Cisza

546 57 47
                                    

Hej!

Ten rozdział jest trochę krótszy od tego, co zwykle piszę, ale to nie oznacza, że nie będzie się działo xD. Ba, zapnijcie pasy <3.

Miłej lektury <3



Byłam już znużona zaglądaniem pod każdy kamień i przeczesywaniem każdej kępy krzaków, ale nie zrażałam się ani na chwilę – kryjówka Ashkore'a po prostu musiała gdzieś tu być. Zbyt wiele w naszej teorii do siebie pasowało, byśmy nie miały racji!

Trudności w znalezieniu tego miejsca tłumaczyłam sobie tym, że z całą pewnością ani Ashkore, ani Leiftan nie byli tak głupi, by przygotować kryjówkę, którą dałoby się łatwo odszukać. Co prawda podczas sprawy Yvoni najprawdopodobniej wysłali tutaj samych swoich pomocników, ale dopatrywałam się w tym raczej zwykłego i dość rozsądnego dmuchania na zimne. W takich sprawach lepiej nie zdawać się na przypadek nawet jeśli miało się pewność, że wszystko się zrobiło jak należy.

Choć na wszelki wypadek sprawdzałam wszystko, co w jakiś sposób przykuwało moją uwagę – na przykład gałąź leżącą pod dziwnym kątem, czy nienaturalnie układające się listowie, to tak naprawdę spodziewałam się wejścia do kryjówki w miejscu, które niczym się nie wyróżniało. Dlatego właśnie badałam ten odcinek lasu niemal metr po metrze, co niestety pochłaniało ogromne ilości czasu i mimo spędzonych tutaj już kilku godzin, wcale nie odeszłam zbyt daleko od miejsca, w którym zaczęłam. Nie martwiłam się tym jednak, bo wątpiłam, by Alajea i Ykhar nie zgodziły się na moje przyjście tutaj także jutro. Ba, pewnie obie dzisiaj odetchnęły, że nie musiały słuchać mojego burczenia pod nosem na te cholerne dokumenty. Przewalanie nieskończonej liczby raportów stanowiło zbyt wielkie wyzwanie dla mojej cierpliwości i skupienia uwagi, za to praca w terenie – to było to! Nawet przy tak bezowocnych poszukiwaniach czułam się znacznie przydatniejsza niż tam w bibliotece, przeglądając kolejny świstek sprzed wielu lat, w którym prawdopodobnie i tak coś bym przeoczyła.

Zaczynało powoli robić się ciemno, gdy wreszcie coś mnie naprawdę zaintrygowało. Przez krótką chwilę wydawało mi się, że grunt pod moją stopą zabrzmiał trochę inaczej, niż powinien. Różnica była minimalna i prawdopodobnie nie do wychwycenia dla kogoś, kto po prostu gdzieś szedł bezrefleksyjnie, ale ja właśnie na coś takiego czekałam. Pośpiesznie przeszłam parę razy w tym miejscu, próbując określić, jak wielki obszar wydawał ten nieco inny odgłos i w końcu doszłam do wniosku, że te rozmiary pasowałyby do porządnej klapy ukrywającej wygodne zejście w dół.

Z entuzjazmem zaczęłam obmacywać grunt, ale to niestety nic nie dało. Jednak nadal się nie zrażałam, bo miałam jeszcze parę pomysłów, jak sprawdzić, czy coś tu się znajdowało. Postanowiłam zacząć od tego, który wydawał mi się najprostszy i najczystszy, więc po prostu wyciągnęłam z kieszeni dzwoneczek Ashkore'a.

– Rzowto eis – powiedziałam dokładnie tak samo jak pod murem przy wiśni, przykucając przy tym. Wyszłam z założenia, że skoro tamto zabezpieczenie działało, to Ashkore i Leiftan mogli nie widzieć potrzeby wymyślania innego rozwiązania dla kryjówki. Gdybym była spiskowcem, któremu wszystko uchodziło płazem, i przez to przekonanym o własnym geniuszu, to właśnie tak bym zrobiła. W milczeniu czekałam na to, co się stanie.

Wyglądało jednak na to, że dobrze ich zdiagnozowałam, bo po chwili wytypowany przeze mnie kawałek trawy podskoczył tak nagle, że drgnęłam wystraszona, choć byłam na coś takiego przygotowana.

– Ha – mruknęłam z satysfakcją. Uśmiechając się pod nosem, powiodłam wzrokiem po krawędziach tego uniesionego kawałka, który okazał się mieć kształt kwadratu. Aż naszła mnie ochota, by samej się poklepać z dumą po ramieniu.

Eldarya: Aniołki WyroczniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz