13. Na głęboką wodę

909 70 60
                                    

Nawet nie podniosła głowy, gdy drzwi się znowu otworzyły. Segregowanie papierów znajdujących się w szafkach całkowicie ją pochłonęło, chociaż dopiero co zaczęła się z nimi rozprawiać. Na razie nie trafiła na nic ciekawego — ot, wykaz wydatków z ubiegłego roku, listy zakazanych przedmiotów (ponad pięćdziesiąt, kto by pomyślał), rozpiska patroli... Żadnych notatek na temat potencjalnych sprawców wykroczeń wymienionych w leżących na biurku kartkach. Lily jednak nie zamierzała się szybko poddawać.

— Zapomniałeś czegoś, Remusie? — wymamrotała nieobecnie, rzucając raport sprzed dwóch lat na kupkę papierów do wyrzucenia.

— To ja, James.

Dopiero wtedy zaskoczona drgnęła i odwróciła się tak szybko, że jej włosy uderzyły o otwarte drewniane drzwi szafki. I rzeczywiście, natychmiast jej wzrok podążył w jego stronę — stał blisko wejścia, nieco niepewnie. Wyglądał na zakłopotanego, nic przy tym nie tracąc z własnej charyzmy; w dodatku wydał się Lily jeszcze przystojniejszy niż zwykle. Trzymał w jednej ręce złotego znicza, drugą chował w kieszeni spodni. Pozbył się już szkolnych szat, ale pozostawił białą koszulę z podciągniętymi rękawami, luźno wetkniętą w czarne spodnie, oraz krawat w barwach Gryffindoru.

Przyłapana na gapieniu się, musiała spuścić wzrok. Jej policzki paliły, gdy bawiła się swoimi włosami; zaczerwieniła się jeszcze bardziej na samo wspomnienie ich pocałunku, obudzone samym widokiem Jamesa.

Nie miała pojęcia, co mu powiedzieć. Była tym wszystkim skonfundowana, ledwo miała czas na dokładne przeanalizowanie kotłujących się w niej uczuć oraz sensacji, które wzbudzał James Potter. Owszem, istniało między nimi to dziwne, magnetyczne przyciąganie, które sprawiało, że tak trudno było mu się oprzeć. Poza tym był też nieustanny flirt, co mogło rzeczywiście oznaczać, że James chciał czegoś... więcej. Jednocześnie dopiero skończyli się borykać z kwestią zaufania — owszem, była to kwestia już rozwiązana, ale pozostawiła po sobie posmak, a teraz musieli jeszcze się uporać z konsekwencjami tamtego pocałunku.

Właściwie wydarzyło się to tak szybko, że kręciło jej się w głowie, jakby znajdowała się na jakiejś karuzeli kręcącej się z każdą sekundą coraz szybciej, bombardowana tymi wszystkimi emocjami i wydarzeniami i rzeczami i...

Musiała zrobić krok w tył.

— James.

Ledwo zauważyła ciszę, która ich otulała, ponieważ była aż nazbyt komfortowa. Nawet patrzenie mu prosto w oczy wydawało się naturalne — no, może pomijając te nieszczęsne rumieńce na jej policzkach. Jego oczy miały ciepły, brązowy kolor, trochę przypominający orzechy, i lśniły... nadzieją? Albo też być może był to jakiś rodzaj nieznanych emocji, mieszanka, koktajl.

— Hej.

— Hej.

Nie wiedzieć z jakiego powodu oboje szeptali, powoli zbliżając się do siebie coraz bardziej. Z każdym kolejnym krokiem dystans malał — i wreszcie przystanęli. Ich ciała prawie się stykały, ręce prawie się splotły, ich usta prawie się zetknęły...

Robili to wszystko właściwie instynktownie, zupełnie jakby rzeczywiście istniała ta niewidzialna, nieodparta siła, która związała ich ze sobą. Wydawało się to dziwne i jednocześnie cudowne.

— Musimy porozmawiać.

Te dwa słowa wypowiedziane przez Jamesa wydały się niewiele głośniejsze od szeptu.

Uciekająca Łania | Trylogia Łani 1 | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz