ona gdzieś tam w swoim cywilnym życiu jest popularną dziewczyną otoczoną tłumem wielbicieli. Nawet nie potrzebowała maski, żeby zawracać chłopakom w głowach.
- Ani jednej... - mruknęła.
- Nie rozumiem... - Zastygł w bezruchu, przyglądając się jej dokładniej. Znów mocniej objęła swoje kolana i położyła na nich czoło. Miał ogromną ochotę usiąść przy niej i ją przytulić. Ale pewnie zaraz by go zrzuciła z dachu!
- Ani jednej walentynki, Kocie... - szepnęła, wzruszając ramionami. – Nieważne...
- Dlatego ci tak smutno?
- Ech... Smutno mi... bo wysłałam dzisiaj walentynkę do kogoś...
- I nie odpowiedział? – spytał głucho i poczuł ogromną chęć, żeby samemu skoczyć z tego dachu. Zamiast tego usiadł obok niej i spojrzał na nią z ukosa.
- Gorzej... Nie podpisałam się! – wyznała i zaczęła się śmiać.
- N-nie podpisałaś się? – powtórzył i zarumienił się. Czy to możliwe, że była to ta walentynka?
- Och, Kocie! Bo ja jestem taka ofiara losu trochę!
- Biedronko, wybacz mi proszę, co teraz powiem, ale gadasz zupełnie od rzeczy.
- Poważnie, Kocie. Kiedy nie jestem Biedronką, to straszna ze mnie ciapa. Nie podpisałam walentynki, masz pojęcie? – I znów zaczęła się śmiać.
Czarny Kot nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić. Coś mu się nie podobało z tym jej śmiechem. Brzmiał nieco histerycznie.
- Jesteś superbohaterką, Biedronko – odezwał się wreszcie ostrożnie. – Nie możesz wpaść do niego i mu powiedzieć, że to od ciebie?
- Och, Kocie, Kocie... - westchnęła i pokręciła głową. – Wysłałam tę kartkę jako ja. Wiesz... Ta codzienna, zwyczajna, przeciętna ja.
- Znów gadasz od rzeczy. Jak możesz o sobie mówić, że jesteś przeciętna?
- Bo jestem. Wręcz powiedziałabym, że jestem niezauważalna w normalnym życiu. Inaczej... Inaczej on pewnie by zwrócił na mnie uwagę.
- Może jest głupi? – szepnął bardziej do siebie niż do niej, wciąż nie będąc pewnym czy ta walentynka bez podpisu była od niej, czy to tylko zbieg okoliczności. Bo jeśli od niej, to teraz rozmawiali... o nim.
- No wiesz?! – oburzyła się.
- No, musi być głupi, skoro się na tobie nie poznał.
- Sam byś się nie poznał! – warknęła, nagle zezłoszczona na niego. – Potknąłbyś się o mnie, gdybym nie miała na sobie kostiumu Biedronki.
Spojrzał na nią szybko, a ona zorientowała się momentalnie, jak musiało to zabrzmieć. Zaczerwieniła się aż po cebulki włosów.
- Nie to miałam na myśli!
- Wiem... - mruknął, też nagle zakłopotany. – Przepraszam.
- Za co?
- Że obraziłem twojego chłopaka – wyznał z trudem.
- Nie jest moim chłopakiem – sprostowała. – Mówiłam ci, że on nie wie o moim istnieniu. Ale nie jest głupi. Po prostu jest... dość popularny.
Czarny Kot ponownie się zarumienił. To znów pasowało do walentynki bez podpisu. Wszak był dość popularnym chłopakiem. Ale wciąż nie miał pojęcia, kim mogłaby być ta dziewczyna skrywająca się pod maską Biedronki. Może rzeczywiście nie miał pojęcia o jej istnieniu i nawet gdyby się o nią potknął, to by nie zwrócił na nią uwagi? Ale jak to możliwe, że ta przebojowa dziewczyna jest jednocześnie niewidzialną, niezauważalną osobą gdzieś z jego otoczenia?
CZYTASZ
Pocałunek prawdziwej miłości
Fiksi PenggemarCo by było, gdyby Biedronka nie zostawiła Czarnego Kota zaraz po walce z Mrocznym Amorem? Co by było, gdyby Czarny Kot wyznał Biedronce to, co zamierzał jej wyznać w Walentynki? A gdyby przekonał Biedronkę, że tamten pocałunek zaiste był pocałunkiem...