7 - Sobotni poranek

5.8K 374 233
                                    

W sobotni poranek Marinette zerwała się z łóżka o świcie. Adrien mógł sobie mówić, co chciał, ale ona wolała być przygotowana na wypadek, gdyby jednak wpadł wcześniej niż o zapowiadanej dziesiątej. Zaczęła od gruntownego od-Adrien-owania swojego pokoju. Usunęła wszystkie jego zdjęcia ze ścian, zmieniła tapetę na monitorze, schowała pomiętą kartkę z wierszem, który napisał w walentynki – głęboko do szuflady. Z myślą, że tę pamiątkę jednak zachowa na zawsze.

Obrzuciła pokój uważnym spojrzeniem. No, teraz nadawał się do zaproszenia tu chłopaka, o którym marzyła nieprzerwanie od pół roku do środy... Do walentynek. Walentynki zmieniły wszystko. Jeszcze nie ogarniała tego tak do końca, ale czuła, że coś się zmieniło. Czuła to wczoraj wyraźnie podczas tego niewymuszonego spaceru – spaceru z Adrienem. Spaceru, za który jeszcze trzy dni temu dałaby się pociąć. Spaceru, który nie wywołał w niej spodziewanej euforii. Spaceru... który okazał się po prostu normalnym spacerem. Mimo całej romantycznej oprawy, jakim był paryski bezchmurny i ciepły – jak na luty – wieczór...

Zeszła na dół na śniadanie.

- Jak tam, skarbie? Wyspałaś się? – spytała ją mama.

- Pewnie. – Marinette uśmiechnęła się w odpowiedzi.

- Jak ci się udała randka?

- J-jaka r-randka? – zająknęła się Marinette, czerwieniąc przy okazji okropnie.

- Widziałam, że odprowadził cię jakiś chłopiec. Czy mnie się wydawało tylko, czy był to Adrien? – Mama uśmiechnęła się znacząco.

Marinette wolałaby teraz cofnąć czas i nie nawijać tyle o Adrienie Agreste w domu. Jej rodzice byli święcie przekonani, że jest w nim zakochana po uszy. Co było poniekąd prawdą. Do trzy dni temu.

- Mamo... - jęknęła.

- Nie podglądałam was specjalnie – wyjaśniła mama z uśmiechem, krzątając się po kuchni. – Ale długo cię nie było i od czasu do czasu wyglądałam przez okno. Wiesz, że wczoraj był atak akumy? Martwiłam się.

- Powinnam zadzwonić, wiem – odpowiedziała skruszona Marinette.

- Następnym razem zadzwoń – poradziła mama, obrzucając ją wyrozumiałym spojrzeniem.

- Oczywiście, mamo...

- No, to co chcesz na śniadanie? Pewnie zgłodniałaś po tych porannych porządkach?

- Skąd wiesz...? – wyrwało się Marinette.

- Że sprzątałaś? – Uśmiechnęła się Sabine. – Mamy wiedzą wszystko, kochanie.

- Och, no tak... - parsknęła Marinette.

- I nie są głuche – dokończyła mama. – Co cię tak wcześnie wzięło na sprzątanie?

- Och... - Marinette ponownie zaczerwieniła się potwornie. – Bo... Wiesz mamo, przyjdzie dzisiaj Adrien...

- Umówiliście się znowu? – Ucieszyła się mama.

- Mamy przygotować referat na następną lekcję chemii – wyjaśniła Marinette.

- Ach... - Mama westchnęła takim tonem, jakby wszystko rozumiała.

- Naprawdę, mamo.

- Oczywiście, kochanie. – Sabine uśmiechnęła się do córki. – To co z tym śniadaniem?

Marinette zerknęła szybko na zegar wiszący w kuchni. Miała jeszcze ponad godzinę do przyjścia Adriena. Wystarczająco dużo czasu, żeby przygotować śniadanie razem z mamą.

Pocałunek prawdziwej miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz