Ha, na ostatni tekst trzeba było trochę poczekać, to teraz tak dla odmiany poszło mi zaskakująco szybko XD. Chciałabym, żeby każdy rozdział pisało mi się tak lekko jak ten XD.
Miłej lektury <3
Nie zdążyłam nawet na dobre się rozsiąść w pracy nad przydzielonym mi przez Ewelein zadaniem, gdy do przychodni przyszedł Ezarel i oświadczył z dumą, że pora na moją pierwszą lekcję.
– Ale że tak teraz? – zapytałam nerwowo. Nie zdążyłam się jeszcze oswoić z perspektywą zajęć z Ezarelem i prawdę powiedziawszy, nie za bardzo mi odpowiadało pójść na nie tak z marszu. Obawiałam się, że nauka u niego przybierze formę pasma żartów i kpin ze mnie oraz z mojego nieobycia w alchemii, a na to zdecydowanie nie byłam teraz psychicznie gotowa.
– A niby kiedy? – zdziwił się elf.
– A nie lepiej na przykład jutro? – zaproponowałam, starając się wydusić z siebie uprzejmy uśmiech.
– Mam teraz trochę wolnego – powiedział elf, po czym wymownie rozejrzał się po pustej przychodni. – I ty też raczej nie masz zbyt wiele do roboty, to szkoda nie skorzystać – dodał, podpierając się pod boki.
– Ale ja mam co robić... – broniłam się jeszcze, wskazując na leżące przede mną materiały, z których miałam zrobić opatrunkowe plastry, choć wiedziałam, że to bardzo słaby argument. Ezarel przechylił lekko głowę i popatrzył na mnie bez przekonania, po czym na jego usta wypłynął wredny uśmieszek.
Z pomieszczenia obok nagle wyłoniła się Ewelein prawdopodobnie zwabiona odgłosami rozmowy, bo od razu spojrzała w naszą stronę. Ezarel wyprostował się na jej widok.
– O, cześć Ez – powiedziała, przystając na progu, jakby wolała zachować bezpieczną odległość. – Co tam?
– Zamierzam zabrać Gardienne na pierwszą lekcję – wyjaśnił uprzejmie elf, a ja pod stołem zacisnęłam mocno kciuki, licząc, że Ewelein jednak odmówi.
– O, to świetnie – odparła elfka, tym samym bezlitośnie pogrzebując moją ostatnią nadzieję. – Gardienne, jakby coś się działo, to cię wezwę – poinformowała zaraz potem, podchodząc do mnie. Położyła rękę na moim barku. – Także skup się na nauce i nie myśl o przychodni, dobrze?
– Dobrze... – obiecałam, wstając przy tym. Zupełnie się nie przygotowałam na dzisiejszą lekcję, więc podeszłam jeszcze do szafki, w której przechowywaliśmy cienkie, kilkustronicowe notesy. Zazwyczaj robiliśmy z nich karty dla nowych pacjentów, ale na notatnik też się nada.
Wychodząc z Ezarelem z przychodni, na odchodnym rzuciłam Ewelein ostatnie spojrzenie, a ta mi pomachała na pożegnanie. Miałam wrażenie, że rozbawiła ją moja mina.
Kiedy weszliśmy do laboratorium, okazało się, że Ezarel bardzo poważnie podszedł do tematu, bo połowę stołu, przy którym najczęściej go widywałam, zajmowały teraz różne przyrządy alchemiczne, z czego funkcji niektórych mogłam tylko się domyślać. Leżała tam również taca, na której zostało wyłożonych kilkanaście składników, ale nie wszystkie umiałam nazwać.
Podeszłam do alchemicznego blatu, by to wszystko obejrzeć, a Ezarel go obszedł i stanął naprzeciwko mnie.
– Zanim zaczniemy, ustalmy sobie jedną rzecz, Gardienne – oznajmił elf, a ja uniosłam głowę, by na niego spojrzeć z zaciekawieniem, bo brzmiał jakoś tak nie jak on. – Wszędzie indziej możemy sobie żartować, docinać i wyzłośliwiać, ale tutaj, przy alchemicznym stole jesteśmy poważni – powiedział powoli, mocno akcentując słowa, jakby chciał mieć pewność, że dobrze go zrozumiałam. – Alchemia sama w sobie wymaga ogromnego skupienia, ale jej medyczna odmiana wymaga jej jeszcze więcej, bo tutaj, pomylenie się nawet o szczyptę może decydować o czyimś życiu – dodał, patrząc mi prosto w oczy. – Rozumiemy się?
CZYTASZ
Eldarya: Aniołki Wyroczni
Fiksi PenggemarCzasem wystarczy zmienić tylko jedną rzecz, żeby otrzymać inną historię. Tak jest właśnie z tą opowieścią, która zaczyna się tam, gdzie kończy oryginalny 17 odcinek. Za sprawą podsłuchanej rozmowy, Karenn, Gardienne i Alajea dowiadują się, kto w Str...