Pobił chyba rekord świata w biegu po dachach. Pokonał dystans między Wieżą Eiffla a Katedrą Notre Dame w czasie krótszym niż mógł ogarnąć rozum. Odbębnił sesję zdjęciową, po czym wyłgał się odrabianiem lekcji i rozpłynął się w powietrzu. Oficjalnie odjechał taksówką w kierunku szkoły. Nieoficjalnie – leciał na złamanie karku na spotkanie z Biedronką.
Miał nadzieję, że odsłuchała jego wiadomość, którą popołudniu nagrał na jej poczcie głosowej. I że posłuchała jego błagań, żeby poczekała cierpliwie.
Ale dopóki nie stanął na dachu katedry i nie zobaczył jej siedzącej tam z podkulonymi nogami, obejmującej kolana – zupełnie jak tydzień temu, w walentynki, nie śmiał ufać tej nadziei.
- Jednak ci się udało... - Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust na jego widok.
Odetchnął z ulgą. Nie było żadnych kwaśnych „Spóźniłeś się." „Już miałam iść." „Wreszcie jesteś." Nie, ona przywitała się pogodnie, jakby wcale nie miała mu za złe spóźnienia, tylko cieszyła się, że jednak dotarł na spotkanie.
- Nienawidzę mojego cywilnego życia – odpowiedział, podchodząc do niej szybko.
- Nie mów tak – szepnęła, wstając.
- Strasznie mi komplikuje życie uczuciowe – dodał, obejmując ją ciasno.
- Najważniejsze, że się udało. Wiesz... - zawahała się. – Naprawdę wierzyłam, że ci się uda. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś – powiedziała, zanurzając dłonie w jego włosach.
Czarnemu Kotu serce przestało bić na chwilę. Kolejna poszlaka. Kolejny trop. Kolejny dowód na to, że Biedronką jest Marinette. Zastygł z twarzą tuż przy jej twarzy. Biedronka spojrzała na niego zdziwiona. Już dawno spodziewałaby się pocałunku, tymczasem Czarny Kot zatrzymał się milimetry od jej ust, najwyraźniej przeżywając jakieś rozterki.
- Hej, wszystko w porządku? – spytała szeptem.
- Dzisiaj naprawdę się bałem, że to będzie ten pierwszy raz, kiedy jednak cię zawiodę.
- Niepotrzebnie się obawiałeś. Odsłuchałam wiadomość. Obejrzałam sobie zachód słońca i pojawiłeś się tylko odrobinę spóźniony. Przepadł ci piękny widok.
Westchnął. Gdyby tylko wiedziała. On też oglądał ten malowniczy zachód słońca. Wszak cała sesja zdjęciowa odbyła się na jego tle.
Biedronka wciąż wpatrywała się w niego uważnie. I wciąż nie doczekała się pocałunku. Zaniepokojona spytała ponownie:
- Na pewno nic się nie stało? Kocie, zachowujesz się jakoś dziwnie...
- Komu wysłałaś tę walentynkę tydzień temu? – spytał wprost, zanim pomyślał. Już drugi raz tego samego dnia wyrwało mu się coś, czego do końca nie przemyślał. A raczej coś, o co nigdy w życiu by nie zapytał tak bezpośrednio.
- Kocie... - Westchnęła w odpowiedzi i odsunęła się nieco od niego. – Nie mogę ci powiedzieć. Ale nie musisz być zazdrosny.
- Ale... To nie o to chodzi...
- A o co?
Tego akurat nie mógł jej powiedzieć. Musiałby zdradzić swoją tożsamość, a tego by mu nigdy nie wybaczyła. Jak ma ją zapytać, czy tamta walentynka była od niej? Skoro wysłała ją jako cywilna dziewczyna, a nie jako Biedronka. I w dodatku do jego cywilnego „ja", a nie do niego jako Czarnego Kota. Ależ to było pokręcone!
- Nie bądź zazdrosny o tamtą walentynkę – szepnęła, obejmując go mocniej.
- Nie jestem.
- Czuję, że coś się jednak stało – zauważyła z niepokojem.
- Ja... - zawahał się. – Ja chyba wiem, kim jesteś...
Spojrzała na niego zszokowana. W jej oczach mógł zobaczyć z milion pytań typu: „Skąd?" „Jak?" „Kiedy?", a mimo to usłyszał:
- I dlatego mnie jeszcze dzisiaj nie pocałowałeś?
Zerknął na nią niepewnie. Żartowała? Uśmiechnął się krzywo.
- Wręcz przeciwnie – mruknął.
- Więc w czym problem?
„W tym, że Marinette nie kocha Adriena..." – pomyślał smutno, ale milczał. Nie mógł jej tego powiedzieć. Mógł ją za to wreszcie pocałować. I zapomnieć o tej rozmowie. Lepiej, żeby zostało, jak jest. Biedronka miała rację – nie powinni znać swoich tożsamości.
CZYTASZ
Pocałunek prawdziwej miłości
FanfictionCo by było, gdyby Biedronka nie zostawiła Czarnego Kota zaraz po walce z Mrocznym Amorem? Co by było, gdyby Czarny Kot wyznał Biedronce to, co zamierzał jej wyznać w Walentynki? A gdyby przekonał Biedronkę, że tamten pocałunek zaiste był pocałunkiem...