Hej!
Ten tekst do paradoks, bo jednocześnie nie mogłam się doczekać, aż Wam go zaprezentuję i totalnie nie chciało mi się go pisać xD. Ale napisałam! I co najlepsze - tym razem zaczęłam od ostatniej sceny, by nie stało się znowu tak, że zmieniam moment finału, bo się przeliczyłam XD.
Miłej lektury! <3 bwahahaha!
Zamknęłam za sobą drzwi od pokoju na klucz, po czym zarzuciłam torbę podróżną na ramię. Jeszcze z pewnym zawstydzeniem sprawdziłam, czy kołnierz bluzy na pewno stoi dostatecznie wysoko, by zasłonić lekkie sińce, jakich się dorobiłam po rytuale i wreszcie byłam gotowa, by wyruszyć w podróż na tajemniczą wyspę.
Ruszyłam w stronę wyjścia z Kwatery, mimowolnie myśląc o minionej nocy. Może i te niewielkie sińce trochę mnie zawstydzały, ale nie mogłam tego samego powiedzieć o tym, co jeszcze kilka godzin temu robiliśmy z Nevrą – to potrafiłam wspominać całkiem bezwstydnie. Oby mi tych wrażeń wystarczyło na zapas, bo na wyspie raczej trudno nam będzie spędzić na osobności dłużej niż chwilę bez przykuwania uwagi Leiftana.
Przystanęłam na środku korytarza, by jeszcze się wsłuchać w bicie serca Nevry. Jak emocje już opadły i odzyskaliśmy siły, to nauczył mnie, jak panować nad tą nową umiejętnością, którą nabyłam dzięki rytuałowi. Moje postępy w tej kwestii były tak szybkie, jak w ostatnim czasie niemal we wszystkim, czego próbowałam i tym razem akurat nie miałam tego Leiftanowi za złe.
Potrząsnęłam głową i z głupawym uśmiechem pod nosem wyciszyłam słyszane przeze mnie bicie serca Nevry i ponownie ruszyłam do wyjścia, tym razem już sprężystym, entuzjastycznym krokiem.
– Zajmiesz się nią? – usłyszałam głos Ezarela, dobiegający z Sali Drzwi, gdy już prawie miałam tam wchodzić.
– Tak, możesz na mnie liczyć – odparła na to Ewelein i wtedy nie wiedzieć czemu, zatrzymałam się w półkroku.
– Dzięki. Wolałbym zostać, ale... – zaczął mówić Ezarel, ale Ewelein mu przerwała.
– ... ale tam możesz być bardziej potrzebny – dokończyła za niego. Nie brzmiała jednak jakoś oschle, wręcz przeciwnie, jej głos emanował zatroskaniem. – Możesz być spokojny. Wiem, jak się nią zająć.
– Wiem, przepraszam – odparł Ez nieco zagubiony. Chyba przyjaźnienie się z Karenn nie miało zbyt dobrego wpływu na moją ogładę i takt, bo nawet nie wiedziałam, kiedy zdążyłam się ustawić plecami do ściany przy wejściu do Sali Drzwi i wychylić się zza niej, by dyskretnie podejrzeć rozmawiające elfy. Okazało się, że stali pod przychodnią i gdy akurat spojrzałam, to Ezarel ujął dłonie Ewelein. – Zostawiam ją w dobrych rękach – dodał, a ja nie byłam pewna, czy elfka naprawdę trochę się zarumieniła, czy to jednak oczy mnie myliły.
– Właśnie... właśnie tak – powiedziała Ewelein, chyba starając się brzmieć na zadowoloną, choć ostatecznie wyszło jej coś na pograniczu zmieszania i niepewności. – To udanej podróży, Ez. Mam nadzieję, że uda ci się nabrać dystansu do tego wszystkiego.
– Z dystansem, czy bez, nadal będę się czuł tak samo winny – odparł, puszczając jej dłonie i było w jego głosie coś tak smutnego, że aż ścisnęło mi się serce.
– Nie masz za... – zaczęła Ewelein, ale tym razem to Ezarel nie dał jej skończyć.
– Powinienem już iść – powiedział, pochylając się, by unieść bagaż podróżny, który dopiero teraz zauważyłam. – Do zobaczenia, Lein – powiedział, odwracając się, a ja automatycznie się schowałam za ścianą, by uniknąć wykrycia. To zdecydowanie wina Karenn.
CZYTASZ
Eldarya: Aniołki Wyroczni
FanfictionCzasem wystarczy zmienić tylko jedną rzecz, żeby otrzymać inną historię. Tak jest właśnie z tą opowieścią, która zaczyna się tam, gdzie kończy oryginalny 17 odcinek. Za sprawą podsłuchanej rozmowy, Karenn, Gardienne i Alajea dowiadują się, kto w Str...