1. Tam dom twój

2.4K 125 195
                                    


Grzebień jak zwykle nie mógł sobie poradzić z jej gęstymi i poskręcanymi włosami, więc Lily musiała się uciec do pomocy małego zaklęcia, które odkryła na trzecim roku. Z błogością sięgnęła po różdżkę, jako że tym razem nikt jej nie mógł ukarać za używanie czarów poza szkołą — w końcu była pełnoletnia.

Jedyne, co jej się obecnie nie podobało we własnych włosach, to ich kolor. Zazwyczaj połyskiwały ognistą barwą, właściwie niemalże wpadającą w czerwień. To dzięki nim oraz swojemu charakterowi zasłużyła sobie na przezwisko Płomyk. Teraz były fioletowe. Fioletowe, na litość Merlina. Lily już mogła sobie wyobrazić reakcje swoich przyjaciół i dalszych znajomych. Na pewno nie obędzie się bez śmiechów i komentarzy szeptanych na ucho. Gdyby tylko nie otrzymała prefektury, z miłą chęcią użyłaby kilku upiorogacków.

Zrobiła bardzo ciasnego koka na czubku głowy, żeby tylko żaden kosmyk się z niego nie wyślizgnął, broń Merlinie, i założyła bawełnianą czapkę. Z zadowoleniem skonstatowała, że nie widać ani odrobiny fioletu, więc mogła się pokazać ludziom.

Zatrzasnęła wieko kufra, upewniwszy się, że wszystko spakowała, i ruszyła z nim w stronę schodów. Zapukała po drodze do pokoju Petunii, mieszczącego się tuż obok jej własnego, ale w zamian otrzymała wyłącznie głuchą ciszę.

— Tunia, muszę już jechać. Odezwę się do ciebie, napiszę ci list, dobrze? Powodzenia w szkole. Kocham cię.

Nie była zaskoczona, kiedy nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Westchnęła głęboko i nieco przygarbiona ruszyła w drogę po schodach. Jej rodzice już czekali przy drzwiach wyjściowych, jako że obiecali podwózkę na dworzec. Cokeworth było w końcu tak małą mieściną, że nie miało własnego dworca ani nawet autobusów dojeżdżających do Londynu. Prawdę mówiąc, Lily nie miała pojęcia, dlaczego jej rodzice upierali się przy mieszkaniu tutaj, skoro Londyn mógł im zaoferować znacznie więcej — i lepsze warunki pracy, i dostępność sklepów, i komunikacji miejskiej, i barwniejsze środowisko. Cokeworth nawet nie było ładne, choć leżało w pięknej dolinie, nieopodal gór. Jedyne, czym mogło się poszczycić, to własny hotel, będący właściwie bardziej spelunką niż porządnym hotelem. Lily bałaby się tam spędzić nawet kilka minut, a co dopiero noc.

— Gotowa?

Przynajmniej jej rodzice mieli dla niej ciepłe słowa i uśmiechy zamiast milczenia.

Szybko przytaknęła. Była bardziej niż gotowa na powrót do Hogwartu. Do drugiego miejsca, które mogła nazwać swoim domem.

Przez całą drogę na dworzec z ekscytacją rozprawiała o przedmiotach, które będzie miała na siódmym roku — rzecz jasna, wybrała wszystko, co tylko się dało — oraz o zbliżających się egzaminach — rzecz jasna, już zaczęła się przygotowywać. W tym roku czekało ją naprawdę dużo pracy, tym bardziej, że otrzymała posadę prefekta naczelnego — prefekta naczelnego, dobry Merlinie — a mimo to Lily już się nie mogła doczekać.

Ledwo znaleźli się na właściwym peronie, Lily zaczęła się rozglądać za swoimi przyjaciółmi. Umawiali się na spotkanie się na kwadrans przed odjazdem pociągu, więc przynajmniej część towarzystwa powinna już być na miejscu.

— Pamiętaj tylko, żeby do nas często pisać, przynajmniej raz na tydzień, i o tym, żeby się ciepło ubierać, bo Szkocja o tej porze roku jest chłodna, i żeby porządnie jeść, trzy razy dziennie... I nie przejmuj się kolorem swoich włosów, w końcu się zmyje...

Uciekająca Łania | Trylogia Łani 1 | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz