Ech, ostatnio mam kryzys weny i strasznie trudno dochodzi mi się z tekstami do ładu, ale staram się z tym walczyć! Trzymajcie kciuki, żeby to było chwilowe! :<
Miłej lektury <3.
Pierwszy był szok. Jak osłupiała wpatrywałam się w swoją pierś, próbując cokolwiek zrozumieć z tego, co właśnie widziałam. Kiedy wreszcie mój otępiały umysł połączył fakty, zalał mnie strach tak wyrazisty, że niemal czułam, jak krew kropla po kropli odpływała mi z twarzy. Nowy objaw... ten krwawy wykwit, to nowy objaw!
Zaczęła narastać we mnie panika. To nie mogła być prawda. Nie, po prostu nie. To coś na mojej piersi musiało być tylko złudzeniem, zwykłą marą, która pewnie zaraz zniknie... wystarczy, że się obudzę. Tak, powinnam spróbować się obudzić! Desperacko chwyciłam się tego wyjaśnienia i uszczypnęłam się w policzek tak mocno, że napłynęły mi łzy do oczu. Niestety nic się nie zmieniło, ale tak zawzięcie chciałam mieć rację, że zrobiłam to jeszcze raz, a potem znowu i powtarzałabym to bez końca, gdyby nie przeszkodził mi Nevra, ostrożnie, ale pewnie ujmując moje dłonie. Dopiero wtedy mi się przypomniało, że przecież nie byłam tutaj sama.
– Ja... ja... – wydukałam jednocześnie oszołomiona i przerażona.
– Jestem tutaj – odparł cicho Nevra, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno objął. Bezwładnie zanurzyłam się w jego ramionach, tracąc resztki kontroli nad sobą. Zaniosłam się gwałtownym płaczem, dając wreszcie ujście tym wszystkim emocjom, którymi zapełniłam się w szaleńczym tempie. Nie wiem, ile łez wylałam i jak długo to wszystko trwało, ale Nevra ani na chwilę nie przestał delikatnie mnie kołysać.
– Tak bardzo się boję – powiedziałam z trudem i to były pierwsze słowa, na jakie się zdobyłam, gdy już nie miałam czym płakać.
– Wierzę – stwierdził Nevra, przytulając mnie mocniej. – Ja też się boję – dodał, delikatnie całując mnie w czubek głowy. Paradoksalnie to wyznanie mnie uspokoiło. Nie chciałam, by Nevra zgrywał twardziela i doceniałam to, że nawet nie próbował. – Ale obiecuję, że nie zostawię cię z tym samej.
Po tych słowach ponownie zamilkł, bo żadne dalsze zapewnienia nie były już potrzebne. Tyle mi wystarczyło, bym wiedziała, że dotrzyma słowa. Teraz gdy udało mi się odzyskać względny spokój, skupiłam się na ukojeniu, jakie przynosiła mi bliskość wampira. Tylko w jego ramionach mogłam znaleźć tyle siły i wsparcia, by wreszcie zebrać się w sobie. Wcale nie przestałam się bać, ale musiałam przywołać się do porządku. Rzeczywistość nie będzie czekała wiecznie, aż się z nią zmierzę.
Kiedy poczułam się gotowa, powoli odsunęłam się od Nevry, a on bez protestu pozwolił mi na to, rozsuwając ramiona. Gdy uniosłam wzrok, by na niego spojrzeć, dostrzegłam, jak bardzo był zatroskany.
– Musisz o tym powiedzieć Huang Hua i Ewelein – oznajmił cicho i ostrożnie, ujmując moją twarz w dłonie, by kciukami troskliwie zetrzeć z policzków ślady łez.
– Nie... nie chcę ich martwić – odezwałam się zupełnie odruchowo.
– Akurat tym powinny się martwić – stwierdził od razu wampir, jakby się spodziewał, że powiem właśnie coś takiego i już miał przygotowaną ripostę. Tym razem jego głos brzmiał pewniej, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że nie było innego rozwiązania. – Nie rozumiałem, dlaczego wcześniej ukrywałaś ból, ale akceptowałem twoją decyzję. Teraz jednak zrobiło się zbyt poważnie, by milczeć – dodał po chwili, gdy nie odpowiadałam. Wiedziałam, że miał rację. Nie mogłam zignorować faktu, że moja choroba jakoś wiązała się z tym, co niszczyło Kryształ, więc jeśli mi się pogorszyło, to Wyroczni też się raczej nie poprawiło...
CZYTASZ
Eldarya: Aniołki Wyroczni
FanfictionCzasem wystarczy zmienić tylko jedną rzecz, żeby otrzymać inną historię. Tak jest właśnie z tą opowieścią, która zaczyna się tam, gdzie kończy oryginalny 17 odcinek. Za sprawą podsłuchanej rozmowy, Karenn, Gardienne i Alajea dowiadują się, kto w Str...