Ostrzeżenie! W tej części natkniecie się na sporo spoilerów z Sezonu 1. To alternatywna wersja rozwoju akcji, która uwzględnia pewne magiczne pocałunki, które miały miejsce wcześniej. Z góry przepraszam za morze cytatów i parafraz.
***
- Mam dla was dobrą i złą wiadomość! – oświadczyła zdecydowanym tonem profesor Mendelejew. – Dobra jest taka, że dzisiaj... - Uczniowie właśnie odetchnęli z ulgą, spodziewając się odwołania klasówki. - ...klasówka potrwa tylko piętnaście minut. – Uśmiechnęła się szeroko. – Nazwijmy ją taką szybką śmiercią. Albo wiecie, albo nie wiecie. Natomiast zła jest taka, że... - Znów zawiesiła głos, pozwalając uczniom podelektować się niepokojem, że skoro nieodwołanie klasówki było dobrą wiadomością, to co będzie złą? – W czwartek nie będzie lekcji chemii, ponieważ muszę wyjechać na kilka dni z Paryża.
Marinette ze wszystkich sił starała się nie okazać radości związanej z odroczeniem wygłoszenia referatu o kolejny tydzień! Mogła dłużej pracować nad plakatem. Jeśli bardziej się przyłoży, to może uda się zaimponować profesor Mendelejew i ostatnia wpadka pójdzie w zapomnienie.
- No to zaczynamy! – zarządziła nauczycielka.
Marinette kątem oka zauważyła, że Chloe siedzi sama w ławce. Gdzie była Sabrina? I dlaczego wystawiła swoją przyjaciółkę akurat w dniu, w którym jest klasówka, na której Chloe – to było bardziej niż pewne – zamierzała odpisywać od lepiej przygotowanej koleżanki? Szybko jednak skierowała myśli na inne tory. Nie było czasu na roztrząsanie nieobecności Sabriny. Sprawdzian z fizyki miał być błyskawiczny, ale wcale to nie oznaczało, że będzie łatwy.
Nad klasówką zawisło jednak fatum, z którym nawet pani Mendelejew nie była w stanie walczyć. Pupilkę wszystkich nauczycieli (no, prawie wszystkich... poza nauczycielką fizyki i chemii), Chloe Bourgeois zaatakował niewidzialny wróg. Nie było mowy o kontynuowaniu sprawdzianu, uczniowie wybiegli z klasy za spanikowaną córką burmistrza.
Marinette nie czekała długo z przemianą. Po chwili spotkała się z Czarnym Kotem w hotelu Grand Paris. Choć próbowali zbadać ślady, Biedronka nie mogła się opędzić od Chloe, która ciągle jej dotykała i robiła jej co chwilę jakieś zdjęcia. Czarny Kot przyglądał się temu z krzywym uśmiechem. Biedronka była taka urocza, jak się złościła. I jak zwykle skupiona była na zadaniu. Rzeczowym tonem zaleciła zamknięcie wszystkich drzwi i okien, po czym uciekła z apartamentu Chloe.
Czarnego Kota niemal przemocą zaciągnęła do windy. Czy on tylko udawał, że nie wie, o co chodzi?
- Coś się stało? – spytał z przekąsem, jak tylko zamknęły się za nimi drzwi windy.
- To nie jest powód do żartów – mruknęła nieprzyjaźnie.
- Uśmiechnij się, Biedronko. – Mrugnął do niej okiem. – Wszak jesteśmy tu sami...
- Kocie... - Westchnęła z irytacją.
- Ach, gdyby tylko winda teraz utknęła między piętrami... - Rozmarzył się Czarny Kot, zbliżając się do Biedronki.
- Kocie... - powtórzyła, ale na twarzy już się pojawił zdradziecki uśmiech. Jednak ją rozbawił i doskonale o tym wiedział. Uśmiechnął się zwycięsko i pocałował. Krótko. Bo w hotelu Grand Paris windy jeździły szybko. Niestety.
Wysiedli i zaczęli wypytywać zaufanego lokaja „panienki Chloe". Doprowadziło ich to dość szybko na trop Sabriny Raincomprix, z którą Chloe pokłóciła się niedawno.
- Tylko jak dopaść kogoś niewidzialnego? – spytał Czarny Kot, wręczając Biedronce przy okazji czerwoną różę wyciągniętą z wazonu w lobby hotelowym.
CZYTASZ
Pocałunek prawdziwej miłości
FanfictionCo by było, gdyby Biedronka nie zostawiła Czarnego Kota zaraz po walce z Mrocznym Amorem? Co by było, gdyby Czarny Kot wyznał Biedronce to, co zamierzał jej wyznać w Walentynki? A gdyby przekonał Biedronkę, że tamten pocałunek zaiste był pocałunkiem...